4x8 Staycations - Glyders

August - September 2021
A short but fine adventure by 4 x 8 nog & Wojtek Read more
  • 7footprints
  • 1countries
  • 6days
  • 41photos
  • 2videos
  • 534kilometers
  • Day 1

    Kemping na farmie, styl: północna Walia

    August 28, 2021 in Wales ⋅ ☀️ 12 °C

    Ostatnie dni lata. Ostatnie dni wakacji. A pogoda jak nad Balatonem. Decydujemy się (znów) pójść za radą Wodza ( czyli premiera najjasniej panującego nam nadal), i zostać na wakacje na Wyspach, tzw "Staycation". Nie wiem, czy 6.5h drogi w korkach przez Anglię kwalifikuje się jako "stay", no ale wódz zarządził taką nomenklaturę.
    Lab zaskoczony, że jak to znikam na prawie tydzień - znowu, sąsiedzi zgodzili się zająć kotem ponownie mimo zagajenia w ostatniej chwili, na szczęście żadnych szczepionek, testow i zaświadczeń nie trzeba tym razem załatwiac - co za ulga, tylko spakować się, i jedziemy. Spontaniczność prawie jak przed pandemią. Prawie, bo znalezienie kempingu, kiedy wszystko co żyje planuje wakacje na wyspach nie jest łatwe. Na szczęście słynny duch przedsiębiorczości żyje w Walijczykach, i ma się dobrze, więc co druga farma zamieniła pola (nieużytki???) na pola kempingowe. Wygody żadne, ale namiot można rozbić (gdzie tam sobie miejsce znajdziecie) i widoki obłędne. Na lewo Snowdon, na prawo jeziora, nie wiadomo, jak namiot rozbić żeby na pewno nacieszyć oczy. Wybieramy więc utylitarnie, po pierwsze blisko bloku sanitarnego, po drugie - na względnie płaskim. Lekkim problemem jest to, że w entuzjazmie tworzenia kempingu gospodarz nie brał pod uwagę, że jego konkretne pole jest położone na zboczu. Namiot mamy duży, nie ma szansy na znalezienie taż dużego płaskiego kawałka, więc przyjmujemy kompromis jednolicie pochylonego terenu.
    Rozbijamy się już po zachodzie słońca, jeszcze względnie coś widać, ci jest zdecydowanym bonusem, bo szybko zapada ciemność bezksiężycowej nocy na szlaku, bez żadnego dodatkowego oświetlenia. Słowem, ciemno, jak oko wykol. A po nas nadal przyjeżdżają inni, spragnieni wakacji i wypoczynku, zdrowia życzę, znaleźć miejsce tutaj po omacku...
    Read more

  • Day 1

    Przez paprocie - ścieżki małooznaczone

    August 28, 2021 in Wales ⋅ ☀️ 16 °C

    Poranek budzi nas pełnym słońcem. W zasadzie wyspaliśmy się nieźle, mimo niecodziennego ułożenia na spadku zbocza. Ale woli na zdobywanie szczytów w ekipie brak, decydujemy się więc na spacer wokół jeziora, z założeniem, że może się uda uzupełnić prowiant, i zakupić stolik turystyczny, który jakimś cudem został w garażu.
    Jak się okazuje, ścieżki widoczne na mapie da widoczne...na mapie... Ale kierunek wzdłuż jeziora nie jest trudny do utrzymania. Bez problemu docietamy do Capel Curig, gdzie można się zaopatrzeć w sprzęt himalaistyczny za ciężkie pieniądze, gdyby ktoś akurat miał ochotę wybrać się na K2. Natomiast po prozaiczne artykuły typu chleb, mleko czy stolik turystyczny trzeba się wybrać dalej w kierunku cywilizacji. Ciekawe jak raki i czekany smakują na śniadanie???
    Wracamy nieobciążeni zupełnie, przez piękny las, i wzdłuż brzegu jeziora, oglądając kajakarzy, deskarzy (wyjątkowo popularne paddle boards). Po drodze wspólnie dochodzimy do wniosku, że dzień jest idealny na sporty wodne, a nie wspinaczkę. Żeby wcielić myśl w czyn odkrywamy, że nasz kemping ma własne, dostępne tylko dla mieszkańców, zejście do jeziora, po czym.... Przenosimy namiot na miejsce bardziej płaskie, za to z widokiem na jezioro i ..... zalegamy z książkami (kindlami) przed namiotem. Przegania nas dopiero wieczorny chłód - bynajmniej nie na plażę, tylko do namiotu!
    Najwyraźniej głód przygód został przyćmiony przez potrzebę relaksu, ale na pewno już jutro ruszymy na szlak. Glyders czekają, podobnie jak kilka innych szczytów i podejść odkrytych w czasie spaceru (czyli, dla potomności, zwiadu rozpoznającego teren przed właściwym uderzeniem).
    Read more

