Peru Polaki 4x8

August 2018
A 29-day adventure by 4 x 8 nog & Wojtek Read more
  • 45footprints
  • 3countries
  • 29days
  • 182photos
  • 0videos
  • 16.2kkilometers
  • 12.7kkilometers
  • Plan wyprawy

    July 29, 2018 in England ⋅ ⛅ 15 °C

    Decyzja zapadła już niemal rok temu. Po 15 latach koncentrowania się na wychowywaniu dzieci i tworzeniu małej stabilizacji, postanawiamy wrócić na szlak :-). Z dziećmi, rzecz jasna. Nie aż tak ambitnie jak niektórzy znani w internetach, podróżujący z kilkumiesięcznymi czy kilkuletnimi maluchami, nasze wędrowniczki mają 11 i 13 lat - i po prawdzie są zaprawione w boju na wielu kilkudniowych wycieczkach. Ale, żeby zacząć z przytupem, wybieramy trekking po Peru, ze szczególnym uwzględnieniem peruwiańskich Andów.

    Jako, że mamy alergię na wycieczki autokarowe i zwiedzanie w grupach 50-osobowych, na gwizdek pilota i pod dyktando KO-wca, nawet najbardziej entuzjastycznego, planujemy wszystko sami. Co prawda, po przemyśleniu, opcja wyczynowa, która najbardziej by nam odpowiadała, czyli wędrówka z namiotem i przemieszczanie się własnym (wypożyczonym) samochodem odpada, ze względów zdroworozsądkowych (czyli kompletną nieznajomość warunków, i, niestety języka hiszpańskiego). Dlatego wybieramy wersję "light", czyli samodzielnie - ale korzystając z bazy transportowo/noclegowej.

    Stawiamy na maksymalizację doznań lokalnych - transfery autobusami kursowymi, noclegi głównie w gospodach i u prywatnych gospodarzy a nie w hotelach, jedzenie w lokalnych restauracjach i kramach. Ale!! - woda tylko butelkowana :-))

    Na początek przegląd wszelkich dostępnych przewodników i internetowych stron podróżniczych (niestety, Lonely Planet rozczarowuje dość dokładnie, dużo dokładniejsze informacje można znaleźć na różnorodnych blogach). Z tego też powodu, postanawiamy dorzucić swoją cegiełkę, i opublikować nasz blog. Może nasze doświadczenia i pomysły też okażą się dla kogoś przydatne ;-)

    Przegląd literatury co nieco weryfikuje wstępne ambicje przemierzania Peru całkowicie poza utartym szlakiem, wygląda na to, że nie obejdzie się bez tradycyjnego "Gringo trail". Najzwyczajniej, nie bez powodu jest to najpopularniejsza droga turystyczna - po prostu wzdłuż niej znajduje się większość najciekawszych (i najbardziej znanych też) atrakcji. Wybierając, co chcemy zobaczyć zupełnie samodzielnie, i tak wytyczyliśmy sporą część drogi jak wielu przed nami. Ma to też swoje zalety, jak się później okaże - zdecydowanie największą bazę turystyczną, gwarantującą największą łatwość samodzielnego podróżowania.

    Plan nasz, w dużym skrócie, wygląda tak:

    1.08: Lot do Limy przez Barcelonę - niby Iberia, ale wykonywana przez Latam, wiec nie spodziewamy się super komfortu :-)) (zamówiony juz w lutym).

    2.08: Noc w Limie - i przesiadka do Talary/Mancory - tam 4 dni na plaży na wybrzeżu Pacyfiku, a w planie wycieczka po oceanie żeby zobaczyć wieloryby i wyprawa w poszukiwaniu lasów mangrowcowych

    6.08: Powrót do Limy - peruwiańskim autokarem....20h czy coś koło tego...I lot do Arequipy - wspinamy się na 2300npm, w zasadzie luzik. A od tego jak bardzo luzik zależy czy uderzymy do kanionu Colca oglądać (z góry) szybujące kondory, czy też udamy się spacerkiem po Arequipie :)))

