Satellite
Show on map
  • Day 7

    Gartnerkofel (2195 mnpm) zdobyty!

    July 29, 2022 in Austria ⋅ ☁️ 17 °C

    Od tygodnia prognozy pogody zapowiadają, że w piątek od rana będzie deszcz. A potem ulewa. I jeszcze trochę deszczu. I tak do wieczora. Nastawiamy się więc na dzień gier planszowych i odpoczynku. I oczywiście, budzi nas piękne słońce. A prognozy pogody, na wszystkich dostępnych stronach internetowych, godzinowe i dzienne, zapowiadają znienacka, że do wieczora już tylko lekkie zachmurzenie. Ośmielamy się więc uwierzyć w sprzyjające okno pogodowe i decydujemy się na atak szczytowy na Gartenkofel, który od przyjazdu kusi nas i wabi do siebie. Na szczęście trasę mamy już wybraną i przemyślaną, więc tylko zapisujemy na mapsme i jeszcze kilku innych stronach i ruszamy. Słońce świeci, chmurki baranki od czasu do czasu je przysłaniają, łagodząc upał, słowem dzień jak z bajki.
    Tras jest do wyboru kilka, niestety, tylko w skrajnych stopniach trudności. Tzn albo można lecieć w zasadzie w klapkach, albo potrzebne są haki, raki i czekany, żeby wspinać się po pionowej ścianie. Decydujemy się na wersję dostępna (ponoć) w klapkach, choć na wszelki wypadek zakładamy buty górskie. I słusznie, bo droga, choć prowadzi przez łąki alpejskie, gdzie pasą się malownicze krowy, to jednak prowadzi ostro pod górę, i po zdradliwych kamieniach. Mijamy karczmę, dolne i górne stacje wyciągów, jeziorka, i jeszcze więcej łąk, i docieramy na przełęcz. Po prawej - ściana Gartenkofla (ta właśnie na raki i czekany) po lewej Kammleiten, zdecydowanie bardziej przyjazny. Pierwszy atak na Kammleiten zatem, gdzie zamierzamy zatrzymać się na zasłużony piknik. I tam, na szczycie, spora niespodzianka - otóż oprócz oczywistego krzyża znaczącego szczyt, i zjawiskowych widoków, miejsce na piknik ozdabia sporą kolekcja ...krowich placków. Jak one tam, skubane, wlazły, dociec nie sposób. Bo ścieżka może i dostępna jest bez ekwipunku, ale wąska, stroma, kamienista, i na pewno nie dostosowana dla krowich kopyt. Najwyraźniej muszą to być specjalne krowy alpejskie....
    Po serii zdjęć dokumentalnych, dokumentujących nas i nadciągające (a jakże) czarne chmury, wracamy więc z piknikiem na przełęcz.
    Czas na etap drugi, czyli właściwy atak szczytowy, rzecz jasna nie przez ścianę T5. Okrążamy imponującą skałę Gartenkofla u podnóża, i dolaczamy do ścieżki dla zupełnych turystów, którzy podjeżdżają do podnóża wyciągiem krzesełkowym.
    I tu może ich spotkać spore zaskoczenie, bo choć raków i czekana nie trzeba, porządne buty i kijki są zdecydowanie konieczne. Uderzamy na szczyt, początkowo zatrzymując się co trzy kroki, żeby wydać okrzyki zachwytu i zrobić serię zdjęć, a wraz z nabieraniem wysokości coraz bardziej przyspieszając, żeby jednak zdążyć przed deszczem. Tu warto wspomnieć, że odwołuję wszelkie wyrzekania na turystów którzy z głupoty dali się złapać załamaniu pogody w górach ("przecież trzeba być idiotą, żeby nie sprawdzić prognozy pogody przed wyjściem w góry"). Jeśli jeszcze nie jest to jasne, prognozy tak się mają do rzeczywistości, jak legendy do historii, więc albo się zakłada, że będzie słońce, albo siedzi w domu... A my liczymy na to, że jednak złapie nas tylko deszcz, a nie burza.
    I dokładnie tak się dzieje - zdobywamy szczyt i właśnie wtedy spadają pierwsze ciężkie krople. A my możemy powiać smrodkiem pedagogicznym, i pokazać młodej części drużyny jak to warto być przygotowanym i nosić ze sobą kurtki przeciwdeszczowe.
    Deszcz ucicha po 15 minutach...
    Plan wyprawy wykonany, północny szczyt Gartenkofla zdobyty, a my w sławie i chwale wracamy do naszej chatki.
    Read more