Japan
Kimobetsu-chō

Discover travel destinations of travelers writing a travel journal on FindPenguins.
Travelers at this place
    • Day 3

      Rusutsu

      January 29 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

      Rusutsu - „place of endless powder”.
      W rankingu 10 najlepszych ośrodków narciarskich w Japonii ten jest na drugim miejscu.
      Ośrodek z niekończącym się puchem, z którego ludzie nagrywają filmiki jak jeżdżą w tym puchu po pas. Wygląda to świetnie.
      Na YouTubie.
      U nas było tak:
      1. Trafiliśmy na moment w którym dawno nie dopadało świeżego, więc w lesie było mocno zjeżdżone. Wręcz skatowane. No kurna Pilskaido pełną gęba w weekend.
      2. Trasy są naprawdę dobrze przygotowane! Cały ośrodek położony jest w lesie. Wszystkie drzewa są ośnieżone i pokrzywione od ciężaru śniegu. Co ciekawe większość lasów jest dość rzadka więc da się tam praktycznie wszędzie jeździć.
      3. Ośrodek jest mega stary. Wagoniki pamiętają tutejszego Gierka (Gierek-San!) a krzesełka nie mają zabezpieczeń na nogi :D albo mają ale nie mają podpórek pod narty. Kieszenie na narty w drzwiach gondol są szerokości pinezki więc szerokie narty nienachodzące. Zatem w celu wciągnięcia się siłą rzeczy trzeba utworzyć w środku w gondoli jakieś popieprzone ludzkie puzzlo-bierki złożone z nart i człowieków. Wszystko skrojone jest tutaj na średniej wielkości skrzata więc jeździ się z kolanami pod brodą:D osłona od wiatru jest tak skrojona że zamyka się jakieś 3cm przed twarzą:D jadąc z zamknięta osłoną wyglądasz jakbyś cierpiał na krótkowzroczność próbując przeczytać jaką ulotkę.
      Generalnie pojeździliśmy cały dzień, zjedliśmy ramen który zapachem mógłby zawstydzić niejednego sceptycznie nastawionego do kąpieli rybaka i pocisnęliśmy na chatę z lekkim niedosytem.
      Na ten moment Rusutsu jest dla nas „place of endless beton” :O
      Ośrodek ma MEGA potencjał i wszystko co pisze to w sumie pierdoły które tak naprawdę by nie przeszkadzały gdyby dowaliło PUCHEM.
      Z ciekawostek na stoku to:
      Piopio opanował skoki oraz lądowanie na ekierkę, a Łata jadąc po stoku w losowym momencie postanowił pokazać nam jak nabrać twarzą śnieg.
      Porządny opad ma się pojawić ze środy na czwartek więc jutro żeby nie jeździć na wyciągach planujemy wejście na wulkan Yotei, licząc na to że nie został jeszcze zjeżdżony (mało kto ma tutaj skitury).
      Jet-lag nadal nas prześladuje (zamuła) ale dzielnie walczymy z nim za pomocą SAKEEEEE!!!!!

      Co do samej Japonii - jesteśmy na takiej jakby wsi. Jest bardzo rzadka zabudowa, wioseczki są małe, knajpek jest bardzo mało, z reguły jest jeden sklep na całą wioskę.
      Jedyne szanowane chyba tutaj auta to vany. Typu jak te ze zdjęć.

      Ludzie są bardzo uprzejmi. Wszyscy się kłaniają i się uśmiechają. Nawet jak schodzimy z wyciągu to obsługujący Pan kłania się nam i mówi coś po japońsku kończąc ichniejszym - Origato - czyli dziękuję. Za. Każdym. Razem. Jest to fajne ale na tyle jesteśmy z tym nieobyci że podświadomie szukamy w tym czegoś złego. Nie wiem jak to inaczej opisać.

      Nikomu się tutaj nie spieszy, wszyscy mają czas. Widać to po obsłudze w sklepach i knajpach. Lokalsom to w ogóle nie przeszkadza, w przeciwieństwie do Europejczyków którzy nerwowo kręcą się i rozglądają w kolejkach. W sumie ciekawe zjawisko, można wyciągnąć z tego jakieś wnioski.
      Więcej opiszę kiedyś indziej bo właśnie dotarliśmy do chatki i musimy SAKEEEEEE!!!!
      Read more

    • Day 106

      Yotei-san zeigt sich!

