Satélite
Exibir no mapa
  • Dia 7

    Dzień 7 - Niseko Annupuri

    2 de fevereiro, Japão ⋅ 🌫 -7 °C

    Dzień 7 czyli kolejny dzień z puchem!!!
    Tym razem uderzyliśmy w ośrodek Annupuri.
    Dojazd na miejsc będzie przygód - nowa furka super się sprawuje.
    Od razu zauważyliśmy że na tym ośrodku (jeden z czterech połączony górą) jest zdecydowanie mniej ludzi.
    Od samego początku uderzyliśmy w lasy gdzie można było znaleźć sporo świeżego puchu. Niestety z uwagi na wiatr nie funkcjonowała ani gondola ani górne krzesełka. W zamian za to Japonia uraczyła nas oldskulowymi krzesełkami bez zamknięć. Albo bez podpórek na nogi.
    A jak były zamknięcia to były tylko na wysokość klatki piersiowej.
    Generalnie tutaj to standard.
    Tak jak standardem są znaki na słupach wyciągów żeby nie zeskakiwać w śnieg z krzesełka😳 Patrząc po aktualnej pokrywie śniegu (a nie jest największa jak na Japonię - 1,5-2m) jest to absolutnie możliwe.
    Swoją drogą, znaczna większość tutejszego osprzętu obsługującego narciarzy jest dość hm… nadgryziona zębem czasu. Znów cały tutejszy sprzęt wyciągowy jest zwymiarowany na średniej wielkości jamnika. Kanapy na cztery osoby to raczej kanapy na trzy osoby. Zamknięcie osłony wiatrowej powoduje atak klaustrofobii, a jak już się gdzieś dorwie podpórki na narty na wyciągu to kolana ledwo mieszczą się pod rurką. 😵‍💫
    Zatem podróż do góry trwała dość długo i w cierpieniach. Do tego dodajmy wiatr i temperaturę odczuwalna -15 stopni.. no zimno.
    Na szczęście zjazd dość szybko rekompensował cierpienie:D
    Z ciekawszych rzeczy to w dniu dzisiejszym Lata zaliczył imponującą glebę, znów Piotrek postanowił zrobić 180 ze ścianki zdejmując po drodze narty.

    Popołudnie spędziliśmy na szukaniu knajpy do zjedzenia obiadu oraz sklepu gdzie ktoś sprzed kartę SIM (fizyczną). Jak się okazuje znalezienie takiego sklepu to ogromny problem. Przeszliśmy z Piotrkiem chyba z 5 miejscówek gdzie w każdej kolejnej pokazywali nam kolejną i kolejną gdzie NA PEWNO sprzedadzą nam tę kartę.
    Z uwagi na sromotną porażkę poszukiwania przerzuciliśmy na kolejny dzień.

    Koniec końców wylądowaliśmy w knajpie z sushi. Do menu podeszliśmy jak w Polsce, tzn. zakładając, że zamawiając pojedynczy zestaw sushi na osobę nie najemy się.
    Błąd.
    Kolejny wjeżdżający talerz sushi do naszego pokoiku powodował u nas atak paniki. Nie było opcji żeby to wszystko zjeść.
    Generalnie udało nam się pokonać przeciwnika ale kosztem o którym nie będę teraz pisał.

    Wieczorem piwko i spanko
    Kolejny dzień (sobota) planujemy spędzić znowu na stoku, a już teraz kładąc się spać wiemy, że będzie ciężko z kłodami zamiast nóg.

    Ciekawostka!
    Sushi które było nam podawane w knajpie, miało wasabi już w środku, a nie jak w Polsce wasabi na osobnym talerzyku.
    Leia mais