Spain
Santa María la Real de Nieva

Discover travel destinations of travelers writing a travel journal on FindPenguins.
Travelers at this place
    • Day 5

      Day 5 Zamarramala to Santa Maria

      April 8 in Spain ⋅ ☁️ 15 °C

      Day 5 Zamarramala to Santa Maria La Real De Nieva 33kms

      Cheng and I were the only pilgrims in the Albergue last night.
      I had a very early night and slept comfortably.
      Cheng and I were back on the trail at 7.30am. It was still dark and cold but the path was easy to follow. We have entered vast open countryside with rolling hills. The Camino essentially follows dirt roads.
      We got to our first small village, hoping for a coffee and some breakfast, around 9am. It was like a ghost down. This was the general theme all day.
      We took a short break in a lovely small park the next village. I shared my almost stale rustic bread and chorizo with Cheng. We needed the carbs.
      The path crossed into pine forests where we saw evidence of tapping the trees for resin. There were lots of birds of prey in the sky.
      Just as we entered the last of five villages today, the heavens opened. We fast paced 3.5 kms our hostal for the night. By the time we got there, we were soaked to the skin and frozen to the bone.
      We managed to get a room for the night and a hearty lunch.
      Although, the trail was relatively flat, it felt hard. This is probably the culmination of two long days.
      Read more

    • Zamarramala To Santa María la Real

      September 14, 2019 in Spain ⋅ ⛅ 13 °C

      It was a long hot 30 km day. Walked thru 4 small agricultural towns, that had nothing except maybe a fountain. Came across a flock of sheep, and also thought that the pine trees being tapped for sap was interesting. Meeting up with us tonight, is Petya Ninova from Bulgaria. She wants to walk for 1 week with us. We first met Petra on the Via de la Plata.Read more

    • Day 5

      Mydło (Santa María la Real de Nieva)

      August 10, 2016 in Spain ⋅ ☀️ 21 °C

      Santa María la Real de Nieva okazuje się całkiem przyjemnym miasteczkiem. Miniaturowe schronisko, założone i pielęgnowane przez Javiera w domku, w którym mieszkali niegdyś robotnicy sezonowi z ubogiej Galicji, ma w sobie to „coś”.

      To „coś” ma w sobie również senny placyk, gdzie w dwóch barach spotykają się rano, koło południa i wieczorem zdziwieni każdym obcym mieszkańcy. Nie próbuję nawet odpowiedzieć na pytanie, czy chodzą zawsze do tego samego baru, czy też istnieje tu jakieś szczególne kryterium podziału, antagonizm, tabu…

      Najbardziej jednak to „coś” ma w sobie przepiękny podominikański kościół i klasztor (zajmowany obecnie przez dom kultury). Kiedy przychodzę wieczorem, żeby dołączyć się do mszy, muszę wyglądać jak duch dawnych mieszkańców. Zakrystian rozpoznaje mój habit i ze wzruszeniem oprowadza po świątyni, opowiadając o świętych patrzących na nas z obrazów. Nie przerywam mu, cierpliwie słucham, jak tłumaczy mi dobrze znane historie. Nie pośpieszam, bo sam się nie śpieszy. W końcu msza może się zacząć parę minut później.

      Okazuje się wkrótce, że nie jestem tu jedynym żywym dominikaninem. Mszę odprawiać będzie pochodzący z tej miejscowości mój współbrat, który na co dzień pracuje w Wenezueli, a po mszy podejdzie do nas dominikanka, która również odpoczywa u rodziny na wakacjach.

      Martin (wybaczcie, podobnie jak w przypadku wielu bohaterów tej powieści, zgubiłem gdzieś po drodze jego prawdziwe imię, pozwólcie więc, że zaistnieje dla was pod takimi imieniem) oprowadza mnie później po jednych z piękniejszych krużganków klasztornych, jakie życiu widziałem. Każda kolumna zdobiona jest unikalnym kapitelem, podpadającym pod jedną z czterech grup tematycznych: sceny biblijne, sceny z życia wiejskiego (według kolejnych pór roku), sceny z życia szlacheckiego (rycerskiego, arystokratycznego) i sceny z życia braci. Niektóre tematy powtarzają się, ale zawsze w oryginalnym ujęciu. Poszczególne grupy przeplatają się, na pierwszy rzut oka bez żadnego porządku – tak jak splecione sobą ze sobą w życiu i jak powinny być splecione z objawieniem biblijnym. Szczególnie zapadają w pamięci dwa, o wiele częściej powtarzające się przedstawienia z życia braci: alegoria głoszenia i słuchania, których owocność symbolizują wychodzące z ust/uszu pędy winne.