  • Day 2

    Staycations w pełni

    August 29, 2021 in Wales ⋅ ⛅ 18 °C

    A jednak nie wybraliśmy się w góry również dziś ... jak widać, sama nazwa "staycations" zaklina rzeczywistość i tłamsi ducha przygody. Piękne słońce, idealne zejście do jeziora i rzeczki, i wszechogarniające lenistwo wytyczyły rytm dnia.
    Nasz kemping zdecydowanie wygrywa położeniem. Jeśli komuś nie przeszkadza, że trudno znaleźć płaskie miejsce, woda pod prysznicem ciepła...bywa..., a w oddali niestety słychać drogę, zwłaszcza wieczorem, to miejsce jest absolutnie idylliczne. Dziś, w miarę odpływu kempingujacych, udało się nam zdobyć własny żeliwny kubełek na ognisko, kończymy więc dzień relaksu przy żywym ogniu. A jutro, już zupełnie serio serio, poważna wyprawa na Glyders.
    Read more

  • Day 3

    Glyders - etap I - nieprzewidziany

    August 30, 2021 in Wales ⋅ ☀️ 13 °C

    A jednak wyruszamy. Nasz rodzinny KOwiec zarządził wycieczkę maksymalną, 9:15 rano wyjazd autobusem do Gwastadnant, i zdobycie wszystkich Glyders w drodze powrotnej do namiotu. Mimo obaw absolutnie wszystkich co do prawdopodobieństwa przeprowadzenia planu, wszystko przebiega zgodnie z ... planem. Pobudka o 8, i o 9:15 jesteśmy gotowi do złapania przejeżdżającego autobusu, który ma się zatrzymać, albo i nie, wg naszego gospodarza. Autobus przyjeżdża tylko z 15 minutowym opóźnieniem, ale zatrzymuje się bezproblemowo. Problemy zaczynają się przy uzgodnieniu przystanku. Mamy przygotowana mapę z trasą autobusu, i dla ułatwienia konwersacji pokazujemy palcem gdzie chcemy wysiąść. Natomiast kierowca wygląda i zachowuje się, jakby pierwszy raz w życiu widzial mapę, a już na pewno mapę trasy po której jeździ, i domaga się nazwania przez nas miejsca gdzie chcemy wysiąść.
    Hmmm. Gwastadnant. Hmmm. Wygląda na to, że się nie dogadamy. Nic to, wszyscy zgodnie kiwamy głowami, że uzgodnione.
    I dzięki temu wysiadamy tylko 5km dalej, niż zamierzaliśmy, w Llanberis, i tylko dzięki temu, że jest położone nad jeziorem, którego na pewno nie mieliśmy mijać po drodze....
    Llanberis jest bardzo urokliwe, i też jest miejscem początku wielu szlaków, krajobrazowej wycieczki kolejką wąskotorową i wypraw statkiem pasazerskim po jeziorach. Prawdę mówiąc, dużo więcej atrakcji niż Gwastadnant :-). Przeprowadzamy więc szybka reorganizację planów, i dodajemy do naszej wyprawy etap I, przez kamieniołomy. I okazuje się, że zupełnie niespodziewanie, jest to strzał w 10. Trasa przez stary kamieniołom jest niesamowicie klimatyczna, prowadzi stara sztolnią (czy jak też się to ustrojstwo w kamieniołomie nazywa, chodzi o tunel z kamieni), do połowy wysokości zbocza. Kierując się Mapsme decydujemy się wybrać ścieżkę odbijająca na wschód, żeby połączyć się z głównym szlakiem bez nadrabiania drogi. Główna droga prowadzi w górę zbocza na zachód, i w efekcie po jakimś czasie zakręca i też się łączy z trasą, której potrzebujemy, ale i tak już nadrabiamy wystarczająco dużo. Piszą co prawda, żeby nie schodzić ze ścieżek, ale ta która chcemy iść jest widoczna, szeroka i kamienista, więc czujemy się w pełni ustrawiedliwieni. Pełna rewelacja. Słońce przyświeca (z powolnym wskazaniem na "praży"), widok na jezioro i wyrobiska w skale wspaniały. Ścieżka wije się wzdłuż ruin zabudowań, przez sad (???), a na wyciągnięcie ręki w załomach kanionu pasą się koziorożce. Serio, serio. Takie rogi to tylko koziorożce mają. I wszędzie potrzaskane płyty bazaltowe chyba, idealnie płaskie i równe, można używać bez obróbki jako podstawki pod kubek, półki, stoły albo płyty do budowy dróg. Kolejnych kilka zakrętów, droga prowadzi w górę zbocza, i rzeczywiście łączymy się z główną trasa. Tyle, że trzeba przeskoczyć przez bramkę, ze znakiem zakazu przejścia. Ale ze ten zakaz jest od drugiej strony bramki, to przecież nie było jak go przeczytać 🤫.
    Dalsza część przez kamieniołom jest równie urokliwa. Skala przedsiewzięcia jest imponująca, bloki skalne gigantyczne, a uzytkowne budowle z kamienia w odpowiedniej, olbrzymiej skali. Ciekawe, czy ludzie pracujący tam mieli siłę podziwiać w jak zjawiskowo okolicy harują? A na zakończenie etapu, z równo 2 godzinnym opóźnieniem, schodzimy przez łąki i strumyczki do Gwastadnant, zachwyceni dotychczasową wędrówka, i gotowi zdobywać Glyders.
    Okazuje się, że dzięki niezorientowaniu kierowcy dodaliśmy do naszej wycieczki rewelacyjny etap, którego w żadnym wypadku się nie spodziewaliśmy. Więc dla tych, którzy będą szukać ciekawych wycieczek w północnej Walii, zdecydowanie polecamy wyprawę przez kamieniołom, start Llanberis koło mostu i stacji kolejki.
    A po zejściu z trasy do Gwastadnant okazuje się, że oczywiście jest tam przystanek, na którym kursowy autobus powinien się zatrzymać z automatu. Dla zainteresowanych wyjściem na Glyders przystanek nazywa się Nant Petis (co ponoć po walijsku oznacza Stare Llanberis), i jest punktem wyjścia zarówno na Glyders, jak i na Snowdon, majestatycznie górujący po przeciwległej stronie doliny. O czym może je poinformować kierowcę autobusu :-)
    Read more

  • Day 3

    Glyders zdobyte!