    10.08: Lot do Cuzco (3400m npm) i galopkiem (lokalnym colectivo) do Pisac - 2900 m npm - tu zaczynają się schody, czy może Andy. I zobaczymy - albo aklimatyzacja plackiem w hotelu, albo wędrówki po okolicznych górach

    13.08: Powrót do Cuzco (3400) i dalsza aklimatyzacja

    15.08: Zaczynamy epicki trekking przez Lares do Machu Picchu - z polską przewodniczką Sylwią mieszkającą od lat w Peru, z lamami i koniem (na wszelki wypadek gdyby dzieci jednak pękły - a może my ;-))

    20.08: I tu się zaczyna improwizacja :). Mamy do wyboru (względnie do połączenia) jezioro Titicaca z pływającymi wyspami i noclegiem w lokalnych chatach, tęczową górę Ausangate, dżunglę w Maldonado, a na koniec powrót na wybrzeże i rezerwaty w okolicach Limy. 8 dni do zagospodarowania.

    Jak piszą we wszystkich poradnikach, loty i noclegi należy potwierdzać na bieżąco (oczywiście po hiszpańsku, ciekawe jak nam pójdzie przez rozmówki i google translatora). Trzeba być przygotowanym na wszelkiego rodzaju opóźnienia (nawet kilkudniowe) i problemy, ale jesteśmy pełni optymizmu że damy sobie rade. Z pomocą booking.com, air'b'n'b i, oczywiście, wujka googla ;-)
    Read more

  • Przed wyprawą

    July 31, 2018 in England ⋅ 🌙 16 °C

    Bilety kupione, plan wyprawy opracowany, nawet noclegi i przejazdy zamówione aż do połowy drogi - teraz stos rzeczy do spakowania rośnie, i gorączka podróżna razem z nim.

    Przy pakowaniu negocjujemy każdą podkoszulkę, każdą parę majtek, każdą gumkę do włosów. Zastanawiamy się czy odłamywać rączki od szczoteczek (kto czytał "Specnaz" Wiktora Suworowa, ten wie, o czym mówię ;-)). W końcu cokolwiek zabierzemy, będziemy nosić na własnych plecach. W sytuacji, kiedy plecy połowy ekipy są całkowicie nie doświadczone, a plecy drugiej połowy ekipy zdążyły już zapomnieć jak to jest nosić swój domek i dobytek na grzbiecie. W efekcie udaje się nam spakować całkiem zgrabnie, nawet dość sporo luzu zostaje w plecakach - więc od razu zakrada się panika, czy na pewno o wszystkim pomyśleliśmy, i czy na pewno jesteśmy dostatecznie przygotowani na każdą okoliczność.

    Największe obawy budzi choroba wysokościowa, jeszcze nigdy nie byliśmy powyżej 3,300 m npm. A w planie jest 4,600 a może nawet 5,200. Czy aklimatyzacja w Arequipie (2300) i Pisac (2900) wystarczy? Czy dzieciaki przejdą 5-dniowy trek przez Świętą Dolinę Inków? Mimo restrykcyjnego ograniczania przy pakowaniu, apteczek, na wszelki wypadek mamy 3... Wojtek wysuwa propozycję, żeby, też na wszelki wypadek, kupić monitor stężenia tlenu we krwi (bo jak rozpoznamy inaczej, czy np. ból głowy i nudności są spowodowane przez wirusa czy wysokość). Niestety (na szczęście??) w pobliskich aptekach nie mają, wyruszamy więc bez monitora tlenu.

    Wszystkie strony internetowe + przewodniki przeczytane, i jedno jest wiadome, niczego nie da się przewidzieć, wszystko okaże się na miejscu. Wylot w pojutrze :-)
    Read more

  • Day 1

    Z powrotem na szlaku

    August 1, 2018 in England ⋅ ☀️ 13 °C

    No i wyruszamy😀. Plecaki spakowane, górskie buty na nogach, wszystkie okna i drzwi zamknięte, kot nieszczęśliwy.
    Dotuptalismy wszyscy z plecakami dzielnie na stację, więc pierwsze 1500 kroków zrobione :) możemy z czystym sumieniem powiedzieć jesteśmy znowu na szlaku 😁Read more

  • Day 1

    Lima!!!

