Satellite
Show on map
  • Day 3–4

    Cebu

    January 5 on the Philippines ⋅ ⛅ 31 °C

    Miasto i wyspa na początku nie urzekły nas wcale. Niby klimaty znajome, podobnie do Sri Lanki, ale jednak nie to. Przylecieliśmy głodni i zmęczeni, po wszystkich kontrolach wyszliśmy z lotniska o północy. Wymęczone dzieciaki nawet nie miały siły marudzić.
    Potem był nocleg byle gdzie z nadzieją, że rano wystartujemy wypożyczonym autem nad morze. Najpierw pojechaliśmy do galerii handlowej wymienić pieniądze. To był najjaśniejszy moment w tym pełnym mroku dniu. Potem pojechaliśmy taksówką na miejsce wydania samochodu; nie był to ani nasz hotel, ani biuro firmy, ale jakiś parking pod hotelem na końcu miasta. W taksówce zostawiłam telefon, Dimuha musiał zadzwonić na mój polski numer i poprosić kierowcę o zwrot. Ciekawe, ile zapłacimy za połączenie, znaleźne dla kierowcy to przy tym pewnie drobiazg. Kiedy wreszcie mogliśmy wyruszyć, to okazało się, że w mieście są korki i trasa, która wczoraj na mapach googla była do pokonania w 2.5 godziny dziś potrwa już 4 z hakiem. A mowa "aż" o 90 km! Przy maksymalnej prędkości 40/h w korku wśród motocykli, przechodniów i psów wiadomo było, że dotrzemy na miejsce dopiero wieczorem. Wśród tego ulicznego chaosu Dimuha został wyłowiony przez zakutaną w zieloną odblaskową bluzę osobę, która okazała się policjantką drogową. I wlepiła nam mandat za zmianę pasu na linii ciągłej! Na Sri Lance, jak jechaliśmy bez świateł i nas zatrzymali, to pół godziny musieliśmy opowiadać jak nam się Sri Lanka podoba i na koniec policjant wziął Dimuhy numer i jeszcze przez kilka tygodni wysyłał mu pozdrowienia! I to jest ta różnica między Lanką a Filipinami. Na korzyść tej pierwszej, oczywiście.
    Zatrzymaliśmy się na obiad, ale płatność tylko gotówką (jak wszędzie tutaj!), więc musieliśmy się obyć smakiem.
    Na szczęście na końcu każdego tunelu jest światło. Ciemną nocą dotarliśmy na krańce Oslob do nowego hotelu, nad morzem. Czekał na nas basen, wegetariańskie dania i masaż.
    Read more