traveled in 5 countries Read more
  • Day 14

    Dzień 14 - Niseko - OSTATNI LOT WATAHY

    February 9 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

    Ostatni dzień jazdy!!!🇯🇵🇯🇵🇯🇵
    Jako, że całą noc dopadywało puchu to wiedzieliśmy, że będzie nam się opłacać wczesna pobudka. Zatem na start jajecznica o konsystencji tektury, owsianka konsystencji zupy i jazda pod wyciąg.
    Na miejscu zastaliśmy faktycznie dokładkę puchu, ale pod spodem krył się niebezpieczny przeciwnik - upalony, zbity na lód śnieg który był ujeżdżany przez całą populację narciarzy Hokkaido przez ostatnie 3 dni.
    Ale to nic dla WATAHY 5 wilków która grasuje w sposób dość nieskoordynowany od dwóch tygodni po stokach Hokkaido.
    Wiedzieliśmy że to nasz ostatni dzień. Wiedzieliśmy że musimy coś zostawić po sobie, pokazać się z jak najlepszej strony. To musiała być kropka nad i, wisienka na torcie naszej wyprawy, coś co przejdzie do japońskich legend frirajdu.
    Dlatego też zapomniałem kamery z chatki i nie mamy nic nagrane z tego epickiego dnia.

    Pozostaje mi tylko opisać to, czego byłem świadkiem i uczestnikiem.
    A działo się wiele. Zjazdy były szybkie i dynamiczne. Firany były tak gęste, że tworzyły muldy. Dropy były tak syte że nawisy spadały z drzew. Hopy były tak upalane że zamieniały się w dropy. Krindż był tak potężny jak ten którego doświadcza czytelnik tego wpisu.

    Ostatnie dwa zjazdy były chyba najlepszym podsumowaniem tego wyjazdu. Wataha została wypuszczona z rezerwatu i nie chce już wracać z powrotem.

    Niestety to koniec naszego wyjazdu.
    Przez ostatnie dwa tygodnie doświadczyliśmy japońskiego powderu oraz wulkanicznego wpierdolu (inaczej tego nie można opisać). Mogliśmy poczuć magię jazdy w puchu i po zbitych muldach.
    Mogliśmy poczuć się samotni w górach (RAIDEN) oraz osaczeni w lesie (Niseko).
    Mieliśmy okazję spróbować tradycyjnego japońskiego grilla oraz pogryźć trochę dymu.
    O mało nie zjedliśmy czegoś bardzo dziwnego z szopa pracza 🦝. , ale w zamian za to mieliśmy okazję spróbować japońskiej pizzy po niemiecku.
    Zamieniliśmy się w mix ramenu, pierożków geyoza, piw Sapporo oraz zielonej herbatki szykowanej dziennie przez Wujka Papryka.
    Nasze uda zwiększyły objętość dwukrotnie, a poślady stały się twarde jak diament.
    Zatkaliśmy kibel i zobaczyliśmy nieopisaną ilość japońskich frankfurterek w Onsenie.
    Ale najważniejsze jest to, że zrozumieliśmy, że watahę tworzy nie jeden wilk a całe stado…
    .
    .
    .
    🤦
    Read more

  • Day 14

    Ostatni dzień 14

    February 9 in Japan ⋅ ☁️ -9 °C

    Ostatni dzień japońskiej wyprawy w poszukiwaniu świeżego lekkiego śniegu. Po przerwie w opadzie w końcu na horyzoncie pojawiły się w prognozach opada świeżego śniegu i postanowiliśmy uderzyć w jazdę z wyciągu. Padło znowu na Niseko jako największy kurort w okolicy i podobno nr 1 w Japonii. Dzień był mocno nasączony zabawą i duża dawka crinegu, nie będę się nawet starał tego opisywać i odsyłam do relacji Grzesia który to świetnie podsumował.
    Tymczasem pozostaje nam 24h w samolocie i powrót do szarej rzeczywistości, z drugiej strony długość wyjazdu była dla nas odpowiednia. Nie odczuwamy ani nadmiaru ani niedosytu.
    Read more