      May 1, 2023 in Japan ⋅ ☀️ 12 °C

      Das war fast wieder einer dieser Momente, wo wir an einem wunderschönen Motiv vorbeifahren, und es keine Möglichkeit gibt anzuhalten. Der Vulkan Yotei-san zeigt gerade seine Spitze. Dazu noch ein Fluss....waah! Wo kann ich (Andreas) anhalten. 300m weiter gibt es aber einen Parkplatz, wo man im Winter Schneeketten draufziehen kann. Also raus, Fotorucksack geschultert, und die 300m zur Brücke zurück.

      Als wir kurze Zeit später wieder am Auto sind, ist die Spitze wieder von Wolken bedeckt. Sehr gut. Wenigstens diesmal hat es geklappt 😄
      Read more

    • Day 11

      Mt. Shiribetsu - skitury - dzień 11

      February 6 in Japan ⋅ ☁️ -5 °C

      Dzisiaj padło na skitury z racji ładnej pogody, czytaj słońce i mały wiatr oraz brak opadu.
      Cel Mt. Shiribetsu.
      Jedna z najfajniejszych skitury na jakich byliśmy, mimo iż całość trasy zrobiliśmy poniżej 3h.
      Fajne podejście, ładne widoki i ekstra trasa zjazdowa do tego dobry śnieg. To wszystko spowodowało że mocno przyatakowalismy dzisiaj instagrama robiąc z siebie influencere.
      Z minusów wypizgalo nas dzisiaj dość mocno na szczycie ale szybko o tym zapomnieliśmy. Po skiturze znowu odwiedziliśmy lokalną pizzerie i pocisnęliśmy do Niseko kupić tonę lokalnych badziewnych pamiątek i słodyczy.
      Z ciekawostek nasz incydent kałowy prawdopodobnie dobiegł końca, wracając na nasz domek odkryliśmy że strasznie wali z WC, tak że aż nozdrza wykręcało. Po szybkim kontakcie z obsługą okazało się że ktoś dzisiaj szambo opróżniał i stąd ten zapach. Po wietrzeniu faktycznie zapach zaczął zanikać a nasze "dzieła" w toalecie zaczęły znikać bez problemu.
      Read more

    • Day 10

      Rustsu dzien 10

      February 5 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

      Po dniu odpoczynku od nart postanowiliśmy wrócić na Rusutsu które było naszym pierwszym wyborem na tym wyjeździe i mocno nas zawiodło, betonowym śniegiem a głównie stara infrastruktura i średniej jakości lokalami gatsronomicznymi.
      Tym razem po opadzie i nie aż tak bardzo zjeżdżonymi trasami okazało się że był to strzał w dziesiątkę, trafiliśmy dużo świeżego puchu, pełno ścianek z dobrym nachyleniem. Do tego słonko i zero wiatru. Generalnie szał na nartach, do tego o wiele mniej ludzi na stoku niż w Niseko i wypoczęte nogi. Jeden z najlepszych dni narciarskich na tym wyjeździe.
      Zakończyliśmy go w lokalnej pizzeri która wyglądała bardziej jak stołówka szkolna i miała mocne uwielbienie do niemieckich nazw oraz dziwnych kompozycji smakowych na pizzy. Pizze się nazywały w stylu Bundesliga Bismarck ora Danke Schon a smakowo łączyli łososia z cytryną oraz ser z miodem.
      Read more

    • Day 3

      Rusutsu

      January 29 in Japan ⋅ ⛅ -3 °C

      Pierwszy dzień na nartach , póki co szału nie ma, brak powderu a pod względem infrastruktury Szczyrk jest ultra nowoczesnym ośrodkiem. Pozostaje sake i browary. Jutro wyruszamy na skiture w poszukiwaniu mitycznego japońskiego śniegu.Read more

