4x8 w poszukiwaniu trolli

July - August 2023
Część drużyny podekscytowana wyprawą na bliską północ, część mocno nieszczęśliwa myśląc o perspektywie długich przejazdów samochodowych. Ale ruszamy do Norwegii, w poszukiwaniu niezapomnianych widoków i oczywiście trolli. Read more
  • 14footprints
  • 4countries
  • 16days
  • 116photos
  • 6videos
  • 5.0kkilometers
  • Day 1

    W podróży. Prom piewszy.

    July 29, 2023, English Channel ⋅ 🌬 18 °C

    Trzy długie dni w samochodzie. Dzięki decyzjom biznesowym w UK, które zlikwidowały bezpośrednie połączenie promowe między UK i Norwegią - a właściwie jakimkolwiek krajem skandynawskim. Wiec bardzo nieekologiczne jedziemy przez Francję, Belgię, Holandię, Danię, Szwecję, zaliczając po drodze kilka promów i słynny most, prosto jak po sznurku do Norwegii.
    Prom pierwszy: Dover:Calais. Oczywiście w porcie dzika kolejka. Oczywiście nie zdążamy przejść wszystkich odpraw przed zapowiedzianym zakończeniem odprawy, ba! jesteśmy daleko przed okienkiem kwadranse po rozkładowej godzinie odpłynięcia promu. Przygotowujemy się mentalnie na przepychankę z pracownikiem promów - byliście za późno : macie za małe moce przerobowe. A tu, nic. Potwierdzenie rezerwacji zeskanowane, paszporty sprawdzone, jechać, jechać inni czekają. Ale, momencik, na który prom? No wasz, spóźniony 2h… Wszechświat, i Irish Ferries, są jak widać po naszej stronie. W drogę!
    Read more

  • Day 2

    Nadal w podróży. Prom drugi i most

    July 30, 2023 in Germany ⋅ ☁️ 17 °C

    Hotel w którym zatrzymaliśmy się na noc ma typowo niemiecki, new age’owo-hipsterski klimat (czy jak tam właściwie się to nazywa we współczesnym języku). W holu ying yang na wszyskich ścianach,, przyćmione mrugające światła a z głośników (ukrytych) muzyka mnichów tybetańskich. A wszystko wkomponowane w wystrój zdecydowanie industrialny. Za to dekoracje na ścianach z pół-żywego mchu, utrwalonego wyciągiem z soli tak, żeby filtrował powietrze, ale nie rozrastał się i nie usychał. To jest dopiero new age! Zgodnie z nastrojem hotel nazywa się Chillten, pani w recepcji nie ma problemu, żeby poczekać aż dojedziemy o północy (mimo, że godziny otwarcia recepcji kończą się o 22.30), a rano proponują kakao na mleku owsianym. Pełne zen.
    I tak wyluzowani rozpoczynamy drugi dzień przejazdu - przed nami kolejne 10 godzin w drodze.
    Przez całą podróż jedziemy wzdłuż obrzeża olbrzymiej i złowrogo- czarnej chmury deszczowej, nad nami błękit (pruski) nieba, i tylko od czasu do czasu lekko pokropi deszcz ze skrzydła rzeczonej chmury. Zdecydowanie wszechświat i pogoda nam sprzyjają. Aż do momentu kiedy decydujemy się zatrzymać w Lubece :-). Wtedy właśnie (ale dopiero gdy oddalimy się wystarczająco od auta, w głąb uliczek starego miasta) wtedy przychodzi prawdziwie epickie oberwanie chmury. Wszyscy, którzy mają kurtki przeciwdeszczowe uśmiechają się zwycięsko, a ci, którzy zignorowali zrzędzenie dziadersów „weźcie myszki kurtki, bo zaraz będzie ulewa” …. No cóż, ci kończą przemoczeni do suchej nitki. Iście epicko. Ale podobno najlepiej się uczyć z własnego doświadczenia, więc załóżmy, że to uniwersytet życia. W Lubece, choć plany bogate, to czasu mało. W galopie udaje się nam zobaczyć piękny kanał i nabrzeże, zjeść kultowe ponoć lubeckie ziemniaki z nadzieniem, i trzeba ruszać dalej. I tak za późno, żeby zdążyć na zamówiony prom…Ale nie szkodzi, nie my jedni, w dodatku zen trwa nadal, i znowu nikt nie ma za złe, ze jesteśmy spóźnieni, po prostu okrętujemy się na kolejny. I już Dania. I wyspa za wyspą. Latawce nad Bałtykiem i surferzy pod latawcami. I mały most, i zaraz duży most. A tam jak w dowcipie - podjeżdżamy do mostu a tam tunel :-). Ale po wynurzeniu się z tunelu jest i most też, długi, piękny, nad Bałtykiem, zgodnie z oczekiwaniami. A my ruszamy dookoła Malmo przez Szwecję. W kierunku kłębiących się złowrogo-czarnych chmur. Prosto w jądro chmurzej ulewnej ciemności. Zaczynamy wakacje!!!
    Read more

