• Brasov - miasto fuzji i inkluzji

    August 28 in Romania ⋅ ☀️ 27 °C

    Do Brasova wjeżdżamy w popołudniowym słońcu przez (oczywiście) pola kukurydzy i słoneczników. Nie sposób nie zorientować się gdzie jesteśmy, jako że nad miastem góruje, zatknięty na górze Tampa, olbrzymi napis w stylu hollywoodzkim -BRAŞOV.

    Sielskie pola kukurydzy płynnie przechodzą najpierw w chaty saksońskie, a następnie, zupełnie bez zmiany tempa, w olbrzymie bloki socrealistyczne, koszmarki rodem z minionej epoki, wielkie, ciężkie, niezgrabne (choć aspirujące do architektury z polotem) monstra z betonu.

    Ale to tylko etap. Kilka ulic dalej betonowe monstra zastępują biedermeierowskie kamieniczki zinterpretowane po rumuńsku - z wieżyczkami, wykuszami i balkonikami.

    Im wyżej jedziemy (a ulice się wznoszą podgórzem Tampy) tym uliczki robią się węższe a kamieniczki mniejsze, i wszystko płynnie komponuje się ze starymi fortyfikacjami, Tampą górującą nad miastem, nowoczesnym centrum handlowym i starym rynkiem.

    Taki jest właśnie Braşov, mieszanka stylów, religii, kuchni i kultur. Miasto w którym co 20 metrów odkrywa się malowniczy zaułek, wieżyczka, wykusz, albo potworek z betonu i metalu. W którym kościół ewangelicki dzieli plac z prawosławnym, kłania się katolickiemu, a towarzyszy im synagoga. Gdzie średniowieczny mur otacza nowoczesny stadion (otwarty dla mieszkańców), muzeum sportu w drewnianym wiedeńskim pałacyku z końca XIX w otwiera się frontem na korty tenisowe, a bokiem przytula do bastionu tkaczy z XV w.

    Dodatkowo, pewnie ze względu na bliskość gór, Braşov narzucająco się przypomina polskie miejscowości uzdrowiskowe -Krynicę, Polanicę Zdrój czy Szklarską Porębę. W parkach miejscowi grają w szachy na kamiennych stolikach, u podnóża Tanpy przygotowano miejskie korty tenisowe i boiska do kosza, a na samą Tampę można w założeniu wjechać koleją linową. W założeniu, bo niestety właśnie jest w remoncie, i dlatego nasze pierwsze podejście do oglądania panoramy Brasova z lotu ptaka kończy się fiaskiem. Podobny rezultat ma podejście drugie, kiedy po wspięciu się na Cytadelę Straży zamiast obiecanej panoramy możemy pooglądać krzaki. Cytadela też niestety jest w remoncie, a szkoda, bo z rycin wygląda bardzo ciekawie. Dopiero podejście trzecie, pod okrągłą wieżę, zwieńcza sukces, i seria zdjęć czerwonych dachów i wież kościołów.

    Kosmopolityczny i inkluzyjny jest również nastrój w mieście, bardzo łatwo jest się poczuć tu u siebie, i całkowicie zadomowić.
    Wszędzie witają przybyszów z otwartymi ramionami, jak swoich (ma to zapewne częściowo związek ze spodziewanym zarobkiem, ale Rumuni są po prostu autentycznie serdeczni i mili), łącznie z synagogą, gdzie nie tylko zapraszano nas do wnętrza w celu zaznania ukojenia zmysłów, ale także wysłano pod replikę ściany płaczu (pytając najpierw czy mieliśmy już okazję odwiedzić tą prawdziwą w Jerozolimie).

    A wszystko zaczęło się rzecz jasna od …Sasów, którzy założyli tu twierdzę na krańcach ówczesnej cywilizacji, gdzie za górą Tampą była już tylko dzicz, a Braşov stanowił ostatni bastion. Paradoksalnie, współczesna inkluzyjność może jest również dziedzictwem Saksonów, którzy przecież nade wszystko byli kupcami, pewnie z definicji otwartymi na nowości i nietypowość towarów i idei zarówno z orientu jak i z Europy Zachodniej :-).
    Read more