• Tom Miaskowski
  • Kasia Miaskowski

Porto Camino

A 21-day adventure by Tom & Kasia Read more
  • Trip start
    September 17, 2025

    I znów sie zaczelo

    September 17 in the United States ⋅ ☁️ 26 °C

    No i wróciliśmy na ukochane Camino. Tym razem nasza wędrówka przebiegać będzie zupełnie inna drogą, zaczynająca się z Porto. Czeka nas około 330 km spaceru w tym dwa razy łódka. Tak zwane Camino Portugalskie zaczyna się tak na prawdę w Lizbonie ale dla nas ten start okazał się nie możliwy po prostu za mało czasu. Z Porto wychodzą trzy warianty trasy: Centralna, Nadbrzeżna - Coastal (która tak naprawdę tylko trochę przebiega blisko oceanu) i przybrzeżna (Litoral) która w większości wręcz przylega do oceanu. I tą właśnie ruszamy. Jest ona relatywnie nowa i przez to ma mało charakterystycznych caminowych znaków ze strzałkami, za to bardzo urokliwa, szczególnie przy sprzyjającej pogodzie. W Hiszpanii mamy zamiar odbić na tzw drogę Spirytualna ( Spiritual ) i nie wiąże się to ze zwiększoną ilością spożywanych płynów z prądem, ale z historyczną trasą którą ciało Apostoła Jakuba było sprowadzone do Hiszpanii. I tą właśnie drogą planujemy się udać.
    Wyruszyliśmy z domu koło trzeciej po południu. W Milwaukee spotkania i pożegnania z dziećmi i wnukami i potem już tradycyjnie Arek odwiózł nas do Chicago . Podróż do Porto odbyła się bez żadnych niespodzianek, także na szczęście nie ma o czym pisać😁
    Read more

  • Porto

    September 18 in Portugal ⋅ ☁️ 20 °C

    Dotarliśmy do naszego dwunocnego mieszkanka w Porto dość sprawnie i szybko ruszyliśmy na miasto. Bardzo szybko przypomniało nam się, że tu jest wszędzie po górę!😁
    Miasto bardzo urokliwe szczególnie ta najstarsza część, koło rzeki. Z ciekawostek to właśnie od nazwy Porto pochodzi nazwa Portugalia, a Porto za czasów rzymskich nazywało się Portus Cale. Portugalczycy uwielbiają kafelki i widać je wszędzie, domy chodniki, wnętrza domów, po prostu wszędzie. Przepięknym przykładem kafelekarstwa jest dworzec kolejowy Sao Bento zbudowany na dawnym miejscu klasztoru Benedyktynek, użyto tam ponad 20 tysięcy ręcznie malowanych kafelek. Piękna aczkolwiek bardzo pracochłonna pasja. Lubują się też w muralach, dużo, dużych i pięknie wykonanych.
    Nie można pominąć również faktu, że Porto jest miastem mostów dokładnie sześciu z czego jeden jest najbardziej znany to most Don Louisa Pierwszego z dwoma kondygnacjami, zaprojektowany przez ucznia słynnego architekta Gustawa Eiffla Theophilea Seyriga.
    I tak to sobie przemierzaliśmy wzdłuż nabrzeża rzeki Douro, starymi wąskimi uliczkami dolnego miasta od czasu do czasu pokrzepiające się różnymi rodzajami Porto i występami ulicznych artystów.
    Read more

