Satellite
Show on map
  • Day 12

    Księża (El Burgo Ranero)

    August 17, 2016 in Spain ⋅ ☀️ 21 °C

    Skubiąc te parę akapitów, na jednym mi zależało: by nie wyszła z nich laurka. Obawiam się jednak, że mimo usilnych chęci, nie do końca mi się to udało. I chyba muszę się z tym pogodzić. Od początku wiedziałem bowiem jeszcze jedno: że nie mogę pominąć tego tematu. Przekładałem go z dnia na dzień. Teraz, prawie u kresu drogi, ostatnia szansa by się z nim zmierzyć.

    A chcę napisać słów parę o napotkanych po drodze księżach. Paru z nich już się tu przewinęło. Myślę również o tych wszystkich, których spotkałem na pielgrzymkach w poprzednich latach. Z wieloma witałem się i żegnałem w biegu, często bezskutecznie próbując wyłowić ich imiona. Młodzi, starzy, Hiszpanie, obcokrajowcy, elokwentni i swojscy.

    Nasze spotkania w większości ograniczały się do mszy. Wbiegali w ostatniej chwili i zaraz po niej szybko domykali, co trzeba, bo już spóźnieni na kolejną. W diecezji Astorgi (dane relatywne do mojej rocznej pamięci – poza datą gwarancji) średnio na jednego kapłana przypada cztery, pięć parafii. Tylko paru służy w jednej (rozumiem, że w miejskiej), największa grupa ma po trzy, ale niemało też tych z siedmioma i ośmioma kościołami. Brak powołań? Na pewno. Ale z drugiej strony pod uwagę wziąć trzeba również przemiany społeczne i wyludnienie wsi. W wielu wioskach na próżno by zapełniać kościelne ławki niedobitkami mieszkańców, w większości w podeszłym wieku, którzy, z drugiej strony, nie mieliby jak dotrzeć do innego kościoła. Młodych dawno nie ma. Albo więc ksiądz objedzie te wszystkie na wpół wymarłe osady, albo mszy nie będzie. I trzeba przyznać, że niezależnie od liczby świątyń, raczej wciąż jest to ta pierwsza opcja.

    Wiadomo, że trudniej o mszę w tygodniu, na co często skarżą się pielgrzymi. W znacznej mierze zależy to od szlaku. Łatwo jednak w pielgrzymiej megalomanii zapomnieć, że nieobecny ksiądz zapewne tego dnia odprawia mszę w dwóch innych miejscowościach. I nie pielgrzymi są jego pierwszymi podopiecznymi.

    Osobnym tematem są oczywiście pozamykane kościoły i tezeuszowa wędrówka w poszukiwaniu doń kluczy. Wśród wędrowców stosunkowo sporo duchownych, więc nieraz wystarczyłaby otwarta świątynia, zwłaszcza gdy architektura schroniska nie pozwala na godne celebrowanie mszy.

    Ten ostatni punkt wiąże się z szerszym tematem chrześcijańskości szlaku. Można utyskiwać na turigrinos albo przewracać oczami na widok różnych dziwacznych duchowości. Można też dać im nienarzucającą się szansę spotkania Kościoła. Do tego też nie potrzeba księdza. W dobrze działającej parafii grupa świeckich powinna sobie bez niego dać radę. Często przejmują to na siebie wszelkich wyznań i narodowości wolontariusze. Nie zapomnę też zupełnie nieplanowanego i może dlatego tak owocnego doświadczenia pielgrzymowania z grupą młodzieży (moi bracia, którzy odważyli się na podobne szaleństwo, mieli analogiczne przeżycia), która przez cały dzień drogi na wieczór dosłownie zaprowadzała kolejnych napotkanych ludzi do ołtarza. Dla wielu bywał to zaledwie pierwszy z wielu czekających go jeszcze kroków.

    No, ale jakoś mimowolnie zostawiłem na boku tych moich drogich księży. Wracamy!

    Moi drodzy, którzy mnie nie czytacie, bo w końcu jak byście tu zabrnęli, nie znając polskiego (i moi drodzy, którzy mimowolnie jesteście czytelnikami nieswojej odezwy), nie znam was. Może jesteście podli, nudni i butni (na pewno wobec tego, co robicie, nie posądzę was o lenistwo). Zostawiam to między wami a Panem Bogiem. Dziękuję natomiast za świadectwo dawania tego, co najlepsze dać możecie. I może zarazem jedyne. Być może nie tak wyobrażaliście sobie wasze kapłaństwo. Do kogo innego chcieliście głosić (ostatecznie wcale nie tak) płomienne kazania niż do przygłuchej grupki zasypiających staruszek. Ale jesteście. Trwacie jak strażnicy pozostawieni na zapomnianej już dawno przez wszystkich wartowni. I zawracacie mnie od rozpraszania się na wszystko to, co ostatecznie naprawdę jest nieważne.
    Read more