A 12-day adventure by Dominik Read more
  • 13footprints
  • 1countries
  • 12days
  • 1photos
  • 0videos
  • 259kilometers
  • Day 1

    ... in Villar de Mazarife

    June 3, 2014 in Spain ⋅ ☀️ 18 °C

    Pierwszy dzień i pierwszy nocleg. Ruszamy ze schroniska parę chwilę po brzasku, śpiewając na całe miasto Kiedy ranne wstają zorze i O Pani, ufność nasza. Wybaczcie nam leonici! W następnie dni będziemy już spokojniejsi (czytać zbyt zmęczeni, żeby porywać się na takie koncerty).
    Pierwsza godzina to prawdziwy test naszych motywacji. Idziemy przez miasto, potem tereny przemysłowe - nic, absolutnie nic z klimatu camino, którym żeśmy się zaczarowywali przez miesiące przygotowań. Jednak po pierwszym postoju przy dominikańskim sanktuarium Virgen del camino schodzimy wreszcie na pola. Wprawdzie w niedalekiej odległości wciąż ekspresówka, ale nam to wystarczy.
    Pierwszy postój w Villar de Mazarife - małej wiosce na bocznej odnodze głównego szlaku. Nazywamy nasze lokum hacjendą. Pierwszy i ostatni raz nasi gospodarze postanawiają uhonorować naszą grupę oddzielnym pomieszczeniem - śpimy w domku w ogrodzie - akurat na naszą ilość. Popołudnie spędzamy na błogim nic-nie-robieniu. Za krótko jeszcze, by mieć po czym odpoczywać, więc gdy tylko żar słoneczny opada, zaczynamy tańce na trawie. Następny raz znajdziemy na to siły dopiero w Santiago.
    Read more

  • Day 2

    ... in Astorga

    June 4, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 15 °C

    Jeśli do tej pory ktoś miał wątpliwości co do sensowności zabierania ciepłych ubrań na wakacje w Hiszpanii, pierwsze 2 godziny marszu skutecznie z nich leczą. Jest naprawdę zimno, a do tego wieje wiatr. Z utęsknieniem czekamy na słońce. Do tego po raz pierwszy boleśnie konfrontujemy się z brutalną prawdą, że wioska na szlaku wcale nie oznacza otwartego sklepu/baru przed 8 rano. Zagryzamy resztki prowiantu z poprzedniego dnia i, nie zwlekając dłużej, ruszamy do Hospital de Orbigo, gdzie czekają już na nas kanapki i gorąca kawa.
    Niezapomniany moment - zejście w stronę Astorgi. Ten punkt, w którym po raz pierwszy widać miasto. Wszyscy się tu zatrzymują, aby rozkoszować się tą chwilą. Tu też poznajemy dużą część z naszych przyszłych towarzyszy.
    W Astordze przez prawie 2 godziny załatwiamy mszę, której atrakcją jest kazanie dwujęzyczne z myślą o parafiankach, które wyrastają spod ziemi na wieść o mszy. To była ostatnia albo przedostatnia msza z kazaniem po polsku. W kolejnych dniach nasza pielgrzymia grupa rozrasta się. Fanklub "Polish singers" będzie nam wiernie towarzyszył do samego Santiago. Rozpoczną się msze wszelkich możliwych języków.
    Read more

  • Day 3

    ... in Rabanal del Camino

    June 5, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 13 °C

    Julie Andrews opowiadała w jednym z wywiadów o tym, jak kręcono kultową scenę otwierającą "Dźwięki muzyki". Szerokie ujęcie, panorama Alp. Kamera zjeżdża w dół i zbliża się do łąki, na którą wbiega Maria, śpiewając "The hills are alive with a sound of music...". Wygląda wspaniale. Tyle że tego dnia było zimno, do tego padał deszcz, a za każdym razem, kiedy helikopter zawracał, pęd powietrza powalał aktorkę, która turlała się po ziemi.
    Podobnie jest z tym zdjęciem, którego tak wielu nam zazdrościło. Klimat był świetny. Miejsce - jak na załączonym obrazku widać. Natomiast tego dnia mieliśmy koszmarne problemy z zaopatrzeniem. Dzięki hartowi ducha i pomysłowości naszych kucharzy, udało się przygotować makaron z serem, który nie miał żadnego konkretnego smaku, za to skutecznie kleił usta.
    No ale przecież nie to się liczy. W dobrym towarzystwie nikt nie zwraca uwagi na takie detale. Mieszkaliśmy w niezwykle gościnnym schronisku, którego właścicielka "adoptowała" niektórych z chłopaków. Nie mogła tylko zrozumieć, po kiego fraka chcemy wychodzić przed szóstą rano, żeby zdążyć na wschód słońca na przełęczy.
    Read more

  • Day 4

    ... in Ponferrada

    June 6, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 20 °C

    Najpiękniejszy odcinek naszej pielgrzymki. Zaczynamy w całkowitych ciemnościach i po omacku, jeden za drugim wdrapujemy się w stronę przełęczy Cruz de Ferro. Tam odmawiamy jutrznię o wschodzie słońca. Niestety nasze romantyczne wizje komplikuje nieco zimny wiatr, więc zamiast rozkoszować się to chwilą staramy się jak najszybciej dojść do końca.
    Potem długie, spokojne schodzenie w stronę Ponferrady. Z zapierającymi dech w piersiach krajobrazami. Droga okazuje się niestety nieco za długa dla niektórych, dlatego rozdzielamy się na dwie grupy. Część od Molinaseci podjedzie ostatnie kilka kilometrów.
    Read more