  • Day 13

    Dzień 13 - Chisenupuri

    February 8 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

    Kolejny dzień, kolejna tura 😵‍💫🌨️
    Tym razem wybór padł na Chisenupuri.
    Góra ma 1134 mnpm i zlokalizowana jest niedaleko Niseko. Nazwana jest „domem puchu” z uwagi na częstotliwość opadów jakie tam mają miejsce.
    Tym razem wybraliśmy krótki wypad bo całość (wejście i zjazd) zajmuje 4h
    Zgodnie z przewodnikiem przewyższenie do pokonania to 500 m z hakiem, dystans to ok 5,6km (koniec końców zrobiliśmy 720m przewyższenia i 8,1 km. Nie wiem jak 🤔).
    Miejscówka znajduje się w nieczynnym ośrodku narciarskim, zatem możliwości dostania na górę są dwie - wejście z foki (za darmo) albo wciągnięcie się za pomocą ratraka (odpłatnie). Oczywiście z uwagi na fakt że jesteśmy frirajderami (i tylko z tego powodu!!!) wybraliśmy foczenie.
    Pogoda miała być w miarę bo zero Słońca i lekki wiatr z porywami do 20km/h.

    Ruszyliśmy z naszego apartamentowca w czwórkę - zostawiliśmy wujaszka który nie miał ochoty na kolejny dzień „z foki” 🦭 .
    Dojazd trwał ok 50 minut i z każdym kilometrem jakim zbliżaliśmy się do naszego celu, śniegu przybywało. Widoczne było to zwłaszcza przy zaspach śnieżnych przy drodze, które praktycznie zakrywały nasz rydwan.
    Na miejscu zastała nas gęsty opad puchu oraz praktycznie pusty stok.
    Sama droga w górę była dość urozmaicona. Najpierw przyjemny lasek, później zjazd na fokach w dół, później ponownie podejście i wyjście z lasu na kopulę gdzie przywitała nas pogoda rodem z naszej rodzimej miejscówki będącej Mekka polskiego frirajdu - Pilskaido.
    Czytaj: pizgalo tak wiatrem że przy nawrotach i podnoszeniu narty chciało człowieka zwiać. Niesamowitym również uczuciem była odświeżająca oraz orzeźwiająca bryza wiatru smagająca delikatnie twarz, o prędkości „JAPIERDOLE KM/H” połączona z podnoszonymi przez niego bryłkami lodu. Widoczność jaką zasponsorowała nam pogoda można było nazwać „CHŁOPAKI GDZIE JESTEŚCIE!?”.
    Wspomniany zefirek był tak skuteczny w zawiewaniu śladów że chyba każdy z nas zakładał osobny, mimo że szliśmy w odstępach 20-30mb.

    Z uwagi na wystarczającą ilość peelingu twarzy którego nie powstydziłaby się Hilda z salonu sado-maso postanowiłem zmienić okulary na gogle.
    Książkowym błędem było poproszenie o przysługę wyciągnięcia gogli z plecaka naszą ukrytą opcję snowboardową - Piotrka.
    Fakt, prośbę spełnił, gogle otrzymałem. Nie mniej jednak otrzymałem też w bonusie możliwość odprowadzenia wzrokiem mojego kasku nabierającego nadświetlnej w dół stoku do doliny z której NIE przyszliśmy. Ten sabotaż został skwitowany zdaniem wypowiedzianym bez emocji: „Grzesiek nie masz kasku”.
    Po parunastu kolejnych minutach przyjemnego podejścia osiągnęliśmy wierzchołek.
    Przepięcie na samym szczycie również należało do przyjemnych - żeby nie zostać zwianym trzeba było chować się za lodowymi grzybami.
    Zjazd w dół w mleku był wisienką na torcie. Śnieg był albo zmrożony albo wpadało się w niego po pas. Oczywiście bez ostrzeżenia - bo nie było nic widać. Na szczęście trwało to tylko parędziesiąt metrów, bo widoczność się przetarła i końcówka zjazdu była już ok.
    Udało się nawet odzyskać kask gdyż zatrzymał się na jakiejś kosówce.
    Następnie przypadkowo zjechaliśmy do SECRET SPOTU FRIRAJDEROW, gdzie znaleźliśmy potężny drop. Każdy z nas upalił go jak prawdziwy profesjonalista. Loty miały po parę metrów. Niestety filmów z tego epickiego wydarzenia nie ma… 🙄
    Po małej wycieczce terenowej z buta trafiliśmy z powrotem na szlak i zjechaliśmy do auta. Końcówka zjazdu była tak daremna jak daremne były nasze próby zakrycia się ręczniczkiem 20x20cm na Onsenie.
    W drodze do miasta zahaczyliśmy jeszcze o pobliski stawik z gorącym źródełkiem którego najciekawszą cechą był smród zdechłego jajka.🥚
    Następnie skok w sklepy (kupiliśmy nawet coś w rodzaju pączków - w końcu tłusty czwartek! Smakowały jak brownie).
    Dzień zakończyliśmy najlepszym ramenem w okolicy i piwkami kraftowymi.

