Peru Polaki 4x8

August 2018
A 29-day adventure by 4 x 8 nog & Wojtek Read more
  • 45footprints
  • 3countries
  • 29days
  • 182photos
  • 0videos
  • 16.2kkilometers
  • 12.7kkilometers
  • Day 5

    Tumbes i mangrowce

    August 5, 2018 in Peru ⋅ ⛅ 23 °C

    Miało być zjawiskowo pięknie a było, no cóż, niestety jak na wycieczce z (nieekskluzywnym) biurem podróży. Gdybyście kiedyś odwiedzili Peru, to stanowczo odradzamy agencje David Tours, Rafa Tours i zapewne ogólnie Puerto Pizzaro. 4 godziny drogi w nieklimatyzowanym busie w jedną stronę, żeby na samych rozlewiskach spędzić 2 godziny - z czego jedną w restauracji...Rozlewiska może i ciekawe, trochę podobne do laguny weneckiej (- Wenecja), maksymalnie komercyjne. Liczyliśmy na wyprawę po parku narodowym, a skończyło się na krótkiej przejażdżce łódka po zatoczkach w okolicy Puerto. Do prawdziwego parku narodowego było tylko dodatkowe 13 km.... Tak się kończy wiara w zdjęcia w folderach, i brak rozeznania w temacie.
    Mangrowce jakieś tam były, choć płynelismy od nich bardzo daleko, ptaków z naszej chatki widac 100 razy więcej (i więcej gatunków, tu przede wszystkim wszędobylskie pelikany, które ewidentnie są tu tak powszechne jak mewy i rybitwy na europejskich plażach)... Do tego pilot, zapewne w celu zaoszczędzenia kilku soli za osobę, zamiast umówić się z kapitanem przy pomoście, przegonił nas do łódki po slumsach Puerto Pizzaro, przez błoto po kostki wymieszane z odpadkami ryb, i najprawdopodobniej innych zwierząt też. Przygoda do szybkiego zapomnienia, nauka na przyszłość - co się da organizować samemu - a do rezerwatu mangrowców musimy jeszcze wrócić.
    Read more

  • Day 6

    Kulinarne podboje

    August 6, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 23 °C

    Zdecydowanym pozytywem ( i celem wyprawy) jest poznanie Peru od podszewki. Zaczęliśmy ostrożnie, przejazdy taksówką, noce w hotelu ( no dobrze, 3***, mały b&b), jedzenie w restauracjach które mają menu po angielsku), ale w miarę poszerzania zasobu znanych rzeczowników poza wieloryby i zółwie o kurczaki, ryż, ryby i frytki, czujemy się coraz pewniej. Kuchnia peruwiańska, przynajmniej na północy, jest mało skomplikowana, a menu, po wykreśleniu owoców morza, niejadanych przez 3/4 ekipy, składa się właśnie z kurczaka lub ryb (nie konkretnych gatunków, tylko ogólnie ryb, "catch of the day"), i nie ma dyskusji. Smażone albo z grilla. Do tego góry węglowodanów (ryż, frytki, juka, podawane razem). I cebula zalana sokiem z limonki w ramach sałatki, zaskakująco smaczna (albo organizm już się domaga witamin). Co widać po populacji bardzo, bardzo wyraźnie.

    Rozpisuję się o kuchni nie bez powodu.
    Sporym zaskoczeniem był dla nas od początku rozdźwięk pomiędzy cenami a ewidentnym ubóstwem wokół. Trudno jest uwierzyć, że mieszkając w lepiankach, i poruszając się albo "moto" czyli rikszą za motorem, albo zdezelowanym samochodem, w okolicy gdzie nie ma rolnictwa, plantacji ani, na ile widzieliśmy, przemysłu, ludzie mają środki, żeby płacić 150 soli ( jakieś $50) za obiad, bardzo prosty, z czterema butelkami wody czy lemoniady w najpodlejszej knajpie (innych nie ma). Turystów dewizowych też nie zauważyliśmy, tylko Peruwiańczycy wokół. Nic dziwnego, że restauracje stoją puste...Więc przed wyjazdem z Organos, uzbrojeni w kulinarne słownictwo, udaliśmy się do garkuchni jakich tu jest sporo - starsze Peruwianki przygotowują obiad u siebie w kuchni, albo wręcz na ulicy, i można wejść i zjeść. I okazuje się, że w istocie, za taki sam obiad zapłaciliśmy soli 28. Dwadzieścia osiem. Całość, dla 4 osób. Jeśli przeżyjemy do jutra, wiemy gdzie jeść!!!
    Read more