  • Day 3

    Jak to pięknie być znowu w drodze!

    July 31, 2023 in Sweden ⋅ ⛅ 15 °C

    Drogi dzień trzeci. Wszyscy to odczuwają wyraźnie :-)
    Ale przygoda zaczyna się rozkręcać, poza tym widać już cel na horyzoncie dnia.
    Tak jak ostatnią noc spędziliśmy w strefie zen, tak dzisiejszą - w strefie hygge. Hotel w centrum pola golfowego, trawa przystrzyżona nożyczkami, w pokoju biało-sosnowe meble, łazienka lśni, w dystrybutorze do mydła zielona ziołowa maź. A na siłowni od rana wszystkie maszyny zajęte, w zasadzie cały hotel zaczyna dzień od ćwiczeń. Za to hygge dla równowagi okraszone jest elementami gry fabularnej. Jeszcze wieczorem na skrzynkę pocztową dostaliśmy wiadomość - „po dotarciu na miejsce list z dalszymi instrukcjami znajdziecie w czarnej skrzynce przed wejściem, kłódkę otwierają trzy pierwsze cyfry. Na kopercie listu będzie numer, kod do drzwi to ten numer razy 4”. Wiadomo, nie ma to jak w środku nocy mnożyć np 7364 przez 4. Zwłaszcza, jedli id wyniku zależy dostanie się do ciepłego łóżka! Ale czytajmy dalej uważnie: „NIE wchodźcie przez główne drzwi, są zabezpieczone alarmem. Musicie przejść przez trawnik dookoła budynku, i tam znajdziecie małe czarne drzwi dla obsługi. Otwórzcie je za pomocą kodu. Po przejściu przez drzwi schody zaprowadza was do kolejnych - otwiera je ten sam kod. Dalej idźcie prosto korytarzem….”. Udało się dotrzeć - nie zjadł nas żaden smok, i w klimacie hygge, kołysani do snu szumem morza, i deszczu (w końcu udało się nam dogonić burzowe chmury) poszliśmy spać. A rano, po hygge śniadanku, ale bez wizyty na siłowni, ruszamy dalej, w nieustających potokach deszczu.
    Tak żegna nas Szwecja, chmury deszczowe pokazują dokładnie jak pięknie potrafią padać deszczem. Ba! Padać, zacinać, wylewać potoki wody, i tworzyć nawałnice, takie, ze drogę widać na jakieś 50 metrów. Hmmmm. Wiemy już jak może być nieprzyjemnie. Za to Norwegia wita nas słońcem, a droga staje się piękniejsza z każdym kilometrem. Najpierw malownicze pagórki, jeziorka i wąwoziki, i już jest właściwie całkiem przyjemnie, a one rosną, potężnieją i jako góry, fiordy i wąwozy stają się zupełnie piękne, i mogłoby tak zostać, a one dalej rosną i potężnieją, i w rytmie zachodzącego słońca tworzą krajobraz zupełnie bajkowy, w dodatku otulony tajemniczą ciemnością i pełzającymi po zboczach mgłami. Nad nami potrzaskane ściany wąwozu kilkaset metrów do góry, na ścianach wąwozu co i rusz spadające z tychże kilkuset metrów wodospady, pod nami pieniąca i spiętrzająca się rzeka pojawia się i znika w szczelinach skalnych, wszystko w półmroku i świetle księżyca. Zdecydowanie można uwierzyć, że w skalnych załomach czają się trolle i pędzą życie rodzinne otulone maskująca mgła. I rzeczywiście, mijamy zamglone szczyty Ściany Trolli / Trollveggen, jeden z wytyczonych celów naszej wyprawy. Obiecujemy sobie wrócić tu na dniach i wkrótce zobaczyć je nie pobieżnie, a w pełnej chwale. A na koniec przed nami otwiera się ujście fiordu, oświetlone setkami latarni i lampek, a nad horyzontem ciągle widać czerwień zachodzącego, a może już wschodzącego słońca (jest dokładnie północ). Tego klimatu na kliszy nie sposób uchwycić, wspomnienia muszą wystarczyć. Witaj Norwegio, czy są tu jakieś trolle?
    Read more