      Po mszy idziemy na chwilę na taras jednego z dwóch barów (nie pytam o klucz wyboru). I jak dwóch nieznających się wcześniej dominikanów opowiadamy o tym, czym ostatnio żyjemy, jakbyśmy od dawna się znali. Szybko okazuje się, że mamy wspólnych znajomych. Martin jest ciekaw kapituły generalnej, z której niedawno wróciłem. Sam opowiada o coraz trudniejszej sytuacji w Wenezueli. Choć bracia nigdy nie mieli powodu do narzekania na hojność wiernych i męczeństwo z głodu jak na razie im nie grozi, na poważnie zastanawia się, czy wkrótce nie trzeba będzie odesłać do innego kraju starszych braci: leki są coraz droższe, a tych najbardziej potrzebnych może w ogóle zabraknąć… Kolejna bieda, myślę sobie, z której w ogóle nie zdajemy sobie sprawy – przejęci naszymi małymi, lokalnymi problemami…

      Martin postanawia odprowadzić mnie do schroniska. Po drodze spotykamy coraz więcej jego znajomych i członków rodziny. Wbrew sobie wytrwale odmawiam zaproszenia na kolację. Niestety aż za dobrze wiem, że w hiszpańskim gronie ma nikłe szanse skończyć się przed północą, a nie mogę sobie pozwolić na wylegiwanie się w łóżku.

      Ostatni przystanek: dom proboszcza. Przypominający bardziej mechanika samochodowego niż księdza Alfonso prowadzi nas do swojego królestwa – dobrze zgadłem – wielkiego warsztatu. Wyciera w brudną koszulkę usmarowane czymś dłonie i wypytuje o trasę camino, dzieląc się tysiącem porad co do możliwych tras, skrótów, postojów. Na koniec rzuca mi mały, szary krążek – mydło, które sam wyrabia i którym dzieli się z pielgrzymami nocującymi w miasteczku. Po chwili jestem zaopatrzony nie tylko w całą siatkę takich mydełek, ale i 101 powodów, dla których jest to najlepsze mydło na świecie. Po prostu: Hiszpan.

      Dziękuję, żegnamy się, jeszcze parę znajomych Martina, wreszcie ostatnie, braterskie pożegnanie. Siatkę z mydłami zostawiam w widocznym miejscu schroniska – dla kolejnych wędrowców. Sam zabieram sobie dwa: na teraz i na przyszłoroczną wyprawę. Wszak takie mydło to dobry pretekst. Przez najbliższe miesiące będzie mi z półeczki o tych planach przypominało.
      Read more

    • Day 5

      4 Santa Maria la Real de Nieva, 31/143km

      July 27, 2017 in Spain ⋅ ☀️ 33 °C

      8h Boring walk across the fields on dirty roads (hard work to wash to socks afterwards) . The were no bars or shops on the way, fortunately there was a water pipe in every village. At 3pm I've arrived at Santa Maria ... The alberque was closed, and I've had to call the owner and explain him with my perfect Spanish that I need the key. So I went first to a bar for a lunch (una jarra (he showed me 2 different glasses and I chose the bigger), fresh orange juice and some tappas). Than I went back to the alberque and was about to call the owner, when suddenly the doors opened and the one of the Pilgrims from the last night came out (he had got the key in the meantime) . He spoke good English, so he couldn't be Spanish. He was from Colombia, studying business - management in Madrid. I asked him about the situation in Colombia. He told me that after the government made a deal with the guerrilla the country is safe a prospering.
      He is planning to go all the way to Santiago.
      The alberque is nice, small (6p) on 5e donation.
      In the evening I was chatting with Frodrigo about Santiago (it was his 4th time, first time alone, before with brother and mother ), life in Colombia, in Europe (he was once on Malta on holiday) ....
      Read more

    You might also know this place by the following names:

    Santa María la Real de Nieva, Santa Maria la Real de Nieva

    Join us:

    FindPenguins for iOSFindPenguins for Android