    Jutro jazda w ośrodkach gdyż cały czas dosypuje świeżego śniegu.

    Ciekawostka:
    Szopy pracze za pomocą przednich łap badają pokarm i inne przedmioty, aby je dokładnie obejrzeć i usunąć niechciane fragmenty. Wrażliwość łap jest zwiększona, jeśli ta czynność odbywa się pod wodą, ponieważ wilgoć zmiękcza zrogowaciały naskórek
    Read more

  • Day 13

    Mt. Chisenupuri house of powder

    February 8 in Japan ⋅ ☁️ -1 °C

    Kolejny dzień kolejna skitura, w dalszym ciągu brak świeżego opadu kieruje nas na przygodę Backcountry. Wybór pada na Świątynię powderu mt. chisenupuri.
    Tym razem wyruszamy w uszczuplonym składzie o wujka Papryka który postanawia pozostać w naszej premium norce i pochillować, zostawiamy go sam na sam z jego fantazjami i ruszamy sprawdzić to zagłębie puchu.
    Samo miejsce z opisu jest starym ośrodkiem narciarskim ( ciekawe który jest tutaj nowym hue hue) z nieczynnymi wyciągami za to za skromna opłatę 72 tys yen za dzień od osoby przy grupie 12 osób można zrobić sobie catskiing czyli wywożenie dupki ratrakiem. Bądź wersja indywidualna za jakieś 350 tys yen za dzień jednym słowem "tanioszka".
    Wyprawa ma być szybka 3h tura więc niespiesznie rano się zbieramy bez specjalnej spiny i stawiamy się na miejscu o 11.
    Dojeżdżając do początku naszej trasy zauważamy znaczny wzrost pokrywy co faktycznie świadczy o tym że jest to zagłębie śniegu.
    Na miejscu faktycznie stary ośrodek niedziałający ale żeby był w gorszym stanie niż reszta, raczej nie.
    Zakładamy narty i ruszamy w górę, idzie nam dość sprawnie i szybko dochodzimy do szczytu wyciągu gdzie musimy kawałek zejść i zacząć podejście na właściwy szczyt (1134m.n.p.m), niby niewielki ale warun zrobił się dość srogi. Silny wiatr i opad śniegu warunki iście z pilska bądź polskich tatr,
    Czyli dzień jak codzień.
    Podejście pod szczyt jest niekończącą się walką z głębokim puchem a brak widoczności sprawia że strasznie się nam dłuży, strome zbocze i duże ilości śniegu przekonują nas do przygotowania naszych plecaków lawinowych i abc.
    Mniej więcej w połowie podejścia Grzesiu stwierdza że same okulary to za mała ochrona na oczy i prosi Pio o podanie z jego kasku gogli. Tutaj wynika śmieszna sytuacja w której Pio po podaniu gogli oświadcza mu "nie masz kasku" szybki obrót w bok i okazuje się że w jakiś niespodziewany sposób kask postanowił zostać samotnym freeriderem i puścił się jak szalony w dół zbocza. Chłopaki szybko zweryfikowali sytuację i postanowili że jeśli się uda poszukają go przy zjeździe.
    Na samym szczycie strasznie wieje więc szybko się przebieramy i dzida w dół. Sam zjazd z szczytu przyjemny w głębokim miejscami trafiał się twardszy śnieg.
    Przemekowi bardzo spodobała się akrobacja z dnia poprzedniego i znowu postanawia dać nura na główkę do śniegu.
    W połowie zjazdu widoczność się poprawia i dostrzegamy kask, uff.
    Zgarniamy go i zauważamy potencjalną skocznię na której możemy poćwiczyć nasze super ewolucje i DROOOOPY !!!
    Niestety to co tam się stało pozostanie tylko między nami.
    Parafrazując klasyka co się dzieje na chisenupuri zostaje na chisenupuri.
    Dalsza część zjazdu kontynuujemy drogą podejścia, powiedzmy że nie był to najlepszy wybór i tak naprawdę zwozimy dupki powolutku w dół.
    Z ciekawostek obok parkingu znajduje się naturalny onsen czyli bajoro z ciepłą wodą, nie wchodziliśmy z powodu braku ręczników oraz japończyków podbierających próbki wody w pełnym chemicznym stroju ochronnym.
    Wieczorem w końcu udało nam się trafić na otwarcie naszej ulubionej ramenowni i napełnić brzuszki zupko daniem.
    Od późnego popołudnia do rana prognoza pokazuje opad który faktycznie zaczyna dawać niezłą dostawę, więc ostatni dzień wyjazdu spędzimy na wyciągu niszcząc świeży śnieg i nasze uda.
    Read more