  • Day 4

    Obłożyć cumy i springi, tu zostajemy

    August 1, 2023 in Norway ⋅ ☁️ 17 °C

    Przynajmniej na kilka dni.
    Kemping jest malutki, na dosłownie 10 chatek - ale i tak szukanie naszej w nocy zajmuje nam z 15 minut, bo nikt nie wspomniał, ze niektóre chatki są dwustronne, a numerków w ciemności zupełnie nie widać :-). W zasadzie głównym atutem jest położenie wśród gór i fiordów. Położenie jest również podstawowym minusem - zaraz obok głównej drogi. Wjazd przez stację paliw (pozytyw: bardzo przyjemne ceny, negatyw - w zasadzie brak, choć, nie, smak wody jest zdecydowanym negatywem - nie wiadomo, czy od benzyny, ale tęcza na powiedzmy wody nasuwa pewne przypuszczenia), o tyle specyficzną, że na benzynę i ropę jest jeden dystrybutor, a ładowarek do samochodów elektrycznych - 12. Pozytywem są też prysznice z gorącą wodą, i taka też woda dostępna bez ograniczeń do mycia naczyń. To jest znak prawdziwie udanych wakacji, kiedy przyjemność i poczucie szczęścia dają człowiekowi takie proste rzeczy jak gorąca woda w kranie :-)
    Odpoczywając po wczorajszym wysiłku fizycznym (14 h w drodze) i psychicznym (piękno przyrody całkiem poza skałą dosłownie powaliło nas z nóg i musimy wyczyścić zmysły żeby moc znów rejestrować cokolwiek) korzystamy z położenia kempingu i dzisiaj zamiast szukać trolli idziemy zwiedzać okolicę. Czyli zbieramy borówki, przedzieramy się przez bagno do wodospadu (nie tak spektakularnego jak te wczorajsze, ale też całkiem niczego sobie) i decydujemy się jednak nie kapać w arktycznym strumyku, jakkolwiek kusząco by nie wyglądał. Czego żałujemy w zasadzie natychmiast, ponieważ droga powrotna spod wodospadu prowadzi starą drogą kurierską prosto jak strzelił ostro pod górę (biedni ci kurierzy i ich konie). A słońce złośliwie akurat na nasz powrót postanowiło wyleźć zza chmur, i smażyć nas na drodze kurierskiej bez litości. I bez grama cienia, mimo, ze do zwrotnika mamy trochę kilometrów, i w zasadzie nie ma takiej możliwości żeby było w zenicie. A jest, idealnie nad przecinką.
    Dlatego na zakończenie niewinnej krótkiej wycieczki mamy bunt na pokładzie, i stanowcze oświadczenie, ze w takiej pogodzie drużyna żadnych trolli szukać nie będzie, mamy to sobie wybić z głowy, i w ogóle jesteśmy podli, bo ciagle złośliwie jeździmy na wakacje w tropiki. Także tak, następne wakacje na Spitsbergenie :-)
    Read more