    August 30, 2021 in Wales ⋅ ⛅ 14 °C

    Po dodaniu etapu I założenia czasowe wedrowki trochę się nam rozjechały. Mieliśmy startować o 10, jest 12, wszyscy głodni, a przed nami ciągle jakieś 14km po górach, z ostrymi podejściami (wysokość względna = bezwzględna, jak to w UK, = 1000 mnpm. A co do ścieżki, zwłaszcza w części powrotnej, to opisujący trasę wspominają, że "czasem ja widać". Nic to, oceniamy przy posiłku nad strumykiem, mamy 6-7 h do zachodu słońca, ogarniemy. A w razie problemów, z Glyders można zjeść wcześniej do głównej drogi i łapać autobus.
    Na trasie jesteśmy w zasadzie sami, i dobrze. Bo jak się okazuje, zgodnie z zasadami sztuki jesteśmy przygotowani na gwałtowne pogorszenie pogody, a zdecydowanie mniej na upalne tropiki. I okazuje się, że w celu zapobiegnięcia upieczeniu, niektórzy muszą iść bez koszulek, a inni bez spodni. Nie sądzę, żeby napotkani Anglicy nawet podnieśli brew na ten widok, ale jednak dobrze, że nikt naszego niecodziennego przyodziewku nie ogląda.
    Miłe złego początki, mimo, że ciągle w górę, jest w zasadzie idyllicznie. Łąki, wrzosy, strumyczek, gdzieniegdzie drzewka. Posuwamy się wolno w górę, szukając charakterystycznego jeziorka przy którym należy odbić na Glyders.
    Wraz z wysokością, po godzinie mniej więcej, droga się wreszcie wyplaszcza, i, alleluja, zaczyna wiać. Można się więc przyodziać bardziej konwencjonalnie, w ostatnim momencie, jako że z pojawieniem się jeziorka pojawiają się inni wędrowcy. Prawie jak na pustyni przy wodopoju, schodzą się z każdego kierunku, jak widać nasz był najmniej popularny.
    I znad jeziorka przeprowadzamy atak właściwy na pierwszy (i najwyższy) Glyder Fawr, (1001 mnpm). A jest to wyzwanie. Ściana kamieni i żwiru, usuwających się spod nog, bardzo ostro nachylona (~70° od poziomu, na oko, choć wiem, że nachylenie liczy się inaczej) gdzie każdy radzi sobie jak może, w zasadzie stanowi całość pozostałego podejścia. W pełnym słońcu, i w wietrze, wspinamy się walcząc o oddech, i po około pół godziny docieramy na płaskowyż, usiany grzebieniami z bazaltu. Warto było o taki widok walczyć!! Zanim otoczą nas chmury dążamy jeszcze obfotografować siebie w charakterze zdobywców, i panoramę, na Snowdon, na jeziora i nawet na zatokę Anglesee. Czas: 3.30. Do zmierzchu ~4h
    I czas na kolejne wyzwanie, czyli odnalezienie drogi do kempingu.
    Mapsme pokazuje nam początkowy kierunek i która ścieżkę że szczytu wybrać, i umiera, wyczerpawszy baterię. Na szczęście jesteśmy przygotowani z bardziej tradycyjna mapa OS, i opisem trasy (o tych ścieżkach które czasami widać).
    Kierunek na kolejne Glyders: Bwlch y Ddwy-Glyder, i Glyder Fach.
    Że ścieżkami jest jeden problem. Dopóki idzie się po trawie, względnie je widać. Niestety, na bazalcie, nie bardzo. Do tego Walijczycy, podobnie jak Anglicy, nie wierzą w oznaczanie tras, poza tymi najbardziej popularnymi, zakładając, że albo się umie, albo się nie wybiera na inne. Na szczęście chmury ustępują odrobinę, i mapę można łatwo orientować po rozlicznych jeziorach w okolicy, i kierując się na stary dobry rympał uderzać przez łąkę, wrzosy, kamienie, i domniemaną scieżkę we właściwym kierunku - na wschód.
    Założenie jest właściwe, i system działa dobrze, z wyjątkiem jednego drobnego elementu: goni nas czas. A droga przez łąki, wrzosy i kamienie (a od czasu do czasu i mokradła) ma to do siebie, że jest może i malownicza, ale mało efektywna. Dlatego z radością witamy jeden z główniejszych szlaków, nawet zaznaczonych na mapie, miners track, z północy na południe, do Pen-y-Pass, i z jego pomoca odnajdujemy nasza właściwą, umykającą trasę na wschód do Capel Curig. 5:30. Do końca jeszcze jakieś 4 km, z czego ostatni prosto w dół do kempingu
    Ale na ubitym trakcie ruszamy z kopyta, i następne 3km pokonujemy w rekordowym tempie. Z zatrzymaniem na zdjęcia, i podziwiania naszego kempingu, widocznego poniżej, o 6:10 jesteśmy przy odbiciu w dół. Ostatni kilometr, cel widać przed nami jak na dłoni.
    I byłoby zupełnie pięknie, gdyby nie to, że trasa kończy się w połowie zbocza, a właściwie nie kończy, tylko wbrew mapie zakręca z powrotem na wschód. Nie ma takiej ludzkiej siły, która by nas teraz zmusiła do nadłożenia kilometrów. Z premedytacją, i wielka ostrożnością, ruszamy przez trawę do kolan, paprocie do pasa i wądoły, na przełaj w dół. Nie jesteśmy pierwsi, którzy podjęli tę decyzję! Nie dość, że (niestety) widzimy ślady zdecydowanie nie po owieczkach w postaci pustych paczek po chipsach, to jeszcze przejścia przez kolejne płoty są przygotowane że stopniami, drabinkami i zasłoniętym drutem kolczastym. Tylko ścieżki brak....
    Tak czy inaczej, docieramy na kemping o 7:30, ciągle jeszcze w promieniach słońca, i kończymy dzień tradycyjnymi w górach zupkami chińskimi, które M'n'Ms okrzykują najlepszym jedzeniem pod słońcem :-)
    Read more