    August 1, 2018 in Peru ⋅ ⛅ 16 °C

    Mimo naszych obaw co do lini poludniowo-amerykańskich LATAM, dotarliśmy do Limy w całości, z bagażami, bez opóźnień, a nawet, ku rozpaczy naszego zamówionego z wyprzedzeniem kierowcy, przed czasem. Ku rozpaczy, bo ofiarnie monitorował lot, i przyjechał z godzinnym wyprzedzeniem, ale okazało się, ze jak przylot jest zapowiedziany na 23, to nie ma siły, nie wypuszczą nas z samolotu przed 23...Kurcze, lokalny jest, powinien chyba wiedzieć? Tak czy inaczej, po odstaniu swojego na płycie lotniska, zaraz w hali przylotów zaczęliśmy odbierać rozpaczliwe telefony od kierowcy, rwącego włosy z głowy, że on płaci za parking, a nas nie ma...
    Kierowca był pilotem wycieczek z powołania, udziałowcem w hostelu, gdzie się zatrzymaliśmy, i właścicielem firmy turystycznej. Usilnie tłumaczył nam przez cały czas, że nikt lepiej niż on nie zorganizuje nam całości pobytu, do tego stopnia, że prawie nie chciał od nas zapłaty, przecież na pewno jeszcze wrócimy...
    Hostel okazał się domkiem z charakterem, i nieobecnym portierem, którego nasz kierowca rozpaczliwie przywoływał przez telefon (na szczęście zmaterializował się bardzo szybko). Niestety, oprócz charakteru bydynek miał też swoje lata, i mimo, że najwyraźniej starali się nieba turystom przychylić - w pokoju czysto, i świeża pościel, i obłędnie grube i puchate ręczniki - totalnej wilgoci, zaduchu, i centymetrowego grzyba na suficie w łazience nie sposób oswoić... Cóż, niestety, Casa de Viajero nie możemy polecić...
    Read more

  • Day 2

    Widok na Pacyfik

    August 2, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 27 °C

    Les tortuguitas bungalows - bajkowe miejsce nad oceanem. Choć kiedy dotarliśmy tam taksówką z Talary, oboje z Wojtkiem mieliśmy nietęgie miny. Uliczka z zaschniętej gliny, baraki z gliny/ tektury/ dykty, pojedyńcze zdezelowane półciężarówki i wiatr przetwierający śmieci z jednej strony na druga. Dwie bramy do naszych "bungalowów" to z jednej strony żelazne ciężkie wrota zamknięte na cztery spusty, z drugiej krata. Kierowca taksówki też miał wcale nie wesoła minę, zastanawiając się co ma zrobić w takim miejscu z dwójką gringos z dziećmi.... Ale za kratą znalazł się gospodarz, który wprowadził nas na taras, z którego widok roztacza się wprost na Pacyfik. Dokładnie jak na zdjęciu na booking.com. I to co z zewnątrz prezentuje się jak barak z zaschniętej gliny, w środku jest bungalowem z bambusa, z tarasem, ogrodem i kuchnią. Dokładnie jak na zdjęciu... Jeden problem, że w łazience tylko zimna woda, ale jesteśmy w stanie to przeżyć....
    O 8 padamy na twarz (jednak jet lag robi swoje) a za oknem słychać osławione fale przyboju. Miejsce jak z bajki - mimo pierwszego wrażenia.
    Read more