  • Day 5

    Zobaczyć Romsdalseggen i umrzeć

    August 2, 2023 in Norway ⋅ ☁️ 15 °C

    Jak mówił poeta. Albo mówiłby, gdyby wybrał się do Norwegii a nie do Neapolu :-)
    W każdym razie gdzie się nie obejrzymy, to słychać: to najpiękniejsza trasa w Norwegii! Nie, jedna z najpiękniejszych w Europie! Nie, tak naprawdę, to jedna z najpiękniejszych na świecie! Nie ma wyjścia, musimy zobaczyć na własne oczy i ocenić.
    Przygotowujemy się do wyprawy uczciwie, czytając wszystkie dostępne informacje i relacje. Zakres opinii jest szeroki - od „szlak wyczynowy, tylko dla zaprawionych wędrowców, polecamy wybrać się z przewodnikiem” na oficjalnych stronach norweskich, przez „owszem, wymagający, ale bez przesady, i wszystkie strome podejścia są zabezpieczone łańcuchami” na blogach turystów z UK do „po co Wam mapa, tam jest szlak jasno wytyczony, droga szeroka, zgubić się nie ma jak, zresztą przy tej pogodzie wszystko widać, a w dodatku dużo ludzi idzie” - w opinii pani z informacji turystycznej tuż przed wyjściem na szlak.
    Pogoda jest rzeczywiście obłędna, jak na zamówienie, przyjmujemy więc, że opinia lokalna jest wiążąca i ruszamy.
    Autobus startuje z centrum komunikacyjnego Andalsnes, skąd można wyruszyć w podróż autobusem, pociągiem, gondolą, albo wielkim promem turystycznym - jak centrum, to centrum. My wybieramy lokalny autobus do Vengedalen valley, skąd rozpoczyna się szlak, przez sielskie pola nad malowniczym strumyczkiem, z widokami na zbocza gór umajone łąką i łatami śniegu, Romsdalshorn - szczyt całkowicie zasnuty chmurami, Romsdalseggen Ridge, częściowo w chmurach, Trollveggen, w zasadzie całkiem w chmurach, Littlefjmelet - w pełnym słońcu tak jak i cała dolina. Ruszamy!
    Zgodnie z opisami pierwsze dwa km mijają szybko i bezstresowo - łąki, strumyczek, widoki, i owce wikińskie (albo staronorweskie jak kto woli). Idziemy u podnóża masywu Romsdalseggen, i tak po prawdzie zastanawiamy się, czy na pewno wybraliśmy właściwy szlak, bo przecież miało być wyczynowo. Nareszcie, po 2.5 km (precyzyjnie zaznaczonych na słupkach przy szlaku - ile za nami ile jeszcze przed) droga odbija prostopadle w lewo, w kierunku na grań i zaczynamy przygodę.
    Najpierw rumowisko kamieni i głazów, po którym w zasadzie nie ma znaczenia jak się idzie, wszędzie jest trudno i zdradliwie i żadnej ścieżki nie widać. Tyle, ze cel jest jasny - szczyt, widoki zapierające dech w piersiach i początek grani. Po kilkuset metrach ostro w górę przez rumowisko, jest szczyt, jest znak na punkt widokowy, i …jest gęsta mgła, albo inaczej chmura…ani Trollveggen, ani Romsdalshorn ani Store Vengetind nie widać…. Trolle zapewne czają się gdzieś w tej mgle.
    A my jesteśmy na grani. Po lewej rzeczona mgła, po prawej widok na dolinę Vengedalen którą przyszliśmy jest piękny, to prawda, ale szału nie ma, w zasadzie podobny do widoku z dowolnej wysokiej góry - jakieś skałki, jakieś jeziorka, jakieś strumyczki. Zdecydowanie nie warto umierać.
    Natomiast umrzeć można po wielokroć, wędrując po Romsdalseggen Ridge, bo jeśli Norwegowie mówią, ze szlak prowadzi po grani, to szlak prowadzi dosłownie po grani, czasem nawet szerokiej na pół metra, nad przepaścią, a właściwie dwiema, do wyboru, po prawej i lewej stronie. Jakieś 700 m w dół na oko. Łańcuchy, owszem, są tu i ówdzie, pewnie pomagają, ale i tak jest wyczynowo. Widoki widokami, ale przeżycie jest nieziemskie. Wyrzut adrenaliny taki, że zmęczenia nie czuć w ogóle, nogi niosą same, a piersi rozpiera pierwotny duch przygody i poczucie, że możemy teraz właściwie wszystko.
    I jest nagroda za wytrwałość, kto się śmieli ten korzysta, chmury się rozstępują, a przed nami widok na dolinę Romsdal, z wijącą się rzeką Raumą, fiord, i ocean.
    I teraz zdecydowanie możemy przyznać poecie rację! Widok zatyka dech (przygody) w piersiach.
    Natomiast ceną za przecudne widoki jest zejście do Andalsnes. 1000m, stromo w dół. Po norwesku stromo. Po schodach Szerpów, korzeniach, głazach. Łańcuchy, owszem, gdzie nie gdzie są, ale dla nóg i kolan wymęczonych 6 godzinnym intensywnym trekiem to jest spore wyzwanie. I tak ponoć należy się cieszyć, bo jeszcze niedawno, zamiast schodów Szerpów był zjazd po błocie, z opcją użycia lin… Niestety, nie pociesza nas to za bardzo, chyba jednak zbyt zmęczeni jesteśmy.
    Ale na deser dostajemy tęczę, i widok na czarne chmury spowijające Romsdalsteggen, i ulewny deszcz nad fiordem. Okno pogodowe wykorzystane!
    Read more

