Ruszamy!

Czekamy na taxi, bo nie ma wolnych uberow. Uwierzycie?
To lecimy!

Nie bez przygód, bo komórka została w taxi, ale szczęśliwie, bo się odnalazła. Zaraz boarding i lecimy!
Dubaj

30 stopni w nocy i duchota - co się zowie arabska noc. I taki starbaksunio
W przestworzach

Czasami WiFi jest też na wysokości. Dzięki Emirates ;)
Wylądowali!

Pierwdze wrażenia: wszyscy mówią "hej, jak się macie?" albo "co u Was?" I jest to miłe i niewymuszone
Sydney

17 stopni. Serio. I nie ma słońca. To nas dziwi, ale jest pięknie! Opera jest niezwykła, most na zatoce niesamowity. Zaczęliśmy wycieczką z przewodnikiem, dzięki czemu od razu poczuliśmyLeer más
Sanktuarium koali

Uznaliśmy, że nazwa może rozczarować, bo koale są trzy. Słodziaki, ale nadal tylko trzy. Za to kangurury (tak właśnie!) są prawdziwymi gwiazdami.
Blue Mountains

Góry niebieskie rzeczywiście były niebieskie. Honeymoon Bridge był rzeczywiście w czasie podróży poślubnej. Do tego bardzo znane Trzy Siostry (Nie znacie? Jak to!). I pogoda, ach ta pogoda, zLeer más
Przejażdżka po rzece

Na koniec przepłynęliśmy z portu olimpijskiego do centrum. Wycieczka udała się głównie dzięki przewodnikowi Jasonowi, który poza imponującą wiedzą objawił nam podstawową zasadę: jeżeliLeer más
Bondi Beach

Najbardziej znana plaża w okolicy, jeżeli nie w całej Australii. Nawet przy nienajlepszej pogodzie w wodzie roiło się od surferów. Podobnie było na kilku innych plażach. Do tego (na razie)Leer más
Ogród botaniczny

Ostatni dzień w Sydney i już dość mało czasu zostało, ale udało nam się jeszcze przejść do ogrodu botanicznego. Żywe skamienieliny, piękne kwiaty i chmary uroczych szkrabów.
Rejs

Czyli prolog i epilog nurków. I sam w sobie był fajny z barwną załogą i międzynarodowym towarzystwem.
Nurki

W dwa dni zrobiliśmy po 5 nurkowań na 4 różnych nurkowiskach. Do tego noc na rafie. Jest pięknie!
Cape Tribulation

Czyli rajska plaża co się zowie. Tylko ciągle nie wiemy, co oznacza Tribulation
Daintree Forest

Czyli las deszczowy z prawdziwego zdarzenia. Poza kilkoma przebieżkami po ścieżkach typowo turystycznych, zafundowaliśmy sobie także godzinny spacer po szlaku
Babinda Boulders

Kolejny dzień, kolejna wycieczka z serii zrób-to-sam. Dzisiaj dużo wody - głównie wodospady. Oraz kolejny las deszczowy. Niby podobny, a jednak się zupełnie nie nudzi.
Josephine Falls

Nie tylko można było popływać i zjechać z naturalnej zjeżdżalni, ale i oddaliśmy się największej miłości Australijczyków, czyli barbie (czyli barbecue).
Największa atrakcja QLD

To samo Artherton Tablelands, z jego pagórkami i lasami. Załapaliśmy się też na spacer w koronach drzew ;)
Wodospady, wszędzie wodospady

Cała droga nazwana "drogą wodospadową". A przy niej trzy z wielu w tej okolicy - Ellinjaa, Zillie i Milla Milla
Park Paronella

Próba przeniesienia kawałka Hiszpanii do Australii przez Katalończyka na początku XX wieku. A głównie szalony pomysł zrobienia fajnego miejsca dla turystów i ludności lokalnej. NajbardziejLeer más
Cairns Chillout

Czekając na szatl bas pożegnaliśmy nasz pokój i poszliśmy na miejską plażę, żeby zażyć jeszcze tutejszego słońca i wody.
Darwin

Samo miasto nie jest za piękne czy ciekawe, ale za to jakie studio mamy!
Park Narodowy Litchfield

Zaczynamy 3-dniową wyprawę do Parków Litchfield i Kakadu. Od razu dowiadujemy się, że pora deszczowa przyszła w tym roku wcześniej. My tego nie widzimy, bo przeszkadza pełne słońce, ale jużLeer más
Cooinda

Czyli pierwsze obozowisko. Dzisiaj nauczyliśmy, co to są australijskie odległości. Jechaliśmy cztery godziny przez właściwie niezmienny krajobraz. No może z okazjonalnymi kopcami termitów, naLeer más
Yellow Water Billabong

Billabong, czyli starorzecze, to tutaj zazwyczaj przepiękny i sielsko wyglądający teren, mnóstwo ptaków, wody, ryb, krzewów, drzew, lilii wodnych, traw, bawołów wodnych (tych mniej). ILeer más