  • Day 12

    Dzień 12 - RAIDEN!

    February 7 in Japan ⋅ ☁️ -4 °C

    Kolejny dzień, kolejna tura.
    Tym razem uderzamy na górę nazwaną na cześć największego wojownika Mortal Kombat - Raidena. Mount Raiden ma 1211 m npm i jest położona dość mocno na zachodzie wyspy z dala od głównych ośrodków narciarskich co czyni ją rzadziej uczęszczaną.

    Plotka głosi, że na pierwszy turniej otrzymał osobiście zaproszenie od Shang Tsunga. Raiden przybrał ludzką postać, aby rywalizować w turnieju. W drugim turnieju powraca, jednak zły z powodu porażek Shao Kahn atakuje Ziemię bez ostrzeżenia. Raiden mobilizuje wtedy siedmiu wojowników Ziemi do walki z najeźdźcą, sam zaś musi uciekać. Zostaje zmuszony do powrotu po pokonaniu Shao Kahna z powodu ataku oddziałów Shinnoka.
    Tak.

    Dojazd w 1h na miejscówkę. Z powodu chorych ilości śniegu nie mogliśmy zaparkować w wyznaczonym miejscu, tym samym musieliśmy ominąć faktyczny start drogi i trawersować w poprzek. Start nieprzedeptanym lasem. Po 15 minutach dreptania lasem dotarliśmy do faktycznej drogi. Następnie ok. 40 minut najnudniejszego podejścia drogą leśna zamieniło się w przyjemne podejście po świeżym puchu. 2h później dotarliśmy na czubek góry Raiden z której można było podziwiać Morze Japońskie i Wybrzeże Hokkaido.
    Pogoda była zdecydowanie bardziej łaskawa niż dnia poprzedniego zarówno pod kątem wiatru jak i Słońca.
    Nadeszła pora na zjazd. Oglądając instagramowe rolki naszej konkurencji zrozumieliśmy, że żeby liczyć się w świecie frirajderowym musimy zacząć kręcić wartościowy kontent.
    Krótka decyzja: GoPro na kask, zjazd wspólny przez las stylem „wataha” (tj. Wszyscy razem)
    Po drodze w planach było wykręcenie takiej ilości GRUBYCH trików, zaliczenie takiej ilości DROPÓW i stworzenie takiej ilości FIRAN żeby sponsorzy walili drzwiami i oknami.
    Ruszamy w dół.
    Pierwsze 10 metrów ok. Jest nieźle. Wszyscy na kamerze.
    Kolejne 10 metrów niespodziewana przez nikogo zaspa Śnieżna pokonała Białą Śmierć (☠️ Przemka) oraz Piotrka (☠️). Fiński Snajper był na tyle zaskoczony wypięciem nart że runął jak jechał w pozycji stojącej, nie wyprowadzając nawet rąk przed siebie w celu amortyzacji.
    Wyglądało to jak przewracające się drzewo po ścięciu.
    Nie zrażona tym faktem wataha popędziła dalej w dół góry, tworząc piękny perfekcyjnie skoordynowany taniec śmierci pomiędzy drzewami.
    Krążą plotki, że do teraz opada w lesie kurzawa podniesionego puchu po naszym przejeździe. Ponoć lokalsi straszą niegrzeczne małe japońske pierdy że jeżeli nie zjedzą całego Miso (zupki) to wataha przyjedzie je porwać. Wizyta będzie poprzedzona głośnym wyciem „DROP DROOOOP!!!”.
    (Niestety nagryw z GoPro nie nadaje się do pokazu publicznego gdyż mocno obniża naszą zawrotną prędkość, spłaszcza hopki a dropy wyglądają jak zjazdy z krawężników. Innymi słowy wyglądamy tam jak mocno nieskoordynowana wycieczka 10 latków cieszących się że mają narty na nogach 🐶)