  • Day 6

    Przyjemne z pożytecznym: zwiad w Ålesund

    August 3, 2023 in Norway ⋅ ☁️ 15 °C

    Dziś dzień odpoczynku i regeneracji po wczorajszych wyczynach. Ale rzecz jasna nawet dzień wypoczynku nie wyklucza zwiedzania :-). Dlatego wybieramy się do Ålesund, po części, żeby zobaczyć na własne oczy zachwalany w przewodnikach malowniczy port, po części żeby obadać możliwości zwiedzania fiordów z poziomu morza. A konkretnie, z kajaka. Ålesund nie zawodzi. Położone przepięknie nad ujściem Geirangerfjord do morza norweskiego (a może wejściem morza do fiordu??). Całe centrum wybudowane w stylu art nouveau, po pożarze na początku XX wieku. Pożar na pewno był katastrofalny dla miasteczka i ludności, ale odbudowano w pięknym stylu, i teraz spacer po porcie robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza ze styl zupełnie odbiega od innych miejsc w Norwegii.

    Ale za to widzimy niespodziewanie pierwsze prawdziwe trolle, czyli jednak aż tak bardzo styl art nouveau od tradycji nie odbiega ;-).

    Jest też restauracja na szczycie góry Aksla, jedyne 403 stopnie ;-) kolana bolą na samą myśl. Tym razem podziękujemy i poprzestajemy na rybie i frytkach w porcie.

    Oprócz zachwytów nad architekturą mamy również misję, i tu również Ålesund przedstawia wachlarz możliwości. Można wybrać kajaki po mieście, kajaki po zatoce, kajaki na wyspę, albo kajaki w głębi fiordu, startując z innej bazy - Valldal. A także tratwy, canyoning, wycieczki motorówką na morskie safari, i oczywiście rowery elektryczne. Z tych wszystkich opcji rowery zdecydowanie odpadają. Pamiętamy z zeszłego roku czym to pachnie, i rowerom mówimy zdecydowane nie. Teraz tylko pozostaje nam wybrać optymalną opcję wodną - i jutro ruszamy podbijać Norwegię z wody.
    Read more

