• Trochę zimy w lecie

    28 april, Förenta staterna ⋅ ☀️ 8 °C

    Park Narodowy Jacinto, nasz pierwszy trek.
    Rozpoczynamy od centrum rangerów, którzy bardzo uprzejmie pytają, co chcielibyśmy zobaczyć. Naszą odpowiedź: “sekwoje” kwitują - to wyjrzyjcie przez okno :-).
    I w zasadzie jeśli chodzi o sekwoje to by było na tyle, bo do parku z tymi olbrzymimi nie uda się dostać, droga zamknięta. A tu wszędzie, rzeczywiście, rośnie ich każda ilość (choć być może nie są aż takie olbrzymie).
    Wybór pada na Devil’s slide trail, bez obietnicy sekwoi, ale z obietnicą pięknych widoków. Zostajemy zaopatrzeni w mapę - średnio przydatna, bo opisująca w detalach jak dojechać do parkingu, natomiast bez informacji o dalszej trasie -zaznaczony jest na niej tylko początek szlaku.
    W ogóle ciekawe jest podejście tutejsze do oznaczania szlaków - pierwsze 50 metrów to drogowskazy co trzy kroki - szlak jest tu, popatrz, strzałka, o jeszcze jedna tabliczka, i dla pewności kolejny drogowskaz. A po 50 metrach - radź sobie sam. Dalej szlaku nie oznaczamy, jak tu wlazłeś to chyba wiesz co robisz. A jak nie, to nasze niedźwiedzie dawno nie jadły, przydasz się, nic się nie martw :-).
    Z początku szlaku góry wyglądają imponująco, i co ciekawe, mimo bezchmurnego nieba, i mocnego słońca, wygląda na to, że górna partie są pokryte śniegiem. Ruszamy.

    Szlak jest przepiękny, widoki wspaniałe, sekwoi może i nie ma za dużo, ale są olbrzymie sosny, z długachnymi igłami, i gigantycznymi szyszkami.
    Gdzie nie gdzie rzeczywiście leży śnieg, na szlaku, i na drzewach. Konfunduje to zmysły - słońce grzeje mocno, ale zimna bryza chłodzi i lepiej być w rękawiczkach, a do tego w cieniu, gdzie leży śnieg robi się całkiem zimno. Powietrze pachnie jednocześnie żywicą i śniegiem, dokładając swoje do zamieszania sensorycznego.
    A lato walczy o lepsze z ostatkami zimy. Część drzew, porządnie ośnieżona, zrzuca czapy śnieżne i sople w promieniach słońca, boròwki (oczywiście, olbrzymie, amerykańskie) zaczynają kwitnąć, a ptaki wyśpiewują w niebogłosy.

    Wrażenie niesamowitości potęguje to, że jesteśmy w zasadzie zupełnie sami. Spotykamy dosłownie 4 osoby w trakcie wychodzenia, z czego jeden, Francuz, wybiera się pieszo do… Kanady(!!!). Założył sobie na to 6 miesięcy. Tak trzeba żyċ!

    Na koniec wspinaczki widok bonusowy - spoglądamy z satysfakcją z góry na Tahquitz peak, tak przecież imponująco górujący nad parkingiem, a teraz sporo poniżej nas.

    Zdecydowanie chcemy tu wrócić!
    Läs mer