Japan
Nisekoan

Discover travel destinations of travelers writing a travel journal on FindPenguins.
Travelers at this place
    • Day 13

      Dzień 13 - Chisenupuri

      February 8 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

      Kolejny dzień, kolejna tura 😵‍💫🌨️
      Tym razem wybór padł na Chisenupuri.
      Góra ma 1134 mnpm i zlokalizowana jest niedaleko Niseko. Nazwana jest „domem puchu” z uwagi na częstotliwość opadów jakie tam mają miejsce.
      Tym razem wybraliśmy krótki wypad bo całość (wejście i zjazd) zajmuje 4h
      Zgodnie z przewodnikiem przewyższenie do pokonania to 500 m z hakiem, dystans to ok 5,6km (koniec końców zrobiliśmy 720m przewyższenia i 8,1 km. Nie wiem jak 🤔).
      Miejscówka znajduje się w nieczynnym ośrodku narciarskim, zatem możliwości dostania na górę są dwie - wejście z foki (za darmo) albo wciągnięcie się za pomocą ratraka (odpłatnie). Oczywiście z uwagi na fakt że jesteśmy frirajderami (i tylko z tego powodu!!!) wybraliśmy foczenie.
      Pogoda miała być w miarę bo zero Słońca i lekki wiatr z porywami do 20km/h.

      Ruszyliśmy z naszego apartamentowca w czwórkę - zostawiliśmy wujaszka który nie miał ochoty na kolejny dzień „z foki” 🦭 .
      Dojazd trwał ok 50 minut i z każdym kilometrem jakim zbliżaliśmy się do naszego celu, śniegu przybywało. Widoczne było to zwłaszcza przy zaspach śnieżnych przy drodze, które praktycznie zakrywały nasz rydwan.
      Na miejscu zastała nas gęsty opad puchu oraz praktycznie pusty stok.
      Sama droga w górę była dość urozmaicona. Najpierw przyjemny lasek, później zjazd na fokach w dół, później ponownie podejście i wyjście z lasu na kopulę gdzie przywitała nas pogoda rodem z naszej rodzimej miejscówki będącej Mekka polskiego frirajdu - Pilskaido.
      Czytaj: pizgalo tak wiatrem że przy nawrotach i podnoszeniu narty chciało człowieka zwiać. Niesamowitym również uczuciem była odświeżająca oraz orzeźwiająca bryza wiatru smagająca delikatnie twarz, o prędkości „JAPIERDOLE KM/H” połączona z podnoszonymi przez niego bryłkami lodu. Widoczność jaką zasponsorowała nam pogoda można było nazwać „CHŁOPAKI GDZIE JESTEŚCIE!?”.
      Wspomniany zefirek był tak skuteczny w zawiewaniu śladów że chyba każdy z nas zakładał osobny, mimo że szliśmy w odstępach 20-30mb.

      Z uwagi na wystarczającą ilość peelingu twarzy którego nie powstydziłaby się Hilda z salonu sado-maso postanowiłem zmienić okulary na gogle.
      Książkowym błędem było poproszenie o przysługę wyciągnięcia gogli z plecaka naszą ukrytą opcję snowboardową - Piotrka.
      Fakt, prośbę spełnił, gogle otrzymałem. Nie mniej jednak otrzymałem też w bonusie możliwość odprowadzenia wzrokiem mojego kasku nabierającego nadświetlnej w dół stoku do doliny z której NIE przyszliśmy. Ten sabotaż został skwitowany zdaniem wypowiedzianym bez emocji: „Grzesiek nie masz kasku”.
      Po parunastu kolejnych minutach przyjemnego podejścia osiągnęliśmy wierzchołek.
      Przepięcie na samym szczycie również należało do przyjemnych - żeby nie zostać zwianym trzeba było chować się za lodowymi grzybami.
      Zjazd w dół w mleku był wisienką na torcie. Śnieg był albo zmrożony albo wpadało się w niego po pas. Oczywiście bez ostrzeżenia - bo nie było nic widać. Na szczęście trwało to tylko parędziesiąt metrów, bo widoczność się przetarła i końcówka zjazdu była już ok.
      Udało się nawet odzyskać kask gdyż zatrzymał się na jakiejś kosówce.
      Następnie przypadkowo zjechaliśmy do SECRET SPOTU FRIRAJDEROW, gdzie znaleźliśmy potężny drop. Każdy z nas upalił go jak prawdziwy profesjonalista. Loty miały po parę metrów. Niestety filmów z tego epickiego wydarzenia nie ma… 🙄
      Po małej wycieczce terenowej z buta trafiliśmy z powrotem na szlak i zjechaliśmy do auta. Końcówka zjazdu była tak daremna jak daremne były nasze próby zakrycia się ręczniczkiem 20x20cm na Onsenie.
      W drodze do miasta zahaczyliśmy jeszcze o pobliski stawik z gorącym źródełkiem którego najciekawszą cechą był smród zdechłego jajka.🥚
      Następnie skok w sklepy (kupiliśmy nawet coś w rodzaju pączków - w końcu tłusty czwartek! Smakowały jak brownie).
      Dzień zakończyliśmy najlepszym ramenem w okolicy i piwkami kraftowymi.

