Satellite
Show on map
  • Day 15

    Dramatyczny koniec dnia

    January 17 on the Philippines ⋅ ☁️ 28 °C

    Nie wierzcie mapom Google na Filipinach. Nie dość, że często zaniżają czas jazdy, to jeszcze upierają się, żeby jechać po nieistniejących drogach.
    Kiedy wczoraj mieliśmy już z głowy program zwiedzania i czekał nas wieczór w hotelu, do którego mieliśmy jechać 44 minuty, nawigacja zaproponowała nam krótką trasę. Okazało się, że to droga w remoncie - nasyp z ubitej ziemi. Może dałoby się po nim przejechać, ale tego dnia padał deszcz i baliśmy się, że samochód ugrzęźnie w błocie lub wpadniemy w poślizg i stoczymy się z nasypu w przepaść. Zawróciliśmy i wybraliśmy inną drogę i znów 44 minuty do hotelu. Jedziemy sobie, jest już ciemno, bo na tych szerokościach ciemno się robi już w okolicach 18, jedziemy, jedziemy, droga się robi coraz węższa, ale jedziemy. Jest naprawdę wąsko i zaczynam mieć złe przeczucia, ale jedziemy, bo jesteśmy już nieźle zmęczeni i głodni. Nagle asfalt się urywa i zaczyna się droga złożona z błota i kamieni. Już wiemy, że czasami tak bywa, a po kilkuset metrach jakby nigdy nic, znów pojawi się asfalt. Zatem wjeżdżamy, ale za chwilę widzimy, że przed nami wielkie błoto i nie przejedziemy, trzeba wycofać. No to cofamy i... oczywiście samochód grzęźnie.
    Cudem jakimś na tym bezludziu jechał facet z dziećmi na motorze. Zatrzymał się i zaczął nam pomagać. Dał do zrozumienia, że dalej nie ma się co pchać, lepszej drogi nie będzie, trzeba zawrócić. Podkładamy gałęzie pod koła (wcześniej pomogło, jak wpadliśmy w dziurę jadąc na plantację kakao). Ja za kierownicą, faceci pchają samochód. Przez otwarte okna do środka wpadają bryzgi błota. Samochód drgnął i wpadł w nową dziurę, już tak na amen. Dimuha cały w błocie, facet cały w błocie, ale on przynajmniej był boso. Dobry człowiek, powiedział, że leci po pomoc. Zaraz przybył z sąsiadem uzbrojonym w maczetę, oraz, jak się domyślam, z jego żoną i dziećmi oraz swoją bliższą oraz dalszą rodziną. Dimuha powiedział naszym dzieciom, żeby stanęły dalej od samochodu. Dokładnie w to miejsce po chwili poleciały bryzgi błota. Po kilku podejściach wreszcie się udało wyjechać. Mieliśmy szczęście, bo realnie groziło nam spędzenie kolejnej nocy w samochodzie.
    Podjęliśmy decyzję, że pojedziemy dookoła po wybrzeżu, bo tam są dobre drogi. Po kilkunastu minutach znów zobaczyłam, że do hotelu zostały nam 44 minuty jazdy. Poczułam się jak w koszmarnym filmie.
    Ten urlop to jakiś obóz przetrwania...
    Read more