  • Day 4

    Najbardziej krajobrazowe wzgórze

    August 31, 2021 in Wales ⋅ ⛅ 15 °C

    Po wczorajszym wyczynie budzimy się już o 10:30, a w zasadzie o tej porze otwieramy pierwsze oko. I szybko zamykamy, bo pogoda wcale nie zachęca do dalszej aktywności. Ten stan utrzymuje się do popołudnia, kiedy głód przezwycięża marazm, i postanawiamy wyruszyć w poszukiwaniu jedzenia. A wcześniej rzecz jasna na przebieżkę po okolicy, ku niezmiernej rozpaczy młodzieży. Do wyboru są dwa wzgórza: Moel Siabod, samotnie górującą nad jeziorami, i Crimpiau, wg autora "Mud and Routes" szczycącego się najwyższym współczynnikiem obłędnych widoków na metr wysokości. Postawione przed taką alternatywą M'n'Ms wybierają Crimpiau, mniej że względu na widoki, a bardziej kierując się długością (krótkością) trasy. Nas ten współczynnik widoków też intryguje, więc decyzja zapada za wszechstronnym poparciem. Dzięki naszemu rekonesansowi w pierwszy dzień wiemy dokładnie, że dogodny (i darmowy!) parking National Trust położony jest bardzo blisko początku szlaku, a co więcej, wiemy dokładnie gdzie rzeczony początek szlaku się znajduje. Jak widać, rekonesans nie był stratą czasu :-). Ruszamy raźno, z aparatami przygotowanymi na uwiecznianie tych zapowiedzianych widoków na każdy metr. Hmmm. Ładnie jest, nie można powiedzieć, lasek, strumyk, łąka, wrzosy, widok na Snowdon (jak z naszego kempingu) ale żeby tak od razu wyjątkowo?... Nie do końca się zgadzamy, zwlasza po wczorajszej wyprawie i krajobrazach na i wokół Glyders. M'n'Ms marudzą, że daleko, że nudno, i że, olaboga, trzeba będzie chyba wejść na to wzgórze. ZNOWU. No co za pech i przykra niespodzianka. Przystajemy co chwilę uwiecznić a to wrzosy, a to Snowdon, po trosze, żeby udokumentować, po trosze, żeby nie stracić twarzy, że tych widoków nie ogarniamy. Wreszcie ścieżka zakręca na wzgórze, i niepozornie wspina się wśród, nadal, wrzosów i kamieni. Do szczytu nie jest daleko, i nawet jakby urokliwie, więc co tam, pstrykamy następne zdjęcia dla porządku. I nagle, po minięciu ostatnich kamieni przed szczytem, wydziera nam się wszystkim rozgłośnie "aaaaaach". To o to chodziło. Na metr wysokości, po osiągnięciu tej wysokości. Ale warto było. Wysokość mniej niż połowa wczorajszej, a panorama rzeczywiście obłędna, 360°. Do tego jeszcze zza chmur wychodzi słońce, i uprzejmie dodaje kolorów i klimatu okolicy.
    Zejście ze szczytu ścieżka okrężną też prowadzi przez zjawiskową dolinę, i jest dużo bardziej strome niż droga którą przyszliśmy. Zdecydowanie, choć przez przypadek, udało się nam wybrać najlepszą opcję, bo podejście od drugiej strony chyba zniechęciłoby najbardziej zawziętych.
    A na koniec uczta również dla ciała - fantastyczne domowe jedzenie w pubie Tyn-y-Coed, wskazanym przez naszego gospodarza z kempingu. Wskazanym z umiarkowanym entuzjazmem wsrod pozostałych dwóch pubów w okolicy, choć i pub i jedzenie jak najbardziej warte było reklamy, polecenia i tak po prawdzie to opisu na pierwszych stronach gazet. Umieszczamy więc zapis dla potomności i na przyszłość, żeby się nie zastanawiać gdzie tu w okolicy można smacznie zjeść.
    Read more