• Drum bun!

    September 8 in Romania ⋅ ☁️ 15 °C

    Czyli „Szerokiej drogi”. Używane również przez wędrowców pieszych pozdrawiających się na szlaku.

    Ostatnie trzy dni naszej wyprawy to przejście przez góry Retezat. Wybrane spośród innych pasm górskich ze względu na najładniejsze zdjęcia w internecie :-). Poniewczasie nasz wywiad internetowy odkrywa, że Retezat jest tak pierwotny, że jedyną możliwością noclegu przy przejściu na drugą stronę jest obozowanie na dziko. Przewożenia namiotów nasz plan bagażowy nie zakładał, wybieramy więc alternatywną opcję, czyli spanie w jedynym schronisku, Cabana Gentiana, położonym na terenie rezerwatu. I tak przejście w poprzek gór zamienia się w serię pętli :-).

    Do wyprawy przygotowujemy się solidnie, punktem pierwszym i najważniejszym jest zakupienie sprayu pieprzowego na odstraszanie niedźwiedzi. Jest dostępny tylko w jednym sklepie w Bukareszcie, wygląda na to, że nieczęsto jest to artykuł pierwszej potrzeby (tak się podnosimy na duchu). Futerał z obiektywu aparatu staje się idealną kaburą na spray, więc nasz KO-wiec zyskuje dodatkową funkcję obrońcy szlaku, pogromcy niedźwiedzi. A nam w razie czego pozostaje rozgłośne piszczenie, podobno misie nie lubią wysokich dźwięków.

    Oprócz rzeczonego sprayu na niedźwiedzie wyprawa jest zdecydowanie na lekko - zamiast śpiworów prześcieradła, trzy kubki, i z jakiegoś nie do końca wyjaśnionego powodu jeden komplet sztućców. Całe szczęście, że od naszych lat studenckich przemysł turystyczny znacznie się rozwinął, i można zaopatrzyć się w liofilizowane jedzenie w torebkach, tylko do zalania gorącą wodą. Jedna porcja w cenie mniej więcej obiadu w restauracji, ale wygoda jest. Za to kończy nam się niestety krem z filtrem, o czym orientujemy się już daleko po opuszczeniu cywilizacji.

    To ostatnie akurat nie będzie specjalnym problemem, bo mimo, że budzi nas przepiękna pogoda, o 11 nadciągają chmury, i prognoza wcale nie jest pozytywna. Już już mamy wychodzić z auta zaparkowanego u lokalnego bacy w ostatniej zagrodzie przed szlakiem, kiedy przez niebo przetacza się rozgłośny grzmot.
    Czyli - czekamy na okno pogodowe… Na szczęście dzisiaj tylko 2-3 godziny podejścia do schroniska.

    Okno się otwiera, decyzja zapada, wyruszamy. Plecaki są, spray jest, mapa jest, nawet dwie, na komórce i papierową zakupiona w ostatnim momencie od bacy.

    Szlak jest w zasadzie pusty, kamienista droga wspina się wzdłuż malowniczego górskiego potoku, który szumi, parska i co kilka chwil spiętrza się w wodospadzikach. Stary jodłowy las jest ciemny, mokry od deszczu, lekko zamglony. Ścieżka prowadzi po kamieniach, głazach i powyginanych korzeniach drzew, zarośniętych dywanem z mchu i trawy, wśród paproci i leśnych dzwonków. Zanurzamy się w ten pierwotny krajobraz i ciszę, zupełnie jak w inną rzeczywistość.

    Po 2.5h wędrówki, przerywanej okrzykami zachwytu i uwiecznianiem lasu i wodospadzików na fotografiach, docieramy do schroniska. Cabana Gentiana, 1672 mnpm. Choć szlak przypominał mocno Beskidy, w Beskidach tu w zasadzie byłby szczyt. A Gentiana położona jest na przełęczy, pomiędzy dwoma łańcuchami górskimi, na oko następne tyle nad nami!

    Jak się okrążało okno pogodowe wybraliśmy idealnie, ledwie usadziliśmy się na przyrządzanie obiadu (czyli liofilizatow), bez żadnego ostrzeżenia niebo się rozdarło, i następne kilka godzin upływa w ulewnym deszczu. My na szczęście oglądamy go z suchego wnętrza schroniska, gratulując sobie właściwych decyzji :-). I współczując z lekką wyższością kolejnym przemoczonym ekipom docierającym do schroniska. Pomimo końca sezonu, poniedziałku i dość paskudnej pogody sala sypialna jest w zasadzie pełna, zdaje się że w bardziej sprzyjających okolicznościach przyrody szpilki się tu nie da wetknąć.
    Read more