  • Porto, the next day

    September 19 in Portugal ⋅ ☁️ 21 °C

    Absolutne wykończenie mózgu i ciała podróżą spowodowało, że wstaliśmy pomimo hałasów z ulicy około 11 przed południem troszkę zdziwieni że tak długo można spać. Nic nie zaplanowaliśmy na dzisiaj oprócz tego, aby łazić po mieście do znudzenia. Zapatrzeni w wąskie uliczki żyjące swoim życiem, racząc się głównie różnorodnymi wzorami kafelek dotarliśmy najpierw na śniadanie, a potem zapuściliśmy się do dworca kolejowego, który jest w głębokim remoncie, ale nadal cieszy oczy kafelkowymi cudami, głównie w wejściu głównym. Później ruszyliśmy w okolice katedry, którą dokładnie obejrzeliśmy tym razem tylko z zewnątrz. Z racji tej, że przy okazji poprzednich wizyt byliśmy wewnątrz, zdecydowaliśmy nie stać w długiej kolejce po bilety do zwiedzania... Masywna budowla, która kiedyś była twierdzą. Budowa jej rozpoczęła się w XII wieku i później wielokrotnie była modernizowana, także słynie z pomieszania przeróżnych stylów. No i jest bardzo piękny krużganek oczywiście w kafelkach. Jest tam też ciekawy ołtarz z historią, otóż podczas najazdu armii napoleońskiej w 1806 roku, sprytny zakrystianin ukrył ołtarz, maskując go ścianą gipsową, dzięki czemu go uratował i ołtarz przetrwał do dzisiaj. Na placu stoi kolumna z krzyżem, replika dawnej dużej kolumny nazywanej kolumną wstydu, gdzie w przeszłości wykonywano wyroki za różnych wymiarów przestępstwa.
    Katedra jest tradycyjnym miejscem rozpoczęcia Camino z Porto, wiec jeśli nie obudzimy się za późno, udamy się tam rano już z plecakami gotowi do wymarszu.
    Dzisiaj natomiast z Katedry ruszyliśmy deptakiem w dół do rzeki. Odnaleźliśmy bar z panią właścicielką u której w 2023 roku piliśmy super gin z tonikiem no i dzisiaj również się nie zawiedliśmy. Panuje tutaj zwyczaj skakania ze stalowego mostu Luiza do rzeki, także patrzyliśmy na paru dzielnych młodych śmiałków podziwiając ich kompletna ignorancję na wysokość, siły grawitacji i umiłowanie szybkiego wpadania do wody.
    No i Porto nie może być Portem bez wina Port. Nie jestem jego miłośnikiem, no ale skoro nie musiałem skakać z mostu to jak tu nie spróbować w takiej sytuacji. Wybraliśmy mniej znana winiarnię i spędziliśmy bardzo przyjemnie małą godzinkę delektując się tym słodkim winem. Ciekawe bo nazwa Port nie ma nic wspólnego z miastem Porto. Winogrona rosną w dolinie Douro 100 km w górę rzeki ,a dojrzewają w winnicach w mieście Vila Nova de Gaia naprzeciwko Porto po drugiej stronie rzeki
    To było na tyle, jutro ruszamy na Spacer.
    Read more

