• Dzień 12 - RAIDEN!

    February 7, 2024 in Japan ⋅ ☁️ -4 °C

    Kolejny dzień, kolejna tura.
    Tym razem uderzamy na górę nazwaną na cześć największego wojownika Mortal Kombat - Raidena. Mount Raiden ma 1211 m npm i jest położona dość mocno na zachodzie wyspy z dala od głównych ośrodków narciarskich co czyni ją rzadziej uczęszczaną.

    Plotka głosi, że na pierwszy turniej otrzymał osobiście zaproszenie od Shang Tsunga. Raiden przybrał ludzką postać, aby rywalizować w turnieju. W drugim turnieju powraca, jednak zły z powodu porażek Shao Kahn atakuje Ziemię bez ostrzeżenia. Raiden mobilizuje wtedy siedmiu wojowników Ziemi do walki z najeźdźcą, sam zaś musi uciekać. Zostaje zmuszony do powrotu po pokonaniu Shao Kahna z powodu ataku oddziałów Shinnoka.
    Tak.

    Dojazd w 1h na miejscówkę. Z powodu chorych ilości śniegu nie mogliśmy zaparkować w wyznaczonym miejscu, tym samym musieliśmy ominąć faktyczny start drogi i trawersować w poprzek. Start nieprzedeptanym lasem. Po 15 minutach dreptania lasem dotarliśmy do faktycznej drogi. Następnie ok. 40 minut najnudniejszego podejścia drogą leśna zamieniło się w przyjemne podejście po świeżym puchu. 2h później dotarliśmy na czubek góry Raiden z której można było podziwiać Morze Japońskie i Wybrzeże Hokkaido.
    Pogoda była zdecydowanie bardziej łaskawa niż dnia poprzedniego zarówno pod kątem wiatru jak i Słońca.
    Nadeszła pora na zjazd. Oglądając instagramowe rolki naszej konkurencji zrozumieliśmy, że żeby liczyć się w świecie frirajderowym musimy zacząć kręcić wartościowy kontent.
    Krótka decyzja: GoPro na kask, zjazd wspólny przez las stylem „wataha” (tj. Wszyscy razem)
    Po drodze w planach było wykręcenie takiej ilości GRUBYCH trików, zaliczenie takiej ilości DROPÓW i stworzenie takiej ilości FIRAN żeby sponsorzy walili drzwiami i oknami.
    Ruszamy w dół.
    Pierwsze 10 metrów ok. Jest nieźle. Wszyscy na kamerze.
    Kolejne 10 metrów niespodziewana przez nikogo zaspa Śnieżna pokonała Białą Śmierć (☠️ Przemka) oraz Piotrka (☠️). Fiński Snajper był na tyle zaskoczony wypięciem nart że runął jak jechał w pozycji stojącej, nie wyprowadzając nawet rąk przed siebie w celu amortyzacji.
    Wyglądało to jak przewracające się drzewo po ścięciu.
    Nie zrażona tym faktem wataha popędziła dalej w dół góry, tworząc piękny perfekcyjnie skoordynowany taniec śmierci pomiędzy drzewami.
    Krążą plotki, że do teraz opada w lesie kurzawa podniesionego puchu po naszym przejeździe. Ponoć lokalsi straszą niegrzeczne małe japońske pierdy że jeżeli nie zjedzą całego Miso (zupki) to wataha przyjedzie je porwać. Wizyta będzie poprzedzona głośnym wyciem „DROP DROOOOP!!!”.
    (Niestety nagryw z GoPro nie nadaje się do pokazu publicznego gdyż mocno obniża naszą zawrotną prędkość, spłaszcza hopki a dropy wyglądają jak zjazdy z krawężników. Innymi słowy wyglądamy tam jak mocno nieskoordynowana wycieczka 10 latków cieszących się że mają narty na nogach 🐶)

    Zwycięski powrót miał być oblany pysznym ramenem. Niestety WSZYSTKO jest zamknięte do godziny 17:00.
    Trafiliśmy więc znów na pizzę BRUNNON & ADOLF.
    Wieczór siedzieliśmy prowadząc inteligentne dysputy na temat związków oraz lekkości bytu.

    Ciekawostka:
    Na Hokkaido żyje 12 tys. niedźwiedzi brunatnych. W Japonii odnotowuje się ok. 200 przypadków rocznie ataków niedźwiedzi na ludzi.
    Read more