Satellite
Show on map
  • Day 12

    Msza trójdominikańska MansilladelasMulas

    August 17, 2016 in Spain ⋅ ☀️ 22 °C

    Na łóżku po prawej leży wielki Niemiec. Wielką ma głowę, brodę, plecak i brzuch. Nie mniejszy uśmiech nie schodzi ani na chwilę z jego twarzy. Dlatego nie sposób nie polubić tej serdeczności. Oczywiście jeśli ktoś odważy się przezwyciężyć pierwszy strach i nie wycofa się z pokoju na widok wystającej z materaca w kierunku drzwi wielkiej, niemieckiej stopy.

    Schronisko duże, ale dzięki licznym, a małym pokojom, nie doświadcza się tłoku. W dodatku skoncentrowana wokół zamkniętego patio architektura budynku sprzyja poczuciu bezpiecznej domowości. Tu obiad, tam pranie, jeszcze obok mniej lub bardziej poważne rozmowy albo zwyczajne regenerowanie się przed następnym etapem.

    Być może dzięki wielkiej stopie mojego sąsiada, w naszym pokoju zaświadczyliśmy jeszcze większej kameralności, bo ostatecznie dołączył do nas tylko mały Hiszpan. Zajął łóżko po lewej. Mała głowa, wstydzące się swojej nieliczności włoski w miejscu brody, mały plecak, brzucha brak. Jedyne co od tej małości odstaje to porównywalny z niemieckim uśmiech. O ile jednak przypadkowy przechodzień wpadły na tego pierwszego, jeszcze zanim wszedłby do środka, bez wątpienia Hiszpan byłby ostatnim elementem pokoju, jaki by zauważył (jeśli w ogóle).

    Spoglądam to w prawo, to w lewo. Leżę na łóżku między skrajnościami. Hiszpania – Francja – Niemcy. (W tym gronie zdecydowanie jestem najstarszy.) I nadziwić się nie mogę. Ale jeszcze bardziej: powstrzymać (u)śmiechu. Przecież, na dobrą sprawę, te boskie koincydencje są przewspaniałe!

    Spotkanie w zakrystii przed mszą, jakby podchwytując tę myśl, przybiera formę nieodległą od sławetnego finału II aktu Wesela Figara, trwającego, bagatela, niemal pół godziny, co stanowi ponad połowę całego aktu, kiedy to co i rusz na scenie pojawiają się nowe postaci, coraz bardziej zapętlając akcję.

    Zaczyna się od spotkania z Proboszczem:

    J(a): Jestem dominikaninem.

    P(roboszcz): A ja się nazywam Dominik.

    J: Ja też jestem Dominik.

    P: I jesteś Dominikaninem.

    J: I nazywam się Dominik.

    P: Ja też, ale nie jestem dominikaninem. Skąd?

    J: Z Polski.

    P: I mówisz po hiszpańsku. Ale ja nie mówię po polsku.

    J: Ale na szczęście mówię po hiszpańsku.

    Na razie to wszystko jeszcze jakoś się trzyma, ale oto wchodzi kolejny bohater, Słowak:

    S: Jesteś proboszczem?

    J: Nie, on jest proboszczem.

    S: Jestem Słowakiem.

    P: A on jest Polakiem.

    S: Nazywam się Dominik.

    P: A on jest dominikaninem.

    S: A ja jestem księdzem diecezjalnym.

    P: Ale nie z Polski?

    S: Nie, ze Słowacji.

    D: Ja się też nazywam Dominik.

    S: A ja studiuję u dominikanów.

    P: On jest dominikaninem.

    D: I też nazywasz się Dominik.

    S: Ale nie jestem Dominikaninem.

    P: Mówisz po hiszpańsku?

    S: Nie, po włosku.

    J: Ale rozumiemy się też, gdy mówi po słowacku.

    P: Ale ty mówisz po polsku.

    J: Ale rozumiem po słowacku.

    S: A proboszcz, jak się nazywa?

    J: Dominik.

    P: Ale nie mówię po włosku.

    Wchodzi zakrystianka:

    Z(akrystianka): Mamy gości?

    P: Tak, dominikanina z Polski.

    Z (do Słowaka): Jesteś dominikaninem?

    S: Nazywam się Dominik.

    J: Ale to ja jestem dominikaninem.

    P: Ale on się nazywa Dominik.

    Z: I też jest Polakiem.

    J: Nie, jest Słowakiem.

    S: Nazywam się Dominik.

    Z: Ale nie mówisz po hiszpańsku?

    S: Po włosku.

    P: Ale on mówi.

    Z: I jak się nazywa?

    P: Dominik.

    Z: Ale nie Słowak.

    D: Nie, jestem Polakiem i też się nazywam Dominik.

    P: I jest dominikaninem.

    S: Ale nie mówię po hiszpańsku.

    Z: I też się nazywa Dominik.

    P: Ale mówi po włosku.

    J: I jest Słowakiem.

    S: Znam dominikanów.

    Z: A proboszcz też się nazywam Dominik.

    P: A on jest Polakiem.

    S: I byłem parę razy w Polsce.

    Z: Nie mówię po włosku.

    P: On się nazywa Dominik…

    W tym momencie zegar wybija godzinę i przerywamy rozmowę przed wkroczeniem kolejnych nieprawdopodobnych postaci, wśród których nie było jeszcze Dominik, dominikanek, innych Słowaków i Włochów. Szczęśliwie mimo tego zamieszania mającego w sobie też coś z Ionesco, udaje nam się spokojnie odprawić mszę, którą na swój użytek nazywam „trójdominikańską”.
    Read more