Satellite
Show on map
  • Day 15

    Przez gorące źródła w Lares

    August 15, 2018 in Peru ⋅ ⛅ 19 °C

    Do rodziny Quechua w Andach.
    Po zwiedzeniu sanktuarium zwierząt, jedziemy znaną nam już na wylot drogą do Pisac. Po drodze Sylwia dopytuje się co w Pisac zwiedziliśmy, i czy znamy restaurację prowadzoną przez Polaka. Oczywiście - nie mamy pojęcia, nie trafiliśmy, nie widzieliśmy, w końcu przez 3 dni w Pisac codziennie lądowaliśmy w tej samej knajpce na naleśnikach bądź "menu" ("menu" to zestaw firmowy, przystawka/zupa + drugie danie + deser, zazwyczaj w bardzo przystępnej cenie). W "naszej" knajpce menu to zupa szpinakowa bądź dyniowa, kurczak z frytkami i ryżem (tak tak, "i", nie "lub"), oraz naleśnik.
    A że cała załoga knajpki mówi tylko po hiszpańsku, to nazw tych potraw nauczyliśmy się w tym języku dla usprawnienia konwersacji.
    I teraz słyszymy, jak Sylwia uzgadnia przez telefon, że na obiad w "jej" knajpce, prowadzonej przez Polaka, niejakiego Sylwestra, będzie do wyboru zupa szpinakowa lub dyniowa, kurczak... no i dalej już wiecie. Tak, dokładnie - z całego Pisac, gdzie co brama to restauracja, udało się nam wybrać to jedną jedyną prowadzoną przez Polaka. Jako że był "wyjechany" nie trafiliśmy na niego sami, ale knajpka tym niemniej ta sama. Zresztą polecamy, jeśli kiedykolwiek traficie do Pisac - Jardin El Encanto, uliczka w prawo od Plaza de Armas.
    Pożywieni ruszamy w dalszą drogę, w górę przez serpentyny i przewyższenie 4300 m npm do gorących źródeł w Lares. Kompleks 5 bardzo mocno siarkowych basenów, od 36 do 44•C, odwiedzany chyba tylko przez miejscowych - w każdym razie standard (względnie czysty) peruwiański, nie turystyczny ;-). Woda jest boska, zwłaszcza w tych najcieplejszych basenach, a zimne prysznice dla ochłody to mini - wodospady, nie tylko chłodzące, ale zapewniające masaż karku i pleców.
    Odprężeni wyruszamy w dalszą drogę, do gospodarzy w głębi Andow, czekających na nas z noclegiem i kolacją. Pełen luksus i logistyka przeprowadzona przez Sylwię. Droga przez Andy jest znów zupełnie zjawiskowa, wszyscy podziwiamy widoki i stada lam i alpak pasących się dosłownie na każdym zboczu. Trasa nie jest łatwa, cała w serpentynach nad przepaściami, ale kierowca jedzie bardzo pewnie. Widać wieloletnie doświadczenie, nawet mijanki z nielicznymi innymi pojazdami, często tuż nad przepaścią, są bardzo sprawne, i bezpieczne. Ponoć technika jazdy jest bardzo specyficzna, trzeba ogarniać drogę na wiele kilometrów (i zakrętów) naprzód, żeby nie tylko nie wjechać w kogoś znienacka zza skały, ale też dopasować prędkość do występowania szerszych fragmentów drogi.
    Do gospodarzy docieramy w całkowitych ciemnościach, po, w sumie, 6 godzinach jazdy, nie licząc przystanków, a kierowca po krótkim pożegnaniu i przeglądzie bagaży, wyrusza w powrotną drogę. Ponoć żucie liści koki czyni ich niezniszczalnymi, ale cieszę się że dopiero teraz dowiedzieliśmy się że jechał na "wspomaganiu".
    Rzucamy bagaże w dwóch miłych pokoikach przygotowanych dla nas w osobnej chatce, i ruszamy na ciepłą kolację peruwiańską. Jak się okazuje, to kolejny obiad - pyszna zupa, i lomo saltado ( mięso, mamy nadzieję, że nie świnki morskiej) z jarzynami. M'n'Ms są wykończone, i wcale nie przekonane do konieczności jedzenia po tak długim i wyczerpującym dniu, więc my dzielnie pochłaniamy 2 i 3 obiad....
    I już do łóżek - kąpiel w źródłach była również strategiczna, bo w ramach łazienki jest woda źródlana prosto ze skały...
    Read more