    Zwycięski powrót miał być oblany pysznym ramenem. Niestety WSZYSTKO jest zamknięte do godziny 17:00.
    Trafiliśmy więc znów na pizzę BRUNNON & ADOLF.
    Wieczór siedzieliśmy prowadząc inteligentne dysputy na temat związków oraz lekkości bytu.

    Ciekawostka:
    Na Hokkaido żyje 12 tys. niedźwiedzi brunatnych. W Japonii odnotowuje się ok. 200 przypadków rocznie ataków niedźwiedzi na ludzi.
    Read more

  • Day 12

    Mt. Raiden - skitury - dzień 12

    February 7 in Japan ⋅ ☁️ -1 °C

    Prognozy w dalszym pokazują brak opadów więc znowu pada na wyrype Skiturowa, tym razem po naradzie pada wybór na mt. Raiden czyli wyprawę weryfikacyjną czy jest to siedlisko wojownika Piorunów z Mortal Kombat.
    Niestety okazało się że nie odnaleźliśmy gromowładnego wojownika a same podejście wyglądało bardziej jak trasa Brzeziny - Hala Gąsienicowa. Dość długie i monotonne.
    Sam zjazd przyjemny i spokojny. No może nie dla każdego ponieważ Pio postanowił się zmierzyć z dwoma japońskimi brzozami, niestety pojedynek zakończył się 2:0 dla brzóz a Przemek z braku widoczności kontrastu ma sniegu nie zauważył wklęśnięcia przed sobą i zrobił bardzo piękny skok na główkę w zaspę.
    Popuściliśmy także wodze fantazji i chcieliśmy nagrać jak wygłodniała sfora wilków mknie w puchu przez japońskie lasy ale wyszło to bardziej jak latająca sfora upośledzonych ratlerków, także produkcja uległa kasacji we wstępnej obróbce.
    W dalszym ciągu lekko nadgryza nas katar i gardło ale widać już poprawę w stanie zdrowia .
    Read more

  • Day 11

    Dzień 11 - Shiribetsu-dake

    February 6 in Japan ⋅ ☁️ -5 °C

    Z uwagi na brak świeżej dostawy puchu przez ostatnią dobę, postanowiliśmy uderzyć w turę na lokalną górkę zwaną Shiribetsu-dake. Tym razem krótszą i łatwiejszą niż Mt. Yotei.
    Prognoza zapowiadała przyzwoite temperatury (-10oC) i słaby wiatr.
    Początek dni standardowy - jajora bez smaku, zielona herbata, najgorsza kawa ever z chorą ilością fusów oraz owsianka. Owsianka-master tym razem postanowił nas zaskoczyć i zrobił ją na jogurcie 😵‍💫
    Wyjście bez pośpiechu, dojazd na parking i rozpoczęcie tury.
    Podejście wybraliśmy od strony północno-zachodniej z uwagi na dostępność oraz brak zagrożenia lawinowego.
    Trasa dość popularna bo minęliśmy po drodze sporo grupek turystów również na skiturach.
    Wejście na szczyt trwało około 2,5h i było bardzo przyjemne. Tzn byłoby bardzo przyjemne gdyby nie fakt, że temperatura odczuwalna wynosiła -843891oC. Apogeum pizgawicy nadeszło na samym szczycie gdzie wiatr się wzmógł, przez co moja lewa dłoń zamieniła się w permanentną zmarzlinę i mogła służyć z powodzeniem jako grabie ogrodowe.
    Że szczytu na stronę południową widać było deskę śnieżną wysokości ok 1mb która obsunęła się aż do poszycia roślin. Na szczęście na stoku o nachyleniu 45stopni.
    Chłód był tak przenikliwy, że na szybko ogarnęliśmy się na szczycie i uciekliśmy w dół.