    • Day 10

      Dzień 10 - Rusutsu - dogrywka

      February 5 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

      Po dniu restowym grupa pro-frirajderów ruszyła do Rusutsu, czyli do pierwszego ośrodka w którym byliśmy pierwszego dnia. Ośrodek ten wtedy ich nie oczarował - delikatnie ujmując. Był mocno zabetonowany, osprzęt był stary, a organizacja i knajpki - średnie.
      Tym razem staliśmy już w kolejce do gondoli o 08:30. Jako jedni z pierwszych! Wyjazd do góry i … puch!
      Niezjeżdżone lasy, niezjeżdżone trasy, dużo mniej ludzi, dużo więcej świeżego śniegu. Totalnie inny ośrodek! Wystarczyło tylko żeby dopadało trochę puchu.🌨️
      Do tego piękne Słońce, brak wiatru oraz świetna widoczność spowodowała że nakręciliśmy kupę pro-filmów które z pewnością będą stanowić materiał promocyjny dla przyszłych sponsorów p.t.: „Jak NIE jeździć po lesie”.
      Jazda w opór aż do przerwy na posiłek. Dzięki temu, że poprzedniego dnia odpuściliśmy jeżdżenie nie odczuwaliśmy bólu nóg (nigdy go nie odczuwamy!! 🙄). Bardzo dobre samopoczucie spowodowało że katowaliśmy puszek cały dzień.
      Było parę gleb, był czas na foteczki i chill.
      Był to zdecydowanie najlepszy dzień pod kątem narciarskim.
      Po południu pizza po japońsku. W ofercie dość egzotyczne połączenia pizzy z miodem i orzechami oraz innej z łososiem i cytryną. Pizze te miały niemieckie nazwy, co ogółem dawało dość zabawny wydźwięk. Ktoś zjadł Bundesligę, ktoś inny Brunnona, a ktoś Bismarcka 😳

      Wieczorem powrót do domu i poszukiwanie trasy skiturowej na kolejny dzień.
      Następnie gra w kotki, SAKEEEEEE i odcinka w łóziu.
      P.S. Cześć z nas przejawia symptomy przeziębienia. Czytaj: zaczęło się cherlanie i smarkanie. Wjechały gripexy, ibupromy i pyralginy.
      Na szczęście śpimy wszyscy w małym pomieszczeniu obok siebie więc NA BANK się nie pozarażamy.

      Ciekawostka:
      Odnosimy wrażenie że jesteśmy tutaj praktycznie jedynymi turystami spoza Japonii lub Australii.
      Hokkaido jest opanowane przez Australijczyków. Jest ich tutaj cała masa ;)
      Wynika to z faktu że mają tutaj „najbliżej” bo tylko „10h samolotem!”. Gdyż wszędzie indziej gdzie nie chcieliby pojechać mają min. 20h lotu.
      Read more

    • Day 11

      Dzień 11 - Shiribetsu-dake

      February 6 in Japan ⋅ ☁️ -5 °C

      Z uwagi na brak świeżej dostawy puchu przez ostatnią dobę, postanowiliśmy uderzyć w turę na lokalną górkę zwaną Shiribetsu-dake. Tym razem krótszą i łatwiejszą niż Mt. Yotei.
      Prognoza zapowiadała przyzwoite temperatury (-10oC) i słaby wiatr.
      Początek dni standardowy - jajora bez smaku, zielona herbata, najgorsza kawa ever z chorą ilością fusów oraz owsianka. Owsianka-master tym razem postanowił nas zaskoczyć i zrobił ją na jogurcie 😵‍💫
      Wyjście bez pośpiechu, dojazd na parking i rozpoczęcie tury.
      Podejście wybraliśmy od strony północno-zachodniej z uwagi na dostępność oraz brak zagrożenia lawinowego.
      Trasa dość popularna bo minęliśmy po drodze sporo grupek turystów również na skiturach.
      Wejście na szczyt trwało około 2,5h i było bardzo przyjemne. Tzn byłoby bardzo przyjemne gdyby nie fakt, że temperatura odczuwalna wynosiła -843891oC. Apogeum pizgawicy nadeszło na samym szczycie gdzie wiatr się wzmógł, przez co moja lewa dłoń zamieniła się w permanentną zmarzlinę i mogła służyć z powodzeniem jako grabie ogrodowe.
      Że szczytu na stronę południową widać było deskę śnieżną wysokości ok 1mb która obsunęła się aż do poszycia roślin. Na szczęście na stoku o nachyleniu 45stopni.
      Chłód był tak przenikliwy, że na szybko ogarnęliśmy się na szczycie i uciekliśmy w dół.

