Od dawna wymarzona, ale w tym roku wybrana specjalnie dla nas przez Borysa Johnsona & co. Zielona Islandia :-) Read more
  • 23footprints
  • 2countries
  • 10days
  • 121photos
  • 12videos
  • 5.4kkilometers
  • 3.7kkilometers
  • Day 9

    Gorący strumyk

    July 3, 2021 in Iceland ⋅ ⛅ 12 °C

    Ostatni dzień, po upiornej, pełnej meszek nocy. Zapewne wykrakanej przez Mieszka, który na pytanie "i jak Ci się podoba wycieczka?" odpowiadał po angielsku " jak na razie, super". No i, zapewne przez to "na razie", w nocy napadły nas stada krwiożerczych meszek, które nie tylko pogryzły nas bezlitośnie, ale w efekcie wygoniły z kampera do jadalni, gdzie przetrwaliśmy do rana na wąskich, drewnianych, twardych ławach. Owszem, mieliśmy w planie zacząć dzień wcześniej, ale niekoniecznie o 7 po nieprzespanej nocy... A rano, decyzją kolektywu (wybór źródła, wodospady czy trek?) wybraliśmy się na trek wzdłuż gorącego strumyka, przez wodospady i wśród parujących zboczy pagórków :-D. Jak widać , w Islandii o kompromis nie trudno.
    Tak czy inaczej, trek bardzo przyjemny, choć w upale żywcem przypominającym Peru, i zakończony kąpielą w górskim strumyku, takim które zazwyczaj bywają orzeźwiająco chłodne. Natomiast ten, dla odmiany, parował i lekko zalatywał siarką, a do tego w zasadzie na całej długości górnego biegu zapraszał do naturalnych basenów, w których można było się moczyć do woli podziwiając krajobraz. Pełna rewelacja.
    Read more

  • Day 9

    Na zakończenie wielki wybuch - wulkanu

    July 3, 2021 in Iceland ⋅ ⛅ 12 °C

    Miała być wyprawa przez lód i ogień. Lodu przez cały tydzień było pod dostatkiem, ale ognia widzieliśmy głównie efekty, w postaci wody w różnych stanach skupienia i temperatury. Aż do dziś. Choć w zasadzie, już od pierwszych rozmów z tubylczymi Polakami było jasne, gdzie musimy pojechać (koniecznie wybierzcie się na wulkan!!). Aż do dzisiejszej rozmowy w punkcie testów na Covida, prowadzonym, a jakże, przez Polaków (czy widzieliście już wulkan??). Oczywiście chodzi o wulkan Fagradalsfjall, który po wiekach uśpienia wybuchł w marcu tego roku. Mimo, że spaliśmy u jego podnóża w dzień pierwszy, wybieramy się zobaczyć go w całej okazałości dopiero dziś, na zakończenie wyprawy. I ten ostatni trek przerasta wszelkie nasze oczekiwania. Bo Fagradalsfjall nie tylko wybuchł, i zaslal dolinę lawą, ale jest nadal czynny, i pluje lawą oraz zieje ogniem, czego się zupełnie nie spodziewaliśmy. Zaraz niedaleko parkingu zaczyna się jęzor zastygłej lawy (tak po prawdzie wulkan po wybuchu przypomina lodowiec, tylko kolor i temperatura nieco inne, no i skala czasowa też). Jęzor jest super, tu dymi, tam śmierdzi gdzie indziej grzeje. Ale szlak prowadzi dalej, i nagle okazuje się, że olbrzymi jęzor to zaledwie mała część pola lawy, które rozciąga się na całą dolinę, i kilka okolicznych szczytów górskich. Skala zapiera dech w piersiach. A za kolejnym zakrętem Maya odkrywa, że na jednym zboczu część lawy jest wyraźnie czerwona, czyli, właśnie, gorąca i aktywna. Im wyżej się wspinamy, tym więcej widać tej gorącej i czerwonej lawy, aż w końcu cała góra jednego z języków żyje i żarzy się bez opamiętania. A za kolejnym zakrętem otwiera się widok na krater Fagradalsfjall, zdecydowanie czynny, aktywny, i mimo odległości wzbudzający duży respekt. Krater pluje językami ognia, dymi i huczy, tworząc imponujący akcent na koniec naszej wyprawy.
    Żegnamy go z żalem, odchodząc całkiem karkołomnie po stromym, żwirowym zboczu (kolejny wyraz beztroskiego podejścia Islandczyków do bezpieczeństwa turystów - widzisz, że jest stromo i grunt niepewny, wchodzisz na własne ryzyko, nie jest naszym problemem zapewnianie Ci wygodnej trasy). W stronę zasnutych wieczorną mgłą gór, w stronę wieczornego, choć bynajmniej nie zachodzącego słońca.
    Read more

  • Day 10

    Żegnamy Islandię

    July 4, 2021 in Iceland ⋅ ⛅ 12 °C

    Powrót do UK wcale nie jest prosty. Wczoraj musieliśmy wpleść w harmonogram test na korona wirusa. Zamówić drugi test, do wykonania po przylocie. Koszt: wycieczka na wieloryby. Tym razem nie opcjonalna...choć zdecydowanie wolelibyśmy oglądać humbaki. Wypełnić locator form ze wszystkimi danymi, łącznie z numerem siedzenia w samolocie.
    A dzisiaj rano, o 6, niespodzianka. Udało się nam zostawić coś włączone na noc, i zamiast ruszać w drogę, ruszyliśmy szukać pomocy z odpaleniem silnika... Rewelacja, następny samolot pewnie za tydzien. I cała zabawa z testami itp od poczatku. Okazuje się, że absolutnie żadne auto z wypozyczalni nie jest wyposażone w kable. Więc mimo, że mamy dwa zapasowe akumulatory, to nie jesteśmy w stanie sami sobie poradzić, i trzeba dzwonić po taksówkę z Keflaviku z kablami i pomocą. Na szczęście, przyjeżdża, tym razem brat Litwin, na oko sądząc, i udaje się odpalić. Teraz jeszcze zatankować auto, znaleźć wypożyczalnie (dla ułatwienia na wydruku dostaliśmy zły adres) oddać auto, i dostać się na czas na lotnisko... 8.35 wysiadamy z auta. Odlot o 9:35. bramki zamykają o 9:05. Galopem przez sklepy (oczywiście wężykiem, żeby na pewno mieć szansę wszystkie dobra zobaczyć), przez security (na szczęście puste, przechodzimy w stylu sportowym: sprint przez bramki z rozbieraniem i ubieraniem się), strefę bezcłową, odprawę paszportową, i już jesteśmy przy bramce, 8:55 :-). Jak widać, był nawet czas żeby coś na bezcłówce zakupić :-D. Poziom adrenaliny wraca do normy, M'n'Ms komentują, zupełnie niesprawiedliwie, że z nami to tak zawsze i że można nakręcić thriller o naszym wybieraniu się w podróż, a zwłaszcza na lotnisko. Podobno trzyma w napięciu aż do ostatniej minuty. Może i tak, ale przynajmniej zawsze docieramy w ciekawe miejsca!

    Przejechaliśmy 1950km, przeszliśmy po szlakach 80km, zobaczyliśmy góry lodowe, pola lawy, gejzery i wulkan. A jeszcze tyle zostało do zobaczenia! A na zdjęciach uwiecznione kilka pomysłów, które podpatrzyliśmy u innych, do wykorzystania na przyszłość.
    Read more