  • Day 7

    Wycieczka pracownicza z Petrobudowy

    August 4, 2023 in Norway ⋅ ☁️ 13 °C

    Po długich naradach i roztrząsaniu wyższości spływu kajakowego w mieście (architektura!), do wysp (dzika flora i może fauna też), i do fiordu Tafjord zarejestrowanego jako część światowego dziedzictwa UNESCO, wybieramy rekomendację UNESCO i ruszamy do Valldal, skąd rozpoczyna się spływ. Droga do Valldal prowadzi dookoła fiordu (pierwszego z wielu dzisiaj) a widoki co chwila wywołują ochy i achy, przynajmniej części drużyny.
    Samo Valldal też powinno być naszym zdaniem wpisane na listę UNESCO, położone nad fiordem, pod urwiskiem, dookoła góry, skały i wodospady i ogólnie fantastyczne okoliczności przyrody.
    Natomiast okoliczności pogodowe są mniej fantastyczne. Jak się okazuje na kajaki wiatr jest za silny (na lądzie zupełnie go nie czuć, ale właśnie jadą ratować jakaś ekipę która nie może wrócić), na tratwy za mało wody, na canyoning nie ma miejsc, na safari się stąd nie płynie. Pozostaje wycieczka na farmę ryb, albo… rowery elektryczne. Z tym, że polecają rowery elektryczne.
    Zapewniają za to, że żadnego off road nie ma, wszystko kulturalnie po asfalcie, i ogólnie wycieczka w głąb fiordu (nie UNESCO ale też malowniczego), i że wodospady, i że może nawet gdybyśmy chcieli to można spróbować do ukrytego jeziorka wśród urwisk. A poza tym prom dla rowerów jest za darmo.
    Poddajemy się, i decydujemy na kajaki szosowe.
    Jeszcze tylko trzeba przywdziać kaski i kamizelki odblaskowe, i już wyglądamy profesjonalnie jak wycieczka pracownicza z petrobudowy albo innego energoprojektu.
    Kajaki szosowe spisują się znakomicie, pomni doświadczeń zeszłorocznych nie bawimy się w „eco”, „tour” czy „sport” tylko od razu wrzucamy opcję „turbo”. I słusznie, bo po wyjechaniu z zatoczki uderza w nas taki wiatr, ze bez wspomagania nie byłoby
    szans jechać, w dodatku ostro pod górę.

    Jest za to i prom bezpłatny, i droga asfaltowa nad fiordem, i wodospady, i wioska Wikingów (a przynajmniej takie sprawiająca wrażenie). Jest też i droga nad jezioro - tylko 22% nachylenia, ale co to dla nas z opcją „turbo” :-). Tylko do jeziorka nie udaje się dojechać, bo czas wracać i oddawać sprzęt. Poprzestajemy więc na kilku wodospadach, i z żalem wracamy do bazy. Jak się okazuje, właściwie stosowane, kajaki szosowe mają swoje zalety :-) A do Tafjordu UNESCO dojeżdżamy autem :-)
    Read more

  • Day 8

    Niezdobyte szlaki trolli

    August 5, 2023 in Norway ⋅ ☁️ 8 °C

    Masyw Trolltindane (Szczyty Trolli), klif Trollveggen (Ściana Trolli), najwyższa pionowa ściana klifu w Europie, 1100m pionowego spadku. Store Trolltind - najwyższy szczyt masywu - 1788 mnpm. I Trollstiggen (Drabina Trolli) która prowadzi przez dolinę wodospadów do początku szlaku Stabbeskaret, z którego można podziwiać szczyty i ścianę trolli na wyciągnięcie ręki.

    Cel wspinaczy i turystów z całego świata, tych pierwszych kusi wyzwanie Trollveggen, tych drugich widoki z Trollstigen, na okoliczne szczyty i na Stigfossen, jeden z najpiękniejszych norweskich wodospadów.