  • Day 5

    ... in Villafranca del Bierzo

    June 7, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 14 °C

    Dzień rozpoczyna totalne zamieszenia. Dzielimy się na mniejsze grupki i wszyscy gubimy szlak w mieście. W efekcie ostatni zostają pierwszymi. Do pierwszego postoju udaje nam się jednak szybko zebrać. Ten jedyny raz w czasie pielgrzymki nie potrafię powiedzieć, kto idzie przed kim, a kto - za kim. Wszystko się pokręciło.
    Następnie przechodzimy przez winnice. Kuszą nas zaproszenia do piwnic na degustacje. Dziś pewnie z wiedzą, że w czasie degustacji nikt poważny nie pije wina, ale wypluwa je, pewnie bym jednak skorzystał z okazji, żeby poznać słynne wina z Bierzo. Wtedy jednak, o tak wczesnej porze, rezygnujemy.
    Na tym etapie nasz fanklub się już konstytuuje. W kościele przyklasztornym odprawiamy prawdziwą mszę wigilijną przed Zesłaniem Ducha Świętego - śpiewy i czytania są we wszystkich dostępnych językach. Łączymy się też z naszymi przyjaciółmi na Lednicy.
    Read more

  • Day 6

    ... in O Cebreiro

    June 8, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 13 °C

    Jeden z tych dni, które okazuje się dłuższe, niż się wydawało. Najpierw kilometry wzdłuż monotonnie ciągnących się ogromnych wiaduktów autostrady. Następnie upragnione zejście na szlak pod górę, w stronę sanktuarium O Cerebreio, zaraz po przekroczeniu granicy z Galicją. Poranne mgły ustępują miejsca prażącemu słońcu, co wcale nie ułatwia wspinaczki. Dla części z nas to sądny dzień. Ostatecznie wszyscy dochodzimy do wioski nie z tego świata. Przypomina dziś bardziej miasteczko dla turystów, stąd niełatwo będzie nam z asortymentu sklepów z pamiątkami skompletować substytut obiadokolacji. Do tego mamy okazję przekonać się, na czym polegają słynne bezgarnkowe galicyjskie schroniska.
    Po południu ulewa i nagły spadek temperatury. Owijamy się we wszystkie suche ubrania, a hospitalieros podejmują decyzję o włączeniu ogrzewania - w czerwcu!
    Read more

  • Day 7

    ... in Samos

    June 9, 2014 in Spain ⋅ ☁️ 13 °C

    Galicja wita nas deszczami. Od pewnego momentu wszystko mamy mokre. Spontanicznie zatrzymujemy się w kawiarni, żeby nieco się ogrzać. Korzystamy z zaproszenia rodzeństwa z Meksyku. Następnie w odstępach pięciominutowych dochodzą kolejni członkowie naszej grupy, których nasi gospodarze konsekwentnie podejmują się gościć. Taka pułapka schronowa: zaproś dwóch, a stawi się dziesiątka!
    Przez kolejne wioski docieramy do klasztoru w Samos, gdzie spotyka nas niemiła niespodzianka. Mnisi śle zapisali sobie naszą datę i nie mamy zarezerwowanego na tę noc pokoju. Udostępniają nam inny, od lat nieużywany i strasznie zakurzony. W pobliskim barze dwie godziny zajmuje panu przygotowanie jednej małej tortilli. W końcu uczestniczymy we mszy konwentualnej. Atmosfera w zakrystii ma w sobie coś z Imienia Róży.
    Read more

  • Day 8

    ... in Portomarín

    June 10, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 16 °C

    Najtrudniejszy dzień. Po piętnastu kilometrach musimy wzywać pogotowie do jednej z dziewczyn. Dla mnie to koniec pielgrzymki na ten dzień. Jadę za karetką do szpitala. Na nocleg do Portomarin dojedziemy autobusem. To jednak też dzień wielkiej dumy. Młodzież w sposób maksymalnie profesjonalny przygotowuje wszystko do przyjazdu karetki. Zaskoczeni ratownicy nie mają czego robić na miejscu. Wszelka pomoc przedmedyczna została udzielona. Do ręki dostaję spis lekarstw, ubezpieczenie i inne dane osobowe. Bar zostaje uprzątnięty. Wszystkie niepotrzebne osoby czekają na zewnątrz. To się nazywa poznańska szkoła!Read more

  • Day 9

    ... in Palas de Rei

    June 11, 2014 in Spain ⋅ ⛅ 16 °C

    Spokojny odcinek od pagórka do dolinki, od dolinki do pagórka. Dużo małych postojów po drodze. W pewnym momencie ogarnia nas stan prawdziwej głupawki. Śmiejemy się jak głupi. I w ten sposób mijają kolejne kilometry tak szybko, że odważamy się iść do centrum miasta, do starego i mniejszego schroniska, a nie zostać na obrzeżach w nowym, które nas na pewno pomieści. Ryzyko się opłaca. Śpimy wszyscy razem w centrum, co ułatwia logistykę. Z tego dnia na pewno zapamiętamy pewną pizzerię. Dwóch kucharzy zachowywało się tak, jakby robili ją pierwszy raz w życiu. Czekaliśmy strasznie długo i, ponieważ nie potrafili poważnie rozwałkować ciasta, dostaliśmy ściśnięte mini-pizze, z których jedna w kształcie grzyba.Read more