• Basen czy morze, oto jest pytanie!

    Sep 4–6 in Romania ⋅ 🌬 27 °C

    W życiu każdego podróżnika przychodzi moment, że musi na chwilę przysiąść i odsapnąć. Ku totalnemu zdziwieniu dotyczy to również naszego KO-wca.
    Nasz odpoczynek wypada nad samym brzegiem Morza Czarnego, na samym końcu wsi, gdzie już tylko trawy, puste działki czekające na sprzedaż, albo domy dopiero w budowie, paskudne hotele kurortu widać tylko na horyzoncie, a słychać jedynie szum fal i rozgłośne cykanie świerszczy bądź cykad.

    Bungalowy jak z obrazka w folderze (choć była chwila stresu kiedy mijaliśmy ostatnie coraz bardziej rozpadające się zabudowania, a ich nie było widać na horyzoncie). Do tego, z uwagi na środek tygodnia i fakt że jest już w zasadzie po sezonie, cały niewielki ośrodek mamy praktycznie dla siebie. Pełna błogość i idealne miejsce na podróżniczy i mentalny reset.

    To pozytyw. Negatywem jest, że jako że wspomniany sezon się skończył, w najbliższej wsi i kurorcie turystycznym pozamykano również w zasadzie całą gastronomię, a że w ośrodku nie przewidziano gotowania, mamy dodatkowe wyzwanie - jak tu upolować obiady na trzy dni…

    I jeszcze jest zaskoczenie. Z mapy wynikało jasno, że będziemy mieszkać koło plaży. Nie wspominano jedynie, że jest to plaża naturystów :-D. A w zasadzie małe miasteczko namiotowe naturystów. I że jak się człowiek przypatrzy, to może oglądać np two ugly naked men na paddle board… Na szczęście żeby się przypatrzeć trzeba się postarać i wychylić, więc unikamy wrażeń mało estetycznych i zamiast na plażę patrzymy na niebo i morze. W sumie wielka szkoda, bo plaża wygląda na bardzo urokliwą, i fantastycznie biegną do niej morskie fale.

    Pierwszego dnia odkrywamy czynną restaurację i plażę dla tych którzy preferują kostiumy kąpielowe. Pełna błogość i relaks.
    Przenosimy się tylko z tarasu na basen, i ze słońca w cień. Wszędzie błękit, morze ciemnobłękitne, niebo jaskrawo błękitne, woda w basenie połyskliwe błękitna.

    Drugiego dnia całkiem wyluzowani napawamy się błogim spokojem na tarasie z widokiem na morze i niebo (bez widoku problematycznej plaży), słuchając szumu fal i cykad, kiedy nagle z sąsiedniej parceli na cały regulator bałkański folk - disco. Taka Kayah&Bregovic tylko po rumuńsku. I za chwilę - Golce. Po rumuńsku. I Kayah. I Golce. Nagle słychać podniesione głosy - chyba wkurzony sąsiad - cisza. I za 10 min Kayah. I Golce. Wkurzony sąsiad. Cisza. Niemiecki metal. Kayah. Golce. Muezzin.
    Po 3 godzinach wysyłamy korpus dyplomatyczny żeby wynegocjować choć ograniczenie decybeli. Korpus wchodzi na posesję, tam kilkunastu rosłych, brodatych i obwieszonych łańcuchami Rumunów, ewidentnie wyszykowanych. Wszędzie balony i kwiaty. Korpus uśmiecha się i grzecznie tłumaczy, że rozumie że jakaś okazja, i że świetną muzykę grają, ale czy można trochę ciszej. A tu okazuje się, że jeden z rosłych Rumunów się żeni, i że to wstęp tylko to przygrywka, bo weselisko będzie całą noc. Co zrobić, korpus uśmiecha się i gratuluje, ale prosi żeby choć przed wieczorem trochę przyciszyć, i negocjuje jakieś 3 godziny spokoju.

    Wieczorem po taktycznym upewnieniu się, że naturyści pochowali się do namiotów, idziemy podziwiać fale. Okazuje się, naturyści rozgościli się na plaży na dobre - namioty są poogradzane wymyślnie, ozdobione, z totemami, z koralami z muszli, piór, kolorowych światełek - może brak możliwości wyrażenia się w ubraniu kompensują przystrajając namioty i okolice? Właściwie trudno się dziwić, że rozgościli się tam na dłużej, miejscówka jest rewelacyjna. I, oczywiście, szum fal i rozgłośne świerszcze czy może cykady. Światło księżyca czarodziejsko kładzie się na falach, powoli zapada zmierzch.

    A my wracamy - i …. Łoooo, MACARENA….
    Read more