  • Day 6

    Autobusem liniowym z Organos do Limy

    August 6, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 23 °C

    Koniec błogiego wypoczynku w raju nad oceanem (raj i błoga cisza z falami przyboju powróciły wraz z niedziela). Jeszcze ostatnie smażone jajka, smażone banany i sok z papaji na śniadanie (dzieci płaczą i jedzą jajka bo nie ma wyjścia, my z Wojtkiem opychamy się smażonymi bananami aaaaaaa!!!!), ostatnie pływanie z żółwiami i pływanie bez żółwi ale za to wśród fal - zapakowane plecaki na plecy - i ruszamy. Łapiemy moto (zaczynaliśmy od 2 osób na moto, potem 4, dzisiaj 4 z plecakami - a moto dzielnie pomyka, choć trochę rzęzi), i docieramy do stacji autobusowej. I - uwaga uwaga, bez pomocy Google translator kupujemy 4 bilety na lokalny autobus do Piury, skąd mamy wykupiony autobus liniowy do Limy z super wygodnymi siedzeniami w ekstraklasie (życzenie Wojtka). W porównaniu ze zdezelowanym busem który nas zabrał do Puerto Pizzaro ten jest rewelacyjny, wygodne, rozkładane siedzenia, nie ma klimy ale można otworzyć okna, a disco peruwiano puszczanie jest cicho i dyskretnie. Za oknem po raz kolejny krajobraz marsjanski koło Talary, ale czym bardziej na południe, tym bardziej porośnięty (suchą jak siano) trawą. Wzgórza i pagórki, pustkowie i ocean, te 38 milionów Peruwianczykow chyba w całości mieszka w Limie...Read more

  • Day 7

    Arequipa, miasto do którego chcę wracać

    August 7, 2018 in Peru ⋅ 🌙 14 °C

    Po zatłoczonej, brudnej, brzydkiej i obezwładniającej hałasem Limie, Arequipa wita nas panoramą gór i kolonialną architekturą. Nic dziwnego, że wszyscy z miejsca poddajemy się jej urokowi, i zastanawiamy, czemu tak długo zajęło nam dotarcie tu ( i czemu przewidzieliśmy na nią tylko dwa dni.....).
    Przed bramę hostelu Casa de Leonardo dojeżdżamy przez labirynt nastrojowych uliczek. Bramę, która otwiera się na (czy już wspominałam) kolonialny dziedziniec z fontanną, palmami, kaktusami i niesamowitym urokiem. Wbrew pozorom, po dwóch dniach w podróży, nasz największy zachwyt budzą nie wygodne łóżka, ale wyczekany (od tygodnia) i wymarzony gorący prysznic :))
    Rano kolejna niespodzianka: śniadanie al fresco. Z obowiązkowymi jajkami i bananami, ale dla urozmaicenia jest przepyszne awokado.
    Planowo mamy się tu zacząć aklimatyzowac, ale nie możemy jakoś wykrzesac w sobie entuzjazmu dla żadnej z dwóch aklimatyzacyjnych opcji. Wyjazd na jeden dzień do kanionu Colca(opcja A) to pobudka o 3 rano, i perspektywa 2x4h w autobusie, z 2-3h w samym kanionie. Mało atrakcyjna w dowolnych okolicznościach, a w kontekście ostatniej wycieczki do mangrowców całkowicie odstręczająca. Z kolei plan B, czyli wspinaczka na wulkan Misti, wymaga co najmniej dwóch dni - pomimo, że Misti jest bliżej, opcji wyjścia z przewodnikiem do połowy, i wcześniejszego powrotu, niestety nie ma. Poza tym, co tu ukrywać, zwiedzanie samej Arequipy pociąga nas bardzo...Wdrażamy więc w życie plan D (C zakładał wycieczkę do wodospadu, ale niestety ze względu na porę suchą, nie było pewności, że wodospad istnieje) - czyli wędrowanie po kolonialnych uliczkach i dziedzińcach, odkrywanie smaków kuchni andyjskiej, spotkanie z Juanitą, i dokumentowanie wszystkiego na zdjęciach 😊.
    Jak się okazuje, decyzja jak najbardziej słuszna, jako że po dwóch dniach planu D mamy wciąż niedosyt, i już planujemy żeby wrócić tu w dniach po Cuzco i Titicaca. Może wtedy zdecydujemy się wykonać plan A i B 😉.
    Read more