  • Praia de Angeiras

    September 20 in Portugal ⋅ 🌙 17 °C

    Zaczęliśmy nasza pielgrzymkę początkowo myśląc, aby udać się do katedry, aby zacząć tradycyjnie od jej schodów, ale uznaliśmy, że możemy tym razem pójść prosto nad rzekę Douro, tym bardziej, że kościółek, dosłownie zaraz koło naszego locum był otwarty i zapewnił super atmosferę do refleksji i ciszę bez turystów, która była tak potrzebna aby ruszyć w nową dla nas drogę. Był to kościół z 14 wieku Nosa Senhora da Victoria z pięknym ołtarzem zaprojektowanym przez architekta Soares del Reis, z główną rzeźba Marii, której nie potrafił ukończyć po niespodziewanej smierci jego córki, także musiał to dokończyć ktoś inny. Bardzo ciepłe i wymowne miejsce, Tomkowi katedry w ogóle nie było żal.
    Dzisiejszym mottem do zastanowienia było jedno zdanie, które wpadło mi w oko wczoraj przeglądając przewodnik, wypowiedziane chyba przez Buddha:
    "Tym czym jesteśmy teraz jest to czym byliśmy, a to kim będziemy jest to co robimy teraz" proste słowa ale jakże mocne. Warto się nad tym zastanowić od czasu do czasu.
    Cała trasa biegła wzdłuż brzegu rzeki a później oceanu. Na początku towarzyszył nam deszcz, właściwie mżawka , a później coraz więcej słońca. Cała droga była w formie deptaku, który prowadził z daleka od ulicy, także towarzyszył nam niezakłócony odgłos fal.
    Parę miejsc ważnych wspomnienia, zaraz za ujściem rzeki natrafiliśmy na pomnik symbolizujący tragedię, której przyczyną był ocean i zła pogoda, ponad 100 łódek rybackich poszło na dno w jeden dzień, pozostawiając setki wdów i sierot. Pomnik upamiętniający te tragedię stoi w piachu i jest bardzo mocny.
    Pod koniec spaceru pojawiły się pozostałości rzymskich czasów, cysterny, głębokie skaliste otwory u wybrzeży oceanu służące do procesu solenie ryb i ponoć to był dość niezwykły rarytas.
    W ogóle to napatrzyłem się na mnóstwo biegających ludzi i zadziwiło mnie ile jest możliwych stylów...małe kroczki, duże kroki, w zwolnionym tempie, bieganie na palcach, bieganie na T-Rex, stopy koszaco- zamiatające, klatka do przodu, duże oczy, małe oczy, ręce niespokojne itd.
    Dzisiaj śpimy na campingu w pięknym małym domku, jesteśmy dość wykończeni, daliśmy radę przejść 26 km ale chyba zostały blizny na mózgu i moze odrobinę na stopach i biodrach, i w jamie ustnej po okropnie ostrych Pedron pepers na kolację. Jutro mamy nadzieję będzie już znacznie łatwiej
    Read more

  • Santo Andre

    September 21 in Portugal ⋅ 🌬 17 °C

    Z malym zesztywniwniem, ale w sumie pełni nadziei na kolejny piękny dzień poderwalismy się rano szykując się sukcesywnie do wymarszu. Ruszyliśmy w drogę, która prowadziła nas bardzo blisko Atlantyku, czasami wręcz po plaży, a czasami troszkę w głąb lądu, ale szum fal nigdy nas nie opuszczał. Zamiast opisywać jak się szło, pokusze się o refleksję, która mi się nasunęła na koniec dnia. A wszystko z powodu ciągłego porównywania do naszych poprzednich Caminos Frances, gdzie otoczeni byliśmy innymi pielgrzymami, często już poznanymi w pierwszym dniu, albo podczas pierwszego noclegu oraz licznie pojawiającymi się kapliczkami i kościołami, A tym razem Camino Litoral to przede wszystkim piękny, budzący respekt ocean i droga przed nami, głównie w postaci drewnianego szlaku, i właściwie nic poza tą drogą, która się nie zmienia i oceanem, który huczy z boku cały czas. Pierwsza myśl to, że nie jest tak jak by się chciało, ale na koniec dnia zrozumiałem, że Szef po prostu podniósł poprzeczkę, prowokując do zanurzenia się w siebie ale zupełnie inaczej. Zobaczymy co z tego się rozwinie i jak będzie dalej....
    Po drodze mijaliśmy czasami większe, ale głównie mniejsze rybackie miasteczka. Niestety nie udało się zobaczyć żadnego kościoła wewnątrz, otwarte są tylko na mszę świętą i niestety niektóre czasowo zamknięte ... a tak w ogóle to było ich niewiele przy naszej trasie. Mało brakowało, a udałoby się nam być świadkami procesji w mieście Povoa de Varzim, ale miejscowy policjant złe nas poinformował o godzinie jej rozpoczęcia i w rezultacie nie mogliśmy sobie pozwolić na dłuższe czekanie, bo mieliśmy jeszcze 7 km marszu.
    Mijaliśmy dużo pomników, murali, czy to malowanych czy też układanych z kafelek, nawiązujących do morskich tragedii, gdzie zginęło wielu rybaków, pozostawiając w rozpaczy wdowy i mnóstwo sierot.
    Pogoda była słoneczna z mnóstwem wiatru, także pod koniec czuliśmy się kompletnie wytrzepani. Wykrzesalismy jeszcze trochę sił na spacer nad brzeg oceny, bo dzisiaj nocujemy w pobliżu szlaku, ale na odludziu, w hotelu San Andre, który widział świetne dni jakiś czas temu... Niemniej okazał się dla nas idealnym miejscem, bo zaserwował zjadliwy obiad na miejscu i jutro zapewni śniadanie. Oraz przepiękny zachód słońca rozpoczęty na plaży, a zakończony na balkonie naszego pokoju w towarzystwie ginu z tonic i ciepłego koca ..
    Read more