      Jutro jazda w ośrodkach gdyż cały czas dosypuje świeżego śniegu.

      Ciekawostka:
      Szopy pracze za pomocą przednich łap badają pokarm i inne przedmioty, aby je dokładnie obejrzeć i usunąć niechciane fragmenty. Wrażliwość łap jest zwiększona, jeśli ta czynność odbywa się pod wodą, ponieważ wilgoć zmiękcza zrogowaciały naskórek
      Read more

    • Day 6

      Powder Day

      February 1 in Japan ⋅ ☁️ -8 °C

      Po długim wyczekiwaniu w końcu prognozy zaczęły pokazywać dostawy świeżego śniegu i nastąpiło to po co tutaj przyjechaliśmy czyli powder day.
      Sam opad zaczął się już wieczorem więc szliśmy spać z pozytywnym nastawieniem.
      Rano "szybkie" śniadanie zbiórka i wyruszamy w kierunku stoku. Podczas jazdy w stronę niseko czyli naszego ośrodka dziwne tłuczenie w aucie które zaczęło się dzień wcześniej zaczęło coraz bardziej narastać i dawać o sobie znać, trochę je ignorowaliśmy bo auto jest wypożyczone po kosztach na gębę od jakiegoś lokalnego Japończyka a także nie było od początku w najlepszym stanie technicznym.
      2 km przed stokiem dostaliśmy lekki kubełek zimnej wody na naszą podjarke, Koło w samochodzie zaczęło się tak tłuc i dawać bicie nam kierownicy że postanowiliśmy się zatrzymać i zadzwonić do naszego Japończyka Yoshiego, po szybkim telefonie powiedział że postara się być do 30 minut. W między czasie Przemek wysłał Grzesia żeby spr czy coś się będzie dziać jak on kawałek podjedzie, i tak zadziało się odpadło nam koło :)
      Okazało się że odkręciły się nam śruby w lewym kole, generalnie dość duże szczęście że stało się to przy małej prędkości na równym terenie, Yoshi był po 20 minutach wszystko sprawnie ogarnął i podmienił nam samochód więc trzeba przyznać że trochę na niego psioczyliśmy ale koniec końców obsługa fachowa i ekspresowa, nie wiem czy sieciowa wypożyczalnia by to tak ogarnęła. Po całej przygodzie pocisnęliśmy na stok katowac świeży śnieg, na stoku tłumy ludzi ale dało się pobawić na świeżym i totalnie zniszczyć nasze nogi.
      Po stoku restauracja i do domku ,
      W samej restauracji dość przyjemnie bez przygód tym razem, jedynie wujek Papryk postanowił zmierzyć się z mega ostrym ramenem który dał mu lekkiego kopa w
      Jajka i resztę wieczoru dogorywał w łóżku.
      Read more

    • Day 12

      Schlaf

      March 13, 2020 in Japan ⋅ ❄️ -4 °C

      Der Wecker klingelt doch meine Augen und der rest meines Körpers wollen nicht. Als ich dann selber erwache war schon 11 Uhr. Shit! dachte ich. Eigentlich wollte ich früh raus um den frischen Schnee zu sehen, den es über die vergangene Nacht hingelegt hat. Jano, ich ging hoch um zu schauen ob es noch etwas zum Frühstücken gab. Lediglich einige Scheiben Toast waren übrig. Ich wärmte diese und leerte die Kaffeekanne bis kein Tropfen mehr raus kam. Nicht wirklich satt aber voller Vorfreude auf das Ski fahren, ging ich runter und machte mich bereit. Die Skier in der einen Hand und die Stöcke in der anderen lief ich der Strasse entlang, über den Parkplatz bis zum Ticketverkauf. Da schon halb 12 war, blieb mir nur noch die Möglichkeit auf einen vier Stunden Pass welcher nur wenig günstiger war als der Tagespass. Ich ging zum Sessel und begann meine fahrt nach Oben. Es waren schon viele Spuren im frischem Schnee zu sehen, was ich halt nicht ändern konnte. Ich durchquerte das Gate und lief mit den Skiern hoch um an den Ort zu gelangen wo weniger Leute durchgefahren sind.

      Bester Puderschnee erwarteten mich. Einfach ein grandioses Gefühl über den Schnee denn hang hinab zu gleiten, ja fast zu fliegen. Als wäre man schwerelos. Unfassbar toll! 😍

      Dies wiederholte ich einige Male bis dann der Lift geschlossen wurde wegen „heavy“ winds...😒
      So musste ich gezwungener massen die unteren Lifte nutzen. Dort konnte ich aber auch in die unberührten Wälder eindringen. Auch wenn es nicht mehr so steil war und dadurch nicht so Temporeich, machte es trotzdem Spass.
      Ich traf dann den Belgier auf der Ski Piste und wir gingen noch einige male zusammen durch die Wälder. Bis sein Pass auslief. Danach haben wir meinen geteilt, was sicherlich nicht erlaubt war, aber ich, schlauer Fuchs, eine Idee hatte wie wir es durchziehen können. Wie verrate ich hier nicht!