  • Day 8

    Z wizytą u lam

    August 8, 2018 in Peru ⋅ 🌬 18 °C

    Nauczeni doświadczeniem, przed wyruszeniem w miasto przeglądamy wszystkie dostępne materiały z blogów podróżniczych, trip advisor, i ogólnie googla. Bardzo słusznie, bo możliwości jest sporo, a czasu mało.
    Po pierwsze, żeby wyciągnąć młodzież z łóżek, wizyta w Świecie Lam (Mundo Alpaca, http://www.mundoalpaca.com.pe) gdyby ktoś chciał odnaleźć miejsce). Jak zachwala blog można nie tylko obejrzeć jak powstają obłędne inkaskie gobeliny, szale, poncha, swetry i płaszcze (te ostatnie niekoniecznie tradycyjnie inkaskie) od momentu strzyżenia lam, przez czyszczenie wełny, przędzenie, farbowanie i wyplatanie, ale też poznać i nakarmić lamy, alpaki, vicunie (wigonie) i guanaco. Mamy szczęście, trafiamy do Mundo Alpaca w chwili całkowitej ciszy, i zwiedzamy sami, z osobista Panią przewodnik. Na początek wizyta u lam. Jak się okazuje jest 6 głównych gatunków, plus 2 gatunki kóz, yaki i wielbłądy. W kolejnych dniach dowiadujemy się, że lam ogółem jest 36 odmian, a klasyfikuje się je po kropkach na sierści 😁. W realu udaje się nam zobaczyć "tylko" 6 gatunków lam, wszystkie ciekawskie, wszystkie żerte i chętnie wyjadające zielone badyle które dostaliśmy żeby je karmić. Na nasze niewprawne oko kropek nie mają żadnych. M'n'Ms zachwycone, my, co tu ukrywać, też. W następnej kolejności produkcja gobelinów. Pani przewodnik co prawda nie mówi po angielsku (przynajmniej nie dużo), ale za to bardzo wolno i cierpliwie, wspomagając się gestykulacją i planszami opowiada ciekawie po hiszpańsku o tajnikach rzemiosła. Wydaje się nam, że rozumiemy :) a jeśli nawet nie wszystko, to i tak wystarczająco żeby ogarnąć i podziwiać proces. Nieprawdopodobne jest nie tylko jak skomplikowane i bogate wzory potrafią wyplatać przy użyciu prostego krosna i patyka albo kości (lamy, a jakże), ale też jakie fantastyczne barwy uzyskują z (ponoć) wyłącznie naturalnych barwników (roślinnych, owadzich i mineralnych). Błękit, głęboka czerwień, i kilka odcieni fioletu, nie mówiąc o żółciach, brązach i zieleniach.
    Zdecydowanie polecamy wizytę u lam, jeśli tylko kiedyś zawitacie do Arequipy.
    Read more

  • Day 9

    Przez zaułki i place Arequipy

    August 9, 2018 in Peru ⋅ 17 °C

    Pierwsze zachwycenie po wyjściu z hotelu - ulicę zamyka... wulkan. Olbrzymi, majestatyczny, oszałamiający - mimo tego, że w oddali, zajmuje cały horyzont. W dodatku, mimo tego że zmieniamy i uliczkę, i kierunek, wulkan jest u każdego wylotu ulic. Jak się okazuje, jest ich tu kilka (wulkanów), Chachani, Misti i Pichu Pichu otaczają miasto łukiem od północy przez wschód na południe. Uchwycić ich majestat na zdjęciach jest trudno, w rzeczywistości góruja nad całym miastem i określają jego nieprawdopodobny klimat. Lekko niepokojące jest to, że są to czynne wulkany, często dymiące i plujące ogniem - ale zakładamy że skoro oryginalna architektura kolonialna przetrwała przez stulecia, przetrwamy i my przez kilka dni.