      Sam zjazd był absolutnie zajebisty. Totalnie nieprzetarte stoki. Chyba pierwszy raz udało nam się zjechać z góry bez jakichkolwiek śladów innych narciarzy.
      Nakręciliśmy sporo filmów ze zjazdu, chłopaki zrobili sporo podejrzanych zdjęć. Przemek i Piotrek nawet odtworzyli (niechcący?🙄) scenę z Władcy Pierścieni gdzie Frodo leżąc w łóżku wita swoich towarzyszy. Wszyscy się śmieją i dokazują na oczach uważnie obserwującego ich Gandalfa…
      Następnie powrót do auta. Kolejnych parę godzin spędziliśmy w sklepach z pamiątkami w Niseko (które z uwagi na temperaturę panującą wewnątrz mogłyby śmiało konkurować z Onsenem) i z japońską pizzą w stylu niemieckim typu BISMARCK.

      Po powrocie, w naszej chatce zastała nas wspaniała niespodzianka! Zapach srogiego szamba towarzyszył nam już od wejścia. Okazało się że podczas naszej nieobecności administrator naszego APARTAMENTOWCA opróżnił szambo.

      Nasza Komnata refleksji, nasze pomieszczenie spokoju, izolatka wstydu, izba relaksu i odpoczynku, nasz podgrzewany tron uszyty na miarę naszych frirajdowych pośladków, został …zbrukany. Czuliśmy się jakby ktoś zabrał część nas, jakieś nasze zewnętrzne dziedzictwo.

      Fajnie, że wreszcie pozbyliśmy się problemu ale zapach który rozszedł się po całym domku pozostanie na długo w naszej pamięci.

      Ciekawostka!
      NIE MA otwartych restauracji na Hokkaido w godzinach pomiędzy 14-17. Japończycy jedzą lunch, później już nie jedzą nic aż do wieczora.
      Otwarta jest jedynie pizzeria rodem z drugiej rzeszy.
      Read more

    • Day 4

      Mt. Yotei czyli wydupc na skiturach

      January 30 in Japan ⋅ ⛅ -3 °C

      Dzień drugi - dalsze poszukiwania legendarnego powderu w Japonii.
      Jako, że w jednym z głównych ośrodków - Rusutsu, aktualnie dostaw świeżego puchu brak, to zdecydowaliśmy się na skiturę na Mt. Yotei - wulkan, monumentalnie królujący nad całym tutejszym obszarem. Wulkan ma wysokości 1898m, jest cały ośnieżony. Tras wejściowych jest wiele, są swietnie opisane. My wybraliśmy taką która miała zająć 5,5h ze zjazdem włącznie. 1550m w pionie.
      Skład wejściowy:
      Przemo - wspinacz widywany często na Pilskaido. Występuje tutaj w przebraniu fińskiego snajpera, lubi słodycze, a w głębi duszy jest snowboardzistą.
      Lata - reprezentant teamu Majesty. Pochodzi rdzennie z Tychów choć wszyscy wiedzą że jest raczej stworzeniem leśnym. O jego okrzesaniu krążą legendy. W głębi duszy dobry człowiek. Lubi srogi żart.
      Pyszny - reprezentant teamu Majesty. Ma ok. 2m wzrostu, lubi parzyć zieloną herbatę. Przez bliższych nazywany wujkiem. Chciał nas zabrać do premium lodgy na lotnisku na swoim silver passie. Nie pykło.
      Piopio - splitboardzista gościnnie występujący na nartach. Człowiek o wielu talentach. Kustosz, a wręcz maestro suchego żartu. Lubi książki i spacery w dżdżyste poranki.
      Ja - reprezentant teamu Majesty - spoko typ, z doskonałym żartem i książkowymi wręcz manierami.
      Dojazd na spot bez problemu. Problem pojawił się gdy trzeba było zaparkować. Parkowanie w takich miejscówkach w Japonii niestety zaczyna się od odśnieżania. Na oko parę kubików śniegu do przerzucenia. Na szczęście wszyscy mieli łopaty lawinowe. Chłopaki mają tężyznę fizyczną, ja znów tężyznę oraz bystry umysł dzięki czemu praca poszła dość sprawnie. Była to na tyle dobra rozgrzewka że z bolącymi krzyżami zapięliśmy narty, zrobiliśmy grupowy „check” detektorów lawinowych i ruszyliśmy szlakiem.