  • Marinhas

    September 22 in Portugal ⋅ 🌙 17 °C

    Dzisiejsze dzień był inny. Szef chyba usłyszał i troszkę użalił się nad nami, bo dał aż cztery kościoły po drodze, które byle otwarte i też bardzo zapraszające. Albo bardziej prawdopodobna jest też druga wersja dzisiejszych interakcji kościelnych z powodu połączenia się na pewien czas dróg Camino Coastal z naszym Camino Litoral. Pierwszy w Apulia , drugi w Fao ozdobiony kafelkami, a trzeci na powitanie zaraz przy wejściu miał figurę Sw.Jakuba patrona pielgrzymów Camino i czwarty kościół pod wezwaniem Matki Bożej patronki Esposende. Wszystkie oprócz pierwszego, który był w miarę nowym pochodziły z XVI wieku. W niektórych nawet byli ludzie, jedna bądź dwie osoby, albo 4 razem z nami...
    Droga też się zmieniła. Początek wzdłuż oceanu, a później szlak odbijał za wydmy i trochę w las. Generalnie jest wszędzie bardzo sucho, ale to co rośnie jest zielone, a szczególnie to co posadzone przez ludzi. Używają do nawożenia wodorostów. Widać dość rozwinięta technikę no może sztukę, bo chyba używają metod sprzed setek lat. Są miejsca na plaży gdzie się wodorosty zbiera, potem duże place gdzie się suszy, a potem zwija w pakunki a potem to nie wiem, pewnie rozwozi do zainteresowanych. Pojawiło się parę większych miasteczek jak Apulia, Fao czy Esposende , bardzo urokliwych z ryneczkami , wąskimi uliczkami i ciekawymi zakamarkami. Pełno bardzo urokliwych osad rybackich z barami, gdzie grillowali to co złapali. Niestety nigdy nie byliśmy głodni, jak akurat przez nie przechodziliśmy. Jutro chyba nie jem śniadania i pierwszy posiłek będzie chyba w takim barze😁
    Dzisiaj przeszliśmy również 24 km. Śpimy w regularnej stacji benzynowej. Dół stacja a na górze są pokoje. Piękna kombinacja.
    Dobra wiadomość, plecaki nasze stają się coraz lżejsze, codziennie tracą 26 gramów, leki 20, pasta do zębów 4( dwa razy dziennie po 2) i 2 z mydlo 😅.
    Read more

  • Viana

    September 23 in Portugal ⋅ ☀️ 19 °C

    Przeszliśmy 23.8 km
    Miał być wczoraj wpis, ale się nie zapisał, o czym przekonaliśmy się dopiero dzisiaj rano . Wczoraj próbowałam wyręczyć Tomka i przejąć pióro i wyszła kicha... Wczorajsze dzień był preludium dla dzisiejszego. Myślałam, że już bardziej nie można się zmęczyć. Wczoraj były duże wahania w wysokości trasy, dużo wspinania się na i schodzenia z wydm. To nas troszkę pozbawiło sił. Chociaż widoki jak zwykle nie zawodziły i rekompensowały trud. Do tego doszło przejście przez bardzo długie, pofalowane, sprawiające wrażenie wymarłego miasteczko Castelo do Neiva, w którym nie napotkaliśmy ani jednego miejsca do uzupełnienia płynów, a kostka brukowa mordowała nasze stopy. Nie dało się tego miasteczka ominąć bo tylko w nim był mostek po którym można było przekroczyć rzekę Neiva. Tak, że przemierzyliśmy wszystkie dzielnice tego