    Centrum historyczne Arequipy zajmuje spory obszar na mapie, więc nawet jeśli nie zyskujemy aklimatyzacji wysokościowej, trenujemy mięśnie i wytrzymałość 😁. To w ramach usprawiedliwienia planu C. Ale, rzeczywiście, kilometry robimy uczciwie, w zasadzie bez odczuwania, dzięki co i rusz nowym odkryciom przyciągajacym uwagę i zachęcającym do zwiedzania. A to dziedziniec muzeum/ uniwersytetu, a to kawiarnia z małym ogrodem udającym dżunglę, a to wieża, portyk, brama, pasaż. Zdjęcie za zdjęciem, krok za krokiem, coraz głębiej i głębiej w zakamarki Arequipy. Dzięki temu, że tu wszyscy chodzą, nawet taksówkarze nie trąbia bez przerwy żeby zaoferować podwiezienie - za to hotelarze i restauratorzy nagabują co krok. Mamy zamiar zaprojektować koszulki z nadrukiem "no, gracias" , bo od ciągłego odmawiania bolą nas szyje i ręce.
    Nagle wychodzimy na Plaza de Armas, główny plac w Arequipie, opisywany z zachwytem przez wielu. I nie ma się co dziwić, Plaza de Armas zachwyca bez reszty. Otoczony krużgankami, i arkadami przypomina plac Św Marka w Wenecji, ale centrum placu zajmują obłędne palmy i fontanny, tworząc zupełnie unikalny klimat. Po obu stronach gigantycznej katedry widać ośnieżone szczyty wulkanów - Chachani i Misti.
    Wzdłuż jednego boku targi rzemiosła, artyści na żywo malują, rzezbia w drewnie i kamieniu, rysują na pergaminie, i wykuwają zdobienia i figury z (chyba) żelaza. Trudno się zorientować czy to jakiś pokaz, czy konkurs, ale podziwiamy przez długie kwadranse - M'n'Ms chyba po raz pierwszy w życiu maja okazję spędzić dzień włócząc się po ulicach i odkrywając ciekawostki w charakterze ulicznych gapiów. Wyglądają na zadowolone 😁.
    Read more

  • Day 9

    Juanita

    August 9, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 23 °C

    Czyli dlaczego nie lubimy religii.
    W 1996r Johan Reinhard odkrył mumię 12-letniej dziewczynki złożonej w ofierze na szczycie wulkanu przez inkaskich kapłanów. Szukając miejsca jej pochówku (mumijka wypadła do krateru na skutek lokalnej aktywności wulkanicznej), Reinhard odkrył jeszcze 2 kolejne ofiary - 8- i 10-letnie dzieci. Kolejnych 6 odkryto na pobliskiej górze w mogiłach zbiorowych - po 3, żeby im smutno nie było. Ogólnie do dnia dzisiejszego odnaleziono 18 takich miejsc ofiar ( kaźni). Jak donoszą kroniki, dzieci były wybierane po urodzeniu, i specjalnie hodowane w celach ofiarnych, a kiedy przyszedł ich moment dostąpienia boskości, wyruszały pieszo (w sandałach i tunice) z Cuzco przez Andy na miejsce ofiary (kaźni). Wszystko po to, żeby oszczędzić plemieniu klęsk żywiołowych, częstych na terenach sejsmicznych, oraz klęsk urodzaju, wywołanych przez El Nino.
    Jak zapewniała Pani przewodnik, dzieci czuły się dumne i zaszczycone mogąc złożyć się w ofierze ku chwale plemienia, podobnie jak ich rodziny, którym odbierano je w wieku 3 lat.