    Sam zjazd był absolutnie zajebisty. Totalnie nieprzetarte stoki. Chyba pierwszy raz udało nam się zjechać z góry bez jakichkolwiek śladów innych narciarzy.
    Nakręciliśmy sporo filmów ze zjazdu, chłopaki zrobili sporo podejrzanych zdjęć. Przemek i Piotrek nawet odtworzyli (niechcący?🙄) scenę z Władcy Pierścieni gdzie Frodo leżąc w łóżku wita swoich towarzyszy. Wszyscy się śmieją i dokazują na oczach uważnie obserwującego ich Gandalfa…
    Następnie powrót do auta. Kolejnych parę godzin spędziliśmy w sklepach z pamiątkami w Niseko (które z uwagi na temperaturę panującą wewnątrz mogłyby śmiało konkurować z Onsenem) i z japońską pizzą w stylu niemieckim typu BISMARCK.

    Po powrocie, w naszej chatce zastała nas wspaniała niespodzianka! Zapach srogiego szamba towarzyszył nam już od wejścia. Okazało się że podczas naszej nieobecności administrator naszego APARTAMENTOWCA opróżnił szambo.

    Nasza Komnata refleksji, nasze pomieszczenie spokoju, izolatka wstydu, izba relaksu i odpoczynku, nasz podgrzewany tron uszyty na miarę naszych frirajdowych pośladków, został …zbrukany. Czuliśmy się jakby ktoś zabrał część nas, jakieś nasze zewnętrzne dziedzictwo.

    Fajnie, że wreszcie pozbyliśmy się problemu ale zapach który rozszedł się po całym domku pozostanie na długo w naszej pamięci.

    Ciekawostka!
    NIE MA otwartych restauracji na Hokkaido w godzinach pomiędzy 14-17. Japończycy jedzą lunch, później już nie jedzą nic aż do wieczora.
    Otwarta jest jedynie pizzeria rodem z drugiej rzeszy.
    Read more

  • Day 11

    Mt. Shiribetsu - skitury - dzień 11

    February 6 in Japan ⋅ ☁️ -5 °C

    Dzisiaj padło na skitury z racji ładnej pogody, czytaj słońce i mały wiatr oraz brak opadu.
    Cel Mt. Shiribetsu.
    Jedna z najfajniejszych skitury na jakich byliśmy, mimo iż całość trasy zrobiliśmy poniżej 3h.
    Fajne podejście, ładne widoki i ekstra trasa zjazdowa do tego dobry śnieg. To wszystko spowodowało że mocno przyatakowalismy dzisiaj instagrama robiąc z siebie influencere.
    Z minusów wypizgalo nas dzisiaj dość mocno na szczycie ale szybko o tym zapomnieliśmy. Po skiturze znowu odwiedziliśmy lokalną pizzerie i pocisnęliśmy do Niseko kupić tonę lokalnych badziewnych pamiątek i słodyczy.
    Z ciekawostek nasz incydent kałowy prawdopodobnie dobiegł końca, wracając na nasz domek odkryliśmy że strasznie wali z WC, tak że aż nozdrza wykręcało. Po szybkim kontakcie z obsługą okazało się że ktoś dzisiaj szambo opróżniał i stąd ten zapach. Po wietrzeniu faktycznie zapach zaczął zanikać a nasze "dzieła" w toalecie zaczęły znikać bez problemu.
    Read more