      Als dann die Lifte um 15:30 schlossen kehrten wir zur lodge zurück. Ich sprang unter die Dusche, weil ich wieder gehen möchte. Nicht auf die Piste sondern nach Hirafu. Ich wollte mir einen Brustgurt für meine GoPro Kammera holen um morgen die Abfahrt zu filmen. 16:20 fährt der Shuttle also beeilte ich mich. In Hirafu angekommen schlenderte ich die Strasse entlang nach unten, denn es war alles an den Hang gebaut, um dort mich in verschiedenen Sportartikel Geschäften nach solchem um zu sehen. Am ende der Strasse bin ich in einem grossen Geschäft angelangt wo dann endlich solches Kammerazubehör verkauften. Intressant war, es arbeiteten nur Personen da, die Westlich aussahen. Also sicherlich keine Japaner waren.
      Mir war bewusst das der letzte Bus zurück schon um 21:45 fährt, also wir es keine Partynacht geben in dem Après Ski bekannten Ort. Da mich der Hunger langsam ergriff, hielt ich Ausschau nach einem Restaurant. Fündig geworden bin ich, auf der anderen Seite der Strasse, nach einer Pizzeria. Ich hatte lust wieder mal etwas Europäisches zu essen. Ich ging herein, die Treppe runter und wurde wieder von westlichen Mitarbeiter in empfangen genommen. Die Dame, wahrscheinlich Italienerin, begleitete mich zum Platz. In der hand hielt sie etwa 5 oder 6 Karten. Grössere, kleinere, dickere und dünnere. Ich nahm platz und sie breitete diese aus. Jede war für etwas anderes. Wein, Menu, Apèro, Dessert und Getränke. Ich war hungrig und alles in der Karte sah lecker aus. Ich einigte mich auf eine Pizza mit Salami, Mascarpone und sonst noch was... sie war zudem Empfehlung des Küchenchefs. Immer eine gute wahl. Als Vorspeise bestellte ich Rohschinken und Pecorino und dazu ein kühles Sapporo Classic Bier. Im Hintergrund lief ein Film über einen Snowboarder der die hänge von Japan runter sauste.
      Gesättigt bezahlte ich kurzerhand und machte mich zurück auf den Weg nach oben wo so das Zentrum war. Jedoch war ich weit und breit der einzige auf der Strasse, gut es war erst halb 7, und ich dachte mir die Leute sind noch am Essen und gehen erst später in den Ausgang. Da ich mir jedoch dumm vor kam alleine in eine Bar zu gehen, beschloss ich nach Hause zugehen.
      Ich ging in den Wartesaal der Busstation, welcher kuschlig warm beheizt war, draussen ist es nämlich kalt, etwa -7 oder 8 Grad. Nach 20 Minuten war es so weit der Bus fuhr herbei. Ich stieg ein und wusste ich muss ein Ticket lösen. Jedoch erst bezahlen bevor man aussteigt. Die Wirtin sagte mir noch wenn du eine Tageskarte hast kannst du gratis fahren. Die Karte war aber vom Vortag und somit nicht mehr gültig. Ich probierte es aber trotzdem um das Ticket nicht zu bezahlen. Der Busfahrer merkte dies aber sofort und bot mich bisschen wütend zur Kasse. Also bezahlte ich ihm halt die 250 yen oder was auch immer.
      Ich stieg aus und war im nirgendwo. Denn ich wusste der Bus fährt nicht bis ganz dahin wo ich nächtigte. Also musste ich noch etwa 20 Minuten der Strasse entlang gehen. Auf dem weg hatte ich die Idee ich könnte noch in ein Onsen (Hot Spring). Denn als ich die Wirtin einen Tag zuvor nach einem gefragt hatte, empfahl sie eines welches auf dem weg zwischen Bushaltestelle und Lodge lag. Dies hatte bis um Mitternacht geöffnet und da erst 10 vor 8 war, passte die perfekt. Ich ging rein, bezahlte 1000 yen für den Eintritt und das Badetuch. Zog mich komplett aus und ging rein ins heisse wasser. Es hat eine aussen Bereich in dem ich mich niederlegte und dem aufsteigendem Dampf zu sah wir in den Nachthimmel entwich. Plötzlich kam der Belgier rein und wir hatten eine lange und interessante Unterhaltung über Gott und die Welt. Auf Englisch, da er kein Französisch konnte.
      Gefühlte 2 Stunden später, völlig aufgeweichter Haut und rotem Kopf, duschte ich mich gründlich und wir machten uns auf zur Lodge wo ich mich schon sehnlichst auf mein Bett freute.
      Eingekuschelt in die decke stellte ich den Wecker und losch das licht. 😴
      Read more

    You might also know this place by the following names:

    Nisekoan

    Join us:

    FindPenguins for iOSFindPenguins for Android