  • Day 3

    Rozmówki hiszpańskie

    August 3, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 25 °C

    Pobudka o 5.00, nie, żeby ktoś nas budził albo była potrzeba, po prostu jet lag. Wczoraj odkryliśmy, że wybieranie się w te strony bez znajomości hiszpańskiego jest nie tylko nieeleganckie, ale najzwyczajniej w świecie - głupie. Zakupione rozmówki hiszpańskie, zapewniające, że w 7 dni opanujemy podstawy, są równie pomocne jak dajmy na to książka telefoniczna (mogę spokojnie konwersować o tym ile mam braci i sióstr, ale zapytanie o drogę do sklepu mnie, i rozmówki, przerasta). Na szczęście istnieje Google translator (to nie jest reklama, ale gdyby Google chciał nam coś zapłacić, czemu nie ;)) i dzięki temu od wczoraj wiemy nie tylko jak dotrzeć do sklepu, ale i to że rano dostaniemy śniadanie. Co prawda gospodarze patrzą się na nas z lekkim rozbawieniem jak każde ich słowo wstukujemy w komórkę, ale cel uświęca środki.
    Z tarasu czekając na śniadanie podziwiamy pelikany i albatrosy (chyba albatrosy) które walczą o resztki połowu wyrzucone przez rybaków do wody i zastanawiamy się jak najlepiej zabrać się za wykonywanie planu zwiedzania - czyli pływanie z żółwiami, oglądanie wielorybów i wycieczka do lasów mangrowcowych. Oczywiście nasza nieznajomość hiszpańskiego nie ułatwia zadania, lekka ręką - 100 do skuteczności.
    Read more

  • Day 3

    Pływanie z żółwiami

    August 3, 2018 in Peru ⋅ ☀️ 25 °C

    Po śniadaniu z widokiem na Pacyfik rozpoczynamy zwiedzanie. Przed wejściem do bungalowów wita nas wielki znak: agencja turystyczna "David Tours". Licząc na anglosaskie korzenie właścicieli ufnie decydujemy się sprawdzić co i jak. Anglosaskie korzenie są jedynie w nazwie, więc cóż, dziękujemy Ci Google. Wiemy już ze chodzi nam o tortugas, i ballenas, zaczynamy też mieć opanowane liczebniki... Trochę drogo wychodzą te liczebniki, postanawiamy szukać dalej. Jak się okazuje, pływać z żółwiami można 200 m od nas (i od agencji turystycznej) - wstęp na molo i kamizelki po 4 sole od osoby... Tak, czytaliśmy w przewodnikach, że dla turystów wszystko jest drożej....
    Żółwie są niesamowite - przyciągają je na przynętę z wypatroszonych ryb (obrzydliwe w dotyku, niestety wiemy już z osobistego doświadczenia), więc przypływają stadami i mają w żołwim nosie to że banda oszalałych ludzi robi wszystko żeby je posmyrać. Jako bonus są ławice obłędnie kolorowych rybek, które roją się wokół żółwi (i rybiej padliny). A przy wejściu, na wielkim posterze, stoi napisane (po hiszpańsku, a jakże), że żółwie (tortugas) są roślinożerne (herbivorus). Najwyraźniej te tutaj nie czytały posteru, albo jak my nie znają hiszpańskiego ;-). M'n'Ms zachwycone żółwiami, ławicy rybek, także zwabionych kanibalistyczną w przypadku rybek padliną, chyba nie dostrzegają z przejęcia, a i padlina im niespecjalnie przeszkadza, chcą więcej i więcej żółwi, najlepiej gdybyśmy w ogóle nie wychodzili z wody od tych obłędnych olbrzymów. Bo, zapomniałam dodać z wrażenia, te zółwie są spokojnie wielkości człowieka. Chyba jednak po zastanowieniu wolałabym żeby były roślinożerne.
    A po pożegnaniu z żółwiami można podziwiać pelikany i albatrosy (czarne?????) rojace się po drugiej stronie pirsu. Na wyciągnięcie ręki i bez lornetki (i niestety bez aparatu który na wszelki wypadek został w pokoju). Trzeba będzie wrócić jeszcze do pelikanow....
    Read more

