Satellite
Show on map
  • Day 22

    Titikaka i Puno

    August 22, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 13 °C

    Puno jest brzydkie. Niestety, nie da się tego delikatnie określić. Nie aż tak, jak Juliaka, ale niewiele mniej. Juliaka zresztą lekko wstrząsnęła nami wczoraj - tak jak Arequipa przypomina miasto całkiem europejskie, tak Juliaka kojarzy nam się tylko i wyłącznie z Sajgonem, albo innym azjatyckim, totalnie nie zorganizowanym miastem. Auta jadące w każdą stronę jednocześnie, colectivo, moto (czy też tuk-tuki), sprzedawcy ciepłego jedzenia niewiadomego pochodzenia z rożna na środku ulicy, klaksony, huk, spaliny, i sieć kabli wiszących nisko nad jezdnią. Uciekamy stamtąd jak najszybciej. A Puno, choć odrobinę bardziej zorganizowane, ma w sobie tyle uroku co np. Łódź fabryczna albo Płaszów.
    Jednak położone jest wprost bajecznie, nad samym brzegiem jeziora Titikaka. I doskonale wykorzystuje ten fakt, oferując dziesiątki rozmaitych opcji zwiedzenia Titikaka i pływających wysp Uros.
    My też dokładnie w tym celu tu przyjechaliśmy. Początkowo założenie było,że spędzimy noc na jednej z wysp, ale chyba powoli mamy dość folkloru. Z kolei na calodzienną wyprawę, z pobudką o 5.30 też nie mamy siły po długiej drodze. Decydujemy się więc na opcję minimum, czyli popoludniowa 3 godzinna wycieczka po najbliższych wyspach, która można wykupić u nas w hostelu. Jak się okazuje, wybór jest bardzo dobry. Co prawda ewidentne jest, że wszystko co widzimy jest przygotowane dla turystów, ale jest przygotowane dobrze i ciekawie. Wyspa wykonana w całości z tortory jest imponująca, a lokalny szef wyspy opowiada o niej bardzo ciekawie. Z trzciny wykonane jest wszystko - wyspa, domy, łodzie, łóżka, stoły, krzesła - bez mała ubrania i jedzenie też. A, nie, akurat jedzenie tak. Wyspiarze używają niezdrewniałych koncowek trzciny jako podstawy posiłku - coś jak nasze ziemniaki i chleb razem wzięte.
    Dzieci do szkoły podstawowej pływają na sasiednią wyspę (wysp jest ponad 100), i dopiero kiedy idą do szkoły średniej muszą pływać na stały ląd. Mężczyźni zajmują się rybołówstwem, kobiety ogarniają dom, przygotowują posiłki i tkają/ wyszywają. Rodzina mieszka w jednoizbowej chacie, a ze względu na brak ogrzewania (jak tu ogień rozpalić na wyspie z suchej trzciny) w miesiącach zimowych wszyscy śpią w jednym łóżku...
    Po prezentacjach czas na zakupy rękodzieł. Gospodarz w celu ocieplenia przyjaźni polsko - peruwiańskiej (i zachecenia do zakupów) przyspiewuje "wlazł kotek na płotek" i "szła dziwewczka do laseczka" . Jak widać, nasi tu byli. Nie mamy złotówek, ani dość soli, ale na szczęście nie są fundamentalistami, i udaje się nam zakupić łupy za funty brytyjskie - po najmniej korzystnym przeliczniku, jaki istnieje...
    Na kolejną wyspę płyniemy łodzią z tortory (ale wyposażoną w silnik spalinowy), a dodatkową atrakcją jest szczeniak husky, który z przejęcia nie wie, kogo obskakiwać w euforii a kogo gryźć.
    Naszym zdaniem, przez te 3 godziny udało się nam zyskać niezłe pojęcie o życiu na wyspach Uros, wycieczkę zaliczamy więc do bardzo udanych.
    Na zakończenie przeszukujemy internet w poszukiwaniu rekomendowanej restauracji - prawdę mówiąc "menu" mamy już serdecznie dość - i tak trafiamy do peruwianskiego grilla, który mozemy z czystym sumieniem polecić każdemu.
    Read more