    Jedziemy i my, z nadzieją, że zapowiadane bardzo konkretne zachmurzenie, niestety siedzące nisko na szczytach gór, albo się przetrze, albo się podniesie, albo jest na tyle nisko że wyspindramy się powyżej, i uda się w końcu ścianę trolli zobaczyć. Ponieważ nie umiemy się wspinać, a na pewno nie 1000 m w przewieszeniu po litej skale do góry, wybieramy opcję pośrednią, czyli trek Stabbeskaret, w celu podziwianiu Trollveggen na wyciągnięcie ręki.

    Przejazd Trollstigen sam w sobie warty jest wycieczki. Wodospad za wodospadem, zakręt za zakrętem przybliżamy się do Stigfossen, spadającego kaskadami z 240m (choć wydaje się tak naprawdę, że z dużo większej wysokości), i potężniejącego z każdym przemierzonym metrem. I jeszcze mostek, i jeszcze kolejne ujęcie pod zupełnie innym kątem. A zaraz obok Tverrdalsfossen, który choć objętościowo dużo skromniejszy, spada z kilkudziesięciu metrów całkowicie pionowo w dół, po granitowo-czarnej ścianie. Wjazd zwieńcza budynek centrum turystycznego, wybudowany na sztucznym jeziorze, z kaskadami prowadzącymi do Stigfossen, i platformą widokową pozwalającą podziwiać potęgę wodospadu tym razem od źródła. Architektura pięknie scalona z krajobrazem :-)

    Chmury niestety ani myślą słuchać naszych życzeń, mijamy więc centrum turystyczne, platformy widokowe, odnajdujemy początek szlaku na Stabbeskaret, i zanurzamy się w mokrą biel. Na szlaku choć mokro, widoczność jest znakomita, zwłaszcza na zroszone deszczem kamienie i roślinki, ale dalej niż na 100m widać głównie i wyłącznie mgłę (czy też chmurę, jeśli ktoś woli). Tak jak po drugiej stronie doliny, szlak wiedzie przez gołoborze albo jak kto woli rumowisko skalne, zabawa jest więc znakomita i radość ze znalezienia dogodnego przejścia do kolejnego caernu wytyczającego drogę przesłania zmęczenie i znudzenie monotonią krajobrazu. W dodatku idziemy w górę strumyka, który w dalszym biegu (hmm, spadzie?) tworzy Tverrdalsfossen, a nam dostarcza dodatkowego urozmaicenia terenu. M’n’Ms nie mogą narzekać, życzyły sobie wspinaczki po kamieniach a nie wchodzenie po schodach, to i dostały aż do przesytu.

    Po pierwszym kilometrze zostawiamy strumyk za sobą, i caern za caernem posuwamy się przez morze kamieni do przodu, raz bardziej stromo, raz mniej, ale ciągle w górę. I kolejna grań, a za nią dolinka, i widok na kolejne podejście po kamieniach, i w górę i dolinka. A dookoła mgła, chmura, mleko i siąpiący deszcz.

    Zaletą mglistej pogody jest to, że na szlaku jesteśmy w zasadzie sami, co jeszcze potęguje wrażenie nieziemskości. Ale wadą, niestety, kompletny brak wyczekanych widoków. Niestety chmury nie chcą się ani rozejść, ani podnieść, ani przetrzeć. Do tego siąpiący uporczywy deszcz przybiera na sile, i powoli, acz skutecznie, przemacza kolejne warstwy do ostatniej suchej nitki.