  • Day 4

    Ale skąd wieloryby przecież nie wyszłyby

    August 4, 2018 in Peru ⋅ ⛅ 18 °C

    Pobudka o 7 rano - i wyruszamy na bezkrwawe łowy wielorybnicze. Jesteśmy z siebie dziko dumni bo udało się nam wynegocjować 25% niższa cenę (oczywiście po hiszpańsku, w liczebnikach jesteśmy coraz lepsi), i jednocześnie przerażeni, czym my za te 25% taniej popłyniemy.
    Ale na pirsie tłumy, wszyscy ładują się do łódek, więc chyba wszystko w porządku. Nasz sternik opowiada dużo (po hiszpańsku), rozumiemy że muchos ballenas i moj bonita - czyli że ma być dużo i ładne. No to super.
    Płyniemy tylko z 40 minutowym opóźnieniem, jako że kilka osób się spóźnia. W sumie to ładnie ze strony sternika, że poczekał. W okół stada pelikanów, tak pokracznych kiedy startują i lądują, że człowiek zaczyna wątpić w siłę ewolucji. Do tego jakieś inne ptaszydła nurkujące z wysokości 5-10m pionowo w dół, i wynurzające się nie tylko żywe ale z ryba. Do tego majestatycznie kołujące nad nami albatrosy i coś co z braku wiedzy nazwijmy umownie mini kondorami morskimi. Kształt całkowicie kondorowy, tylko wielkość nie ta, jakieś 1.20 m rozpiętości skrzydeł kiedy Wiki mówi ma być prawie 3 m.
    OK, ptaków jest zatrzęsienie, ale nam dziś chodzi o wieloryby. Muchos i moj bonita. Z plaskaniem ogonami, skokami nad wodę i ogólnym baraszkowaniem w stadzie.
    Przewodnik i sternik po skończeniu wykładu przepatruja horyzont oraz wody bliższe i dalsze w poszukiwaniu sobie tylko znanych znaków zwiastujacych wieloryby. Inne łódki już na horyzoncie, ale płyną dalej, czyli wielorybów póki co brak.
    Co chwilę albo sternik albo przewodnik machają w podekscytowaniu ręka, na co cała ekipa zrywa się z ławeczek i nastawia aparaty - żeby za chwilę opaść z rozczarowaniem.
    Ale, po kilku falstartach, nareszcie - jest! Grzbiet wieloryba, jak żywy. Są również 4 inne łódki w okolicy, które rzucają się w kierunku ballena, więc ten uznaje, że trochę mu za tłoczno i przechodzi w pełne zanurzenie. Ale zaraz są następne, a nasz sternik wydusza co się da z silnika, i odstawiamy innych, żeby napawać się widokiem, (grzbietów) wielorybów w samotności. Wrażenie prawdę mówiąc niesamowite, wielkość tych grzbietów i nosów jest porażająca i wzbudza w człowieku zupełnie pierwotny zachwyt. Jest też chwytająca za serce para cielaka z mamusia (cielak był wielki, ale mamusia....wooow) - i niestety to już koniec.
    Przewodnik stwierdził że było muchos enough i wracamy. Dopiero teraz zdajemy sobie sprawę jak daleko od brzegu wypuściliśmy się w takiej łupince.
    Read more

  • Day 5

    Upiorne noce dyskotekowe

    August 5, 2018 in Peru ⋅ ⛅ 20 °C

    Oprócz wrażeń podróżniczych, Los Organos również niestety zapewnił nam krótki kurs jak raj zamienić w piekło. Czwartkowej nocy do snu kołysały nas fale przyboju, a w piątek o 22 ze snu (cóż, jet lag) wybudził nas łoskot i dudnienie dyskoteki - za ścianą. Subwoofer, beat, disco peruwiano pełna parą ZA ŚCIANĄ. Trzęsie się sufit, ściany, podłoga i łóżko. Decybeli nie liczę, myślę że poza wszelką skalą. Czary goryczy dopełnia fakt że wzdłuż całej długiej plaży jest to jedyna dyskoteka. ZA ŚCIANĄ . Otumaniony ze snu umysł próbuje tłumaczyć sobie i dzieciom, że weekend, że pewnie do 24, no 1 w nocy skończą. Gdzie tam...4 rano i dalej łup łup łup...a jutro sobota...
    PS w sobotę zaczęli o 7 i skończyli o 6 rano. W sumie dziwne, że po tym wszystkim jakoś funkcjonujemy...ale jak widać co ci nie zabije to cie wzmocni - w piątek nie dało się spać, w sobotę obudziliśmy się że 2 razy.
    Read more