      Samo podejście zaczyna się od przejścia przez malowniczy las. Większość drzew jest mocno ośnieżona co robi bardzo fajny klimat. Po drodze spotkaliśmy parę wiewiórek oraz grupkę skiturowcow. Na szczęście nie spotkaliśmy żadnego niedźwiedzia, których na samej wyspie Hokkaido jest 10 500 szt.
      Tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy słynny japoński puch. Jest super dopóki masz narty na nogach.

      Podejście trwało i trwało aż zrobiło się mocno strome (w końcu kurna wulkan). Wraz ze wzmaganiem się spadku terenu, zmniejszała się ilość puchu w którego miejsce lądował twardy, zlodowaciały śnieg oraz wiatr który bił z każdej strony.
      Podejście zaczęło być wymagające. Przyjemne tuptanie zamieniło się w trawersowanie wąskim torem. W pewnym momencie podjęliśmy decyzję o wypięciu nart i przytroczeniu ich do plecaków żeby ruszyć z buta. Pochylenie terenu nie pozwalało na dalszą podróż z foki.
      Zostało nam do przebycia ok 400-500m w pionie tylko z buta. Jak na złość lodowaty śnieg był miejscami lodowaty tylko od góry. Pod spodem krył się przed nami legendarny japoński puch. Dzięki takiej konstrukcji „kanapki” nacisk butem na lodową skorupę powodował jej złamanie i wjazd nogą „po jaja” w warstwę śniegu. Lata wpadł po pas wyglądał jak wielki świstak :-/ Porywy wiatru były tak mocne, że trzeba się było kulić żeby nie zostać zwianym. Było to zajebiście męczące. Do tego Przemek przeżył chyba pierwszą w swoim życiu odcinkę cukrowa („Macie jakiegoś batonika!?”).
      Morale spadły na jakieś 200m przed szczytem i mieliśmy ochotę zawracać, żeby nie spalić sprzęgła przed kolejnymi dniami.
      Koniec końców duma wygrała ze zmęczeniem i kopnęliśmy się na sam szczyt.

      Na szczycie piękny widok na cały krajobraz wyspy. Do tego widok w krater wulkanu. Niestety od naszej strony nie było możliwości zjazdu (co naprawimy na kolejnej turze!). Pizgawica oraz ogólne zmęczenie spodowowalo szybki przepięcie nart i zjazd w dół. Zjazd to około 1h.
      Początkowo zjazd był po lodo-szreniu czyli po średnio przyjemnej zmarzlinie.
      Ze spadkiem wysokości pojawił się puszek zwłaszcza w żlebach, po którym można było fajnie pokręcić. A w zasadzie można by było, gdyż po dotarciu do linii lasu gdzie skręcanie jest dość kluczowe, nogi mieliśmy przemarznięte i zesztywniałe od wysiłku.
      Na szczęście Bóg puchu Hokkaido - Powderatsu (🤦) nagrodził nas na sam koniec lekkim i miękkim puszkiem w lesie.
      Zjazd po takim śniegu jest mega przyjemny, wiele nie wymaga od narciarza i uczucie jest podobne do zjazdu po chmurce (choć nigdy po chmurce nie jeździłem HE HE… eh).
      Dotarliśmy do auta, machnęliśmy pamiatkowe foto i patrząc na wulkan za naszymi plecami uprzytomniliśmy sobie jaka wyrypę dzisiaj zrobiliśmy.
      W nagrodę pojechaliśmy do ŚWIETNEJ RESTAURACJI KTÓRA SAM ZNALAZŁEM W KTÓREJ NIE ŚMIERDZIAŁO DYMEM I W KTÓREJ WCALE NIE BYŁO DROGO.
      ZAPŁACILIŚMY ZA PYSZNE JEDZENIE ZŁOŻONE Z CEBULI PREMIUM, KARTOFELKÓW PREMIUM, KIEŁKÓW PREMIUM ORAZ JAGNIĘCINY PREMIUM. CHŁOPAKI BYLI ZACHWYCENI ŻE MOGLI W TEJ CENIE SAMEMU SOBIE POGRILLOWAC JEDZENIE BĘDĄC NA TOTALNYM SSANIU.
      KONIEC W TEMACIE TEJ RESTAURACJI.
      Wieczorem klasycznie SAKEEEEE i zieloną herbatka.
      Jutro uderzamy w dzień restowy i onsen - japońskie ciepłe źródełka.