    Mając w perspektywie podziwianie mgły nad 1000 m urwiskiem postanawiamy zakończyć wyprawę wcześniej, przy jeziorkach lodowcowych, i odłożyć polowanie na trolle na raz kolejny, w bardziej sprzyjającej aurze. Niby do trzech razy sztuka, ale i tym razem zdjęcia Ściany Trolli nie będzie. Najwyraźniej Trollveggen to nasz norweski Snowdon :-).
    Read more

  • Day 10

    Południe, południowy zachód

    August 7, 2023 in Norway ⋅ 🌧 15 °C

    Pogoda norweska, i prawdopodobnie sztorm Antoni (ten co w UK) albo sztorm Zachariasz (ten co w Polsce) przed nami.
    A my pakujemy się, i niestety odwracamy od Alesund i Andalsnes i kierujemy na południe, a dokładniej południowy zachód, zdobyć Pulpit Rock, Kjeragbolten i dluuugą listę wodospadów. Więc dziś kilometry przecudnej drogi nad fiordem, pod urwiskiem, przez las, przez przełęcz, most, tunel, prom, fiord, tunel, fiord, tunel, most, prom, fiord, przełęcz, most, fiord, most, fiord, jezioro, wyspa, most, wyspa, fiord …. 12 godzin, i wszystko w deszczu i wszystko jednak nadal przepiękne. Nie ma się co dziwić, że za fiordy norweskie Slartibartfast dostał międzygalaktyczną nagrodę projektantów :-).Read more

  • Day 11

    Stavanger, miasto sztuki ulicznej

    August 8, 2023 in Norway ⋅ 🌧 11 °C

    Deszcz pada, leje, zacina, mży, siąpi i dżdży. Bezustannie, bezlitośnie i bez przerwy. A do tego porywisty wiatr przynosi szkwały i zalewa ulice portowe Stavanger falami. Czyli, mówiąc krótko, sierpień w Norwegii. Rano wyruszyliśmy z Føresvik, małego porciku na wyspie Vestre Bokn, gdzie spędziliśmy noc w chatce na farmie, w potokach deszczu, i podziwiając grzywacze na rozkołysanymi morzu w porcie. Przeprawiliśmy się promem przez dokładnie takie, albo gwałtowniejsze grzywacze, oczywiście w potokach deszczu, i w wietrze tak silnym, że prom musiał zawinąć do alternatywnego portu, bo właściwy był zbyt niebezpiecznie nawietrzny. I wyruszyliśmy na podbój Stavanger ubrani we wszystkie dostępne przeciwdeszczowe warstwy, przynajmniej niektórzy z nas (czyli nauka z Lubeki nie do końca poszła w las).

    Stavanger jest przedstawiane jako stolica sztuki ulicznej i stolica gastronomiczna Norwegii. Choć nie mamy zbyt dużego porównania, spokojnie możemy się z oboma tytułami zgodzić. Pomimo ulewy i zacinającego deszczu kamieniczki w dzielnicy portowej zachwycają kolorami, a uliczki na Starym Mieście (174 drewniane domy w staronorweskiego stylu) urzekają zaułkami i malutkimi ogródkami wkomponowanymi między (oczywiście!) zbocza klifu i ściany domów. Do tego kolorowe grafitti zaskakuje na każdym prawie kawałku muru, i nawet skrzynki pocztowe są nim ozdobione. Grafitti jest częściowo pamiątką po 15 latach Festiwalu Sztuki Ulicznej Nuart, i podobno ulice ozdabia 273 oryginalne grafitti, łącznie jak głosi legenda, z Banksym. Być może sztuka to antidotum na warunki pogodowe??

    Musimy tu jeszcze wrócić, żeby odnaleźć wszystkie 273 i Banksego :-). I przetestować systematycznie lokalną gastronomię. Dzisiejsza próbka zdecydowanie zdobyła wysokie noty, a to dopiero wierzchołek góry lodowej.

    Opuszczamy Stavanger najdłuższym na świecie podmorskim tunelem Ryfast, 14.3 km, 292 m pod poziomem morza i wynurzamy się w Strand, oczywiście w potokach ulewnego deszczu. I to w dodatku z upgradem. Po dwóch dniach nieustającej nawałnicy wezbrały wszystkie strumienie, rzeki i inne zbiorniki wodne, i teraz woda nie tylko zacina z nieba, zalewa falami morskimi i spływa po drodze, ale wszystkie zbocza zamieniły się w jeden wielki, ciągły wodospad. Tak zapewne wyglądał początek potopu.
    Read more