    Dla kronikarskiego porządku - muzeum jest bardzo ciekawe, M'n'Ms się bardzo podobało mimo drastycznych elementów, a mumia Juanity, mimo że rewelacyjnie zachowana, tak naprawdę nie jest mumią. Czysty przypadek (???) sprawił, że zamarzła natychmiast po śmieci (do tego stopnia natychmiast, że badania pozwalają określić co jadła przed śmiercią, a w żyłach Juanity jest nadal zamrożona krew), i przetrwała pogrzebana pod grubymi warstwami śniegu i lodu nienaruszona przez 500 lat.
    Read more

  • Day 10

    Krótkie podsumowanie Arequipy

    August 10, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 23 °C

    Wysokość npm: 2300m
    Dojazd: autobus, Cruz del Sur albo Oltursa, samolot- Avianca sprawdziła się świetnie, mimo 1.5h opóźnienia
    Nocleg: La Casa de Leonardo - rewelacyjny hostel, super miła obsługa, bardzo czyste pokoje, urokliwy dziedziniec

    Warto zobaczyć - gorąco polecamy:
    Plaza de Armas i całe centrum historyczne
    Mundo Alpaca
    Mirador Yanahuara z widokiem na Arequipę i wszystkie trzy wulkany: Chachani, Misti i Pichu Pichu
    Muzeum Santuarios Andinos (z mumią Juanity)
    Uliczki i zaułki wszelakie
    Monastyr Świętej Cataliny (miasto w mieście, samo centrym)

    Dalsze wyprawy ( jeszcze musimy wrócić do Arequipy żeby sprawdzić czy są warte grzechu):
    Capua Cascada, Yura (1 dzień, z Peru Adventures albo z Perou voyages)
    Kanion Colca (przynajmniej 3 dni)
    Wulkany Misti i Chachani: (po 2 dni na każdy, z przewodnikiem, PO AKLIMATYZCJI!)
    Read more

  • Day 10

    Ruszamy w Andy

    August 10, 2018 in Peru ⋅ ☁️ 14 °C

    Pierwszy przystanek: Pisac. Ale najpierw lot do Cuzco - pobudka o 4.30 rano (kto na miłość boską układał plan podróży?????), na śniadanie suche bułki i wczorajszą herbata.
    Na lotnisku od razu widać, że przenosimy się w rejony bardzo turystyczne - już w Arequipie widać było nie całkiem rodowitych Peruwian, a w kolejce do odprawy zdecydowanie przeważają turyści zagraniczni, po fenotypie sądząc. Złośliwości lini lotniczych zawdzięczamy, że na lot przez Andy, przy pięknej pogodzie nie mamy (po raz pierwszy) miejsc przy oknie. Ale na szczęście samolot jest na tyle pusty, ze spokojnie możemy się przesiąść, i podziwiać jak przelatujemy tuż nad dymiącym wulkanem (serio serio!).
    Wysiadamy na 3400m npm, krótki ogląd sytuacji czy wszyscy oddychają jak trzeba i czy nikogo nie boli głowa. Jest dobrze - dokucza nam tylko przejmujący głód.
    Zaraz po odebraniu bagaży wyłapuje nas pani z biura podróży, która koniecznie chce nam załatwić taksówkę a najlepiej zaplanować cały pobyt w Cuzco. Nie mamy za dużo siły woli po wczesnej pobudce i na głodniaka, udaje się nam jednak wykręcić z taksówki do Pisac, i pozwalamy się tylko zawieźć do centrum z Cuzco, do lokalnego busa który nas dalej zabierze. Za jedyne 30 soli (póżniej, już jako wtajemniczeni i obeznani z topografią, dowiemy się ze to trzykrotnie więcej niż za taksówkę złapaną poza bramami lotniska. Za którymi, również całkiem spokojnie, można wsiąść w autobus do centrum, za 1 sol...)
    Tyle dobrego, że taksówkarz podwiózł nas pod sam terminal colectivos (lokalnych busików dla turystów) do Pisac. I tu zaskoczenie, bo wybraliśmy Pisac jako pierwsza bazę że względu na wysokość (2900m npm), a z Cuzco (3400 m npm) zamiast w dół, colectivo ruszył ostro w górę... No cóż, jakby na to nie patrzeć, w górach są przełęcze. Zdobywamy (bez objawów) 3700, i zjeżdżamy do doliny, do naszego Pisac.
    Wybrany hotel okazuje się schroniskiem dla wędrowców z plecakami (w skrócie backpackers :-)), z widokiem wprost na góry i rzekę, dziedzińcem-ogrodem, zalanym słońcem i nadal z widokiem na Andy, z kuchnią, gorąca woda, internetem, i gospodarzami mówiącymi po angielsku. Czego chcieć więcej 😁😁😁.
    Read more