      Ciekawostka na dziś: japońskie domki mają nadproża na wysokości 180cm. Super sprawa.
      Read more

    • Day 4

      Mt. Yotei

      January 30 in Japan ⋅ ☁️ -2 °C

      Skiturowa wyrypa na lokalny wulkan Mt. Yotei. Po sprawdzeniu prognoz które pokazują prawdopodobna dostawę świeżego śniegu na czwartek i następne dni postanowiliśmy nie wydawać pieniędzy na wyciągi i zrobić lekki wypad skiturowy. Po wieczornych dyskusjach którą trasę wybrać padło na drogę Kimobetsu, miało być lekko i jeśli będzie dobry warun to sobie w którymś miejscu wejdziemy i zjedziemy kilka razy. No i nie było w cale lekko dostaliśmy dość niezłą wyrypa i pachniało Skiturowa przygoda jak za dawnych lat. Na dzień dobry musieliśmy sobie odkopać miejsce parkingowe a głównym czynnikiem zbijającym nasze morale był wiatr z przenikliwym mrozem który wysysał z nas energię, najbardziej wyssał go z Przemka a on z nas zapasy żeli i batonów. Mimo niedyspozycji zagryzł ząbki zacisnął pośladeczki i krok po kroczku dotarł także na szczyt. Góra jak i sama wycieczka była mocno malownicza i warta tej wyrypy. Okazało się że wyszliśmy w miejscu z którego nie można zjechać do krateru więc ta atrakcje zostawiamy na następny raz. Sam zjazd w świeżym śniegu jak to mówił Tomasz Hajto były truskawka na torcie. W zastanym warunie był całkiem okej, trochę twardego trochę miękkiego generalnie nie było źle. Niestety z racji że góra i zimno trochę nam dopiekły nie byliśmy w stanie jechać tak jak byśmy chcieli więc było dość zachowawczo. Ja zaliczyłem salto po tym jak wypięła mi się narta a następnie skotłowałem się z Grzesiem który starając się złapać moje narty wpadł na mnie i przetoczyliśmy się jeszcze parę metrów . Generalnie poza mordą pełną śniegu bez strat. O równej 16 byliśmy przy aucie, wspólna fotka i kierunek restauracja. Z racji że prawie wszyscy są wege bądź unikają mięsa padło na grill house z Baranina. Pomysł podsunął Grześ a zadecydował gromki okrzyk BARANINA !!! naszego naczelnego wegetariana Przemusia. Jedzenie było dobre to jedyne co można powiedzieć o tym lokalu, generalnie był to przybytek na zasadzie zrób to sam, dostajesz składniki, palnik z taką jakby wypukłą patelnią z rantem dookoła wrzucasz smażysz maczasz w sosie i gotowe. Kanjpa była pozbawiona jakiejkolwiek wentylacji więc prawie się udusiliśmy i okrutnie od nas waliło spalenizna, po tym fakcie dotarło do nas dlaczego obsluga chciała żebyśmy schowali kurtki do skrzynek pod siedzeniami. Ostatnia atrakcja była toaleta wyposażona w deskę która była pokryta futerkiem/zamszem .... :) niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia gdyż wracając do toalety aby udokumentować ten fakt zaskoczyłem jakas młodą japonkę którą robiła tam posiadówkę.Read more

    • Day 105

      Sonnenuntergang bei Kutchan

      April 30, 2023 in Japan ⋅ ⛅ 10 °C

      Unerwartet schön war der Sonnenuntergang hinter den Bergen bei Kutchan. Der Vulkan nebenan, der Yotei-San, sieht dem Fuji sehr ähnlich. Und wie sein größerer Bruder hüllt sich seine Spitze auch in Wolken.Read more

    You might also know this place by the following names:

    Kimobetsu-chō, Kimobetsu-cho, 喜茂別町

    Join us:

    FindPenguins for iOSFindPenguins for Android