- Show trip
- Add to bucket listRemove from bucket list
- Share
- Day 16
- Thursday, August 16, 2018 at 7:00 PM
- ⛅ 7 °C
- Altitude: 3,204 m
PeruProvincia de Calca12°58’27” S 72°7’22” W
Pachamanca u rodziny inkaskiej

Pachamanca czyli zapiekanka. Z kurczakami, pstrągami, wołowiną (chyba, ale kawałki mięsa trochę za duże jak na świnki morskie), ziemniakami, juką, patatami, ananasem, ocho, bobem w strąkach i serem. A wszystko przyprawione ziołami z ogródka albo z nad pobliskiego strumyka. Robione w ziemi, przykryte rozgrzanymi kamieniami, plachtami worków parcianych i folii, i pod kopcem ziemi.
Kiedy wysiadamy z busa ociekając wodą prosto z andyjskich szczytów, pachamanca jest przygotowana do zakopania. Odnajdujemy resztki suchych ubrań, niekoniecznie skompletowanych, i cudnie ustrojeni (Wojtek wygrywa wszystkie konkursy w krótkich spodenkach na kalesonach i w klapkach) schodzimy kolektywnie zakopywać obiad. Najwyraźniej nasza garderoba budzi opór nawet w wyrobionych Peruwiańczykach którzy niejedno widzieli, bo znowu dostajemy inkaskie ubrania, w które wskakujemy z wdzięcznością, bo temperatura spada, a ogrzewanie w Peru w zasadzie nie występuje.
Do tego dostajemy na przywitanie naszyjniki z narodowych inkaskich kwiatów qantu, i dopiero tak przystrojeni jesteśmy gotowi do obrządku pachamanci.
Kiedy zapiekanka już jest w ziemi, Vasilija, gospodyni i mama naszego kucharza, Eliasa, opowiada nam w Quechua o tym jak przędzie, tka i wyrabia gobeliny. Na szczęście przy okazji demonstruje nam co i jak, z pomocą 10 letniego Johana, więc mniej więcej ogarniamy o czym mówi, nie rozumiejąc w ząb ni słowa. Pokazuje nam również całą kolekcję swoich wyrobów - sprzedaż rękodzieł to jeden z ich głównych sposobów zarobku. Kupujemy piękna czapkę inkaską w lamy dla Mieszka, i torebkę dla Mai, żeby miała gdzie przechowywać wszystkie włóczkowe lamy kupowane na targach i w trakcie wędrówki.
Wyczekana zapiekanka smakuje świetnie, przy kolacji towarzyszy nam też 3-letnia córka Eliasa, która rezolutnie uczy nas prostych zdań w Quechua, i częstuje kolejnymi smakołykami że stołu.
Po kolacji szybko spać (prysznic jest, ale lodowato zimny, postanawiamy więc kolektywnie śmierdzieć przez jeden więcej dzień), pod sterty koców z lamy, kołder i prześcieradeł, w zasadzie w dowolnej kolejności. Niestety, to nie do końca wystarcza, bo choć na szczęście M'n'Ms śpią spokojnie, Wojtek przekształca się w mały piecyk i na zmianę trzęsie się w dreszczach, albo pali go gorączka. Kombinacja aspiryny i ibuprofenu nad ranem zaczyna działać, ale trochę się obawiamy rozwoju choróbska, więc planujemy, że kolejny dzień będzie bardziej na luzie.
Na śniadanie, oczywiście, rosół i ziemniaki. M'n'Ms już w zasadzie pogodziły się z menu i że swoim losem...
Dla poprawienia humoru wychodzi słońce, i już o 9 rano dociera do zakątka doliny gdzie mieszka Vasilija z rodziną. Mamy więc szansę osuszyć najbardziej przemoczone ciuchy, i choć trochę się ogrzać. I już mniej więcej wysuszeni i ogrzani wyruszamy w drogę z zaledwie godzinnym opóźnieniem - nasi kierowcy w busie nie narzekają, to zgodne z czasem peruwiańskim...Read more
TravelerDo twarzy Wam w tych storjach, chyba Wam podesle takie :-)