  • Day 10

    Pisac - peruwianskie Glastonbury

    August 10, 2018 in Peru ⋅ ⛅ 14 °C

    Kierowca lokalnego busika (colectivo) z Cuzco wyrzuca nas ze wszystkimi bagażami przed mostem nad rzeką Urubamba, twierdząc że to właśnie już Pisac. Twierdząc oczywiście po hiszpańsku, nie mamy więc jak dyskutować. Na szczęście Google map się zgadza, w dodatku twierdzi, że zamówiony nocleg jest zaraz po drugiej stronie rzeki, ruszamy więc bez obaw przez most. Schronisko jest tam gdzie ma być, urokliwe i osobliwe - o czym w osobnym poście, my zaś, mając cały dzień przed sobą, ruszamy zwiedzać i odkrywać.
    Po raz kolejny żałujemy, że nie mamy koszulek, albo chociaż tabliczek z napisem "no, gracias", bo lokalni mieszkańcy z entuzjazmem usiłują nam sprzedać wszystko - od transportu po liście koki. Szybko orientujemy się też, że ubrani w górskie ciuchy jesteśmy tu całkiem nie na miejscu - stolica gór zatrzymała się w latach 70 ubiegłego wieku, i wszyscy przyjezdni chodzą ubrani we wzorzyste szarawary, poncha albo choć chusty, ćwiczą jogę, zaklinają węże albo chociaż żują kokę (to akurat miejscowi też robią). Oferta dostosowana jest do potrzeb, miejscowe sklepiki oferują organiczne jogurty z kokosa, tofu i na zimno wyciskany olej z (znowu) kokosa. Restauracje wegańskie, wegetariańskie i szamańskie na każdym rogu Wędliny natomiast nie uświadczysz... Można za to zapisać się na kurs jogi (dowolnej w zasadzie, medytacji (jak wyżej), czy szamańskiego seksu (???? - chyba trzeba było zrobić zdjęcie oferty). Za wszystko zapłacisz kartą visa, o czym uprzejmie informują wywieszki nad każda bramą.
    Spacerem ostro pod górkę przez brukowane, wąskie, i oblednie urokliwe uliczki docieramy do miejscowego ryneczku (oczywiście Plaza de Armas), którego całość zajmuje nieprawdopodobnie barwny inkaski targ. Można kupić absolutnie wszystko, pod warunkiem że wyrabia się to z lamy, albo alpaki. Wędrówka wśród kramów zajmuje nam dobrą godzinę, na koniec nawet zaczynamy ogarniać konieczność targowania się absolutnie o wszystko.
    Niestety, jedzenia nie oferują, ruszamy więc w poszukiwaniu gospody. Przez bramę i dziedziniec zapełniony plecionymi łapaczami snów docieramy do bardzo zachęcajacego lokalu z piecem opalanym drewnem, I, oczywiście organicznym, menu. Niestety, figuruje w nim jako danie główne "cuy", czyli świnka morska, których całe stadko mieszka sobie w szalenie malowniczym domku w kącie. Jak się domyślamy, pieczeń można sobie wybrać osobiście. Nie jest to na nasze nerwy, więc w efekcie kończymy kilka ulic dalej, w barze głównie wegetariańskim, na fantastycznych peruwiańskich naleśnikach.
    Po czym ruszamy dalej w labirynt uliczek, odkrywając targ rolniczy, muzeum, wejscie na szlak do inkaskich ruin, i oszałamiającą panoramę. Pisac zdecydowanie nas zachwyca, a fantastyczna pogoda dodatkowo sprawia, że chcemy tu zostać na dłużej.
    Read more