Satellite
Show on map
  • Day 5

    Zobaczyć Romsdalseggen i umrzeć

    August 2, 2023 in Norway ⋅ ☁️ 15 °C

    Jak mówił poeta. Albo mówiłby, gdyby wybrał się do Norwegii a nie do Neapolu :-)
    W każdym razie gdzie się nie obejrzymy, to słychać: to najpiękniejsza trasa w Norwegii! Nie, jedna z najpiękniejszych w Europie! Nie, tak naprawdę, to jedna z najpiękniejszych na świecie! Nie ma wyjścia, musimy zobaczyć na własne oczy i ocenić.
    Przygotowujemy się do wyprawy uczciwie, czytając wszystkie dostępne informacje i relacje. Zakres opinii jest szeroki - od „szlak wyczynowy, tylko dla zaprawionych wędrowców, polecamy wybrać się z przewodnikiem” na oficjalnych stronach norweskich, przez „owszem, wymagający, ale bez przesady, i wszystkie strome podejścia są zabezpieczone łańcuchami” na blogach turystów z UK do „po co Wam mapa, tam jest szlak jasno wytyczony, droga szeroka, zgubić się nie ma jak, zresztą przy tej pogodzie wszystko widać, a w dodatku dużo ludzi idzie” - w opinii pani z informacji turystycznej tuż przed wyjściem na szlak.
    Pogoda jest rzeczywiście obłędna, jak na zamówienie, przyjmujemy więc, że opinia lokalna jest wiążąca i ruszamy.
    Autobus startuje z centrum komunikacyjnego Andalsnes, skąd można wyruszyć w podróż autobusem, pociągiem, gondolą, albo wielkim promem turystycznym - jak centrum, to centrum. My wybieramy lokalny autobus do Vengedalen valley, skąd rozpoczyna się szlak, przez sielskie pola nad malowniczym strumyczkiem, z widokami na zbocza gór umajone łąką i łatami śniegu, Romsdalshorn - szczyt całkowicie zasnuty chmurami, Romsdalseggen Ridge, częściowo w chmurach, Trollveggen, w zasadzie całkiem w chmurach, Littlefjmelet - w pełnym słońcu tak jak i cała dolina. Ruszamy!
    Zgodnie z opisami pierwsze dwa km mijają szybko i bezstresowo - łąki, strumyczek, widoki, i owce wikińskie (albo staronorweskie jak kto woli). Idziemy u podnóża masywu Romsdalseggen, i tak po prawdzie zastanawiamy się, czy na pewno wybraliśmy właściwy szlak, bo przecież miało być wyczynowo. Nareszcie, po 2.5 km (precyzyjnie zaznaczonych na słupkach przy szlaku - ile za nami ile jeszcze przed) droga odbija prostopadle w lewo, w kierunku na grań i zaczynamy przygodę.
    Najpierw rumowisko kamieni i głazów, po którym w zasadzie nie ma znaczenia jak się idzie, wszędzie jest trudno i zdradliwie i żadnej ścieżki nie widać. Tyle, ze cel jest jasny - szczyt, widoki zapierające dech w piersiach i początek grani. Po kilkuset metrach ostro w górę przez rumowisko, jest szczyt, jest znak na punkt widokowy, i …jest gęsta mgła, albo inaczej chmura…ani Trollveggen, ani Romsdalshorn ani Store Vengetind nie widać…. Trolle zapewne czają się gdzieś w tej mgle.
    A my jesteśmy na grani. Po lewej rzeczona mgła, po prawej widok na dolinę Vengedalen którą przyszliśmy jest piękny, to prawda, ale szału nie ma, w zasadzie podobny do widoku z dowolnej wysokiej góry - jakieś skałki, jakieś jeziorka, jakieś strumyczki. Zdecydowanie nie warto umierać.
    Natomiast umrzeć można po wielokroć, wędrując po Romsdalseggen Ridge, bo jeśli Norwegowie mówią, ze szlak prowadzi po grani, to szlak prowadzi dosłownie po grani, czasem nawet szerokiej na pół metra, nad przepaścią, a właściwie dwiema, do wyboru, po prawej i lewej stronie. Jakieś 700 m w dół na oko. Łańcuchy, owszem, są tu i ówdzie, pewnie pomagają, ale i tak jest wyczynowo. Widoki widokami, ale przeżycie jest nieziemskie. Wyrzut adrenaliny taki, że zmęczenia nie czuć w ogóle, nogi niosą same, a piersi rozpiera pierwotny duch przygody i poczucie, że możemy teraz właściwie wszystko.
    I jest nagroda za wytrwałość, kto się śmieli ten korzysta, chmury się rozstępują, a przed nami widok na dolinę Romsdal, z wijącą się rzeką Raumą, fiord, i ocean.
    I teraz zdecydowanie możemy przyznać poecie rację! Widok zatyka dech (przygody) w piersiach.
    Natomiast ceną za przecudne widoki jest zejście do Andalsnes. 1000m, stromo w dół. Po norwesku stromo. Po schodach Szerpów, korzeniach, głazach. Łańcuchy, owszem, gdzie nie gdzie są, ale dla nóg i kolan wymęczonych 6 godzinnym intensywnym trekiem to jest spore wyzwanie. I tak ponoć należy się cieszyć, bo jeszcze niedawno, zamiast schodów Szerpów był zjazd po błocie, z opcją użycia lin… Niestety, nie pociesza nas to za bardzo, chyba jednak zbyt zmęczeni jesteśmy.
    Ale na deser dostajemy tęczę, i widok na czarne chmury spowijające Romsdalsteggen, i ulewny deszcz nad fiordem. Okno pogodowe wykorzystane!
    Read more