  • Day 10

    Dzień 10 - Rusutsu - dogrywka

    February 5 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

    Po dniu restowym grupa pro-frirajderów ruszyła do Rusutsu, czyli do pierwszego ośrodka w którym byliśmy pierwszego dnia. Ośrodek ten wtedy ich nie oczarował - delikatnie ujmując. Był mocno zabetonowany, osprzęt był stary, a organizacja i knajpki - średnie.
    Tym razem staliśmy już w kolejce do gondoli o 08:30. Jako jedni z pierwszych! Wyjazd do góry i … puch!
    Niezjeżdżone lasy, niezjeżdżone trasy, dużo mniej ludzi, dużo więcej świeżego śniegu. Totalnie inny ośrodek! Wystarczyło tylko żeby dopadało trochę puchu.🌨️
    Do tego piękne Słońce, brak wiatru oraz świetna widoczność spowodowała że nakręciliśmy kupę pro-filmów które z pewnością będą stanowić materiał promocyjny dla przyszłych sponsorów p.t.: „Jak NIE jeździć po lesie”.
    Jazda w opór aż do przerwy na posiłek. Dzięki temu, że poprzedniego dnia odpuściliśmy jeżdżenie nie odczuwaliśmy bólu nóg (nigdy go nie odczuwamy!! 🙄). Bardzo dobre samopoczucie spowodowało że katowaliśmy puszek cały dzień.
    Było parę gleb, był czas na foteczki i chill.
    Był to zdecydowanie najlepszy dzień pod kątem narciarskim.
    Po południu pizza po japońsku. W ofercie dość egzotyczne połączenia pizzy z miodem i orzechami oraz innej z łososiem i cytryną. Pizze te miały niemieckie nazwy, co ogółem dawało dość zabawny wydźwięk. Ktoś zjadł Bundesligę, ktoś inny Brunnona, a ktoś Bismarcka 😳

    Wieczorem powrót do domu i poszukiwanie trasy skiturowej na kolejny dzień.
    Następnie gra w kotki, SAKEEEEEE i odcinka w łóziu.
    P.S. Cześć z nas przejawia symptomy przeziębienia. Czytaj: zaczęło się cherlanie i smarkanie. Wjechały gripexy, ibupromy i pyralginy.
    Na szczęście śpimy wszyscy w małym pomieszczeniu obok siebie więc NA BANK się nie pozarażamy.

    Ciekawostka:
    Odnosimy wrażenie że jesteśmy tutaj praktycznie jedynymi turystami spoza Japonii lub Australii.
    Hokkaido jest opanowane przez Australijczyków. Jest ich tutaj cała masa ;)
    Wynika to z faktu że mają tutaj „najbliżej” bo tylko „10h samolotem!”. Gdyż wszędzie indziej gdzie nie chcieliby pojechać mają min. 20h lotu.
    Read more

  • Day 10

    Rustsu dzien 10

    February 5 in Japan ⋅ ☁️ -3 °C

    Po dniu odpoczynku od nart postanowiliśmy wrócić na Rusutsu które było naszym pierwszym wyborem na tym wyjeździe i mocno nas zawiodło, betonowym śniegiem a głównie stara infrastruktura i średniej jakości lokalami gatsronomicznymi.
    Tym razem po opadzie i nie aż tak bardzo zjeżdżonymi trasami okazało się że był to strzał w dziesiątkę, trafiliśmy dużo świeżego puchu, pełno ścianek z dobrym nachyleniem. Do tego słonko i zero wiatru. Generalnie szał na nartach, do tego o wiele mniej ludzi na stoku niż w Niseko i wypoczęte nogi. Jeden z najlepszych dni narciarskich na tym wyjeździe.
    Zakończyliśmy go w lokalnej pizzeri która wyglądała bardziej jak stołówka szkolna i miała mocne uwielbienie do niemieckich nazw oraz dziwnych kompozycji smakowych na pizzy. Pizze się nazywały w stylu Bundesliga Bismarck ora Danke Schon a smakowo łączyli łososia z cytryną oraz ser z miodem.
    Read more

Join us:

FindPenguins for iOSFindPenguins for Android