- Show trip
- Add to bucket listRemove from bucket list
- Share
- Apr 20, 2025, 1:00 PM
- ☁️ 36 °C
- Altitude: 10 m
ThailandBangkok13°48’29” N 100°33’20” E
Dzień 4 - Klimat wilgotny?

Po poranku pełnym refleksji nad tym, jak kable potrafią same się skręcać bez pomocy człowieka (i prawa fizyki), Karol i Kinga uznali, że czas zejść na ziemię.
Dosłownie.
Park.
Zieleń. Cisza. Oaza w środku miejskiego zgiełku.
No i – cytując foldery turystyczne – „doskonałe miejsce na spacer w cieniu”.
Ale zanim cień, zanim relaks, zanim trawa – trzeba było się dostać.
A że Bangkok wie, jak zbudować napięcie, podróż odbywa się metrem.
Ale nie takim na bilety.
Nie, nie.
Na żetony.
Jakby cały system transportowy był sponsorowany przez salon gier z 1998 roku.
Przy wejściu – ochrona.
Skanery. Bramki.
I plakat z zakazanym owocem.
Durian.
Ten legendarny zapachowy pocisk.
– Czekaj, serio tu nie można wnosić duriana? – zdziwił się Karol.
– Jakbyś raz poczuł, wiedziałbyś dlaczego. – odpowiedziała Kinga.
Ochroniarz rzucił im spojrzenie typu: „macie duriana w plecaku i chcecie to ukryć”.
Nie mieli.
Mieli tylko butelkę wody i... nadzieję.
Podeszli do kasy.
Karol wyjął telefon i pokazał zdjęcie wcześniej sfotografowanej nazwy stacji – w języku tajskim, wyglądającej jak projekt tatuażu zrobionego przez ośmiornicę po energetyku.
Kasjerka spojrzała, przytaknęła bez słowa i podała im dwa żetony.
Nie pytając o paszport, datę urodzenia ani o nic innego.
Prosto. Szybko. Działa.
W metrze – ok.
Czysto, cicho, klimatyzacja działa.
I wtedy... wyszli z wagonu.
Chatuchak Park.
Czyli: „Witamy w piekarniku z widokiem na palmy”.
Telefon Kingi zawibrował:
„Ze względu na wilgotność, temperatura odczuwalna wynosi 43°C.”
Koszulka Karola włączyła tryb geograficzny:
górna część Azji już mokra, południe w stanie parowym, strefa równikowa w fazie tropikalnej.
Telefon?
Wysłał wiadomość: „Urządzenie wymaga schłodzenia”.
Nie on jeden.
Park był… zielony.
I gorący.
I wilgotny jak herbata zrobiona bez kubka – bezpośrednio na twarzy.
A pośrodku tej sauny – motylarnia.
Miejsce, które brzmi jak bajka.
– Czyli teraz motyle, tak?
– Tak.
– To gdzie są?
– ...
Przeszli pierwszą alejkę. Nic.
Druga. Może jakiś cień. Może skrzydło.
Trzecia – podejrzany listek, który poruszył się z godnością starego motyla-emeryta.
– Myślisz, że się chowają?
– Myślę, że się roztopiły.
Kinga zerknęła na tabliczkę informacyjną.
„Motyle są aktywne w określonych warunkach.”
– Czyli nie w takich, jak dziś?
– Czyli nigdy.
Próbowali jeszcze raz. Przysiady. Patrzenie pod światło. Zaklęcia.
Nic.
Motylarnia była jak wystawa duchów – niby coś powinno być, ale lepiej nie pytać.
Po kilku chwilach uznali, że motyle mają swoje powody.
I że najpiękniejszy widok w tej chwili to... automat z zimną wodą.
Wyszli spoceni, odwodnieni i... rozbawieni.
Bo Bangkok to nie miejsce na wycieczki.
To miasto testów.
Ale jak dotąd – zdawali je całkiem nieźle.Read more
Traveler ach, te dialogi...
Traveler Samo życie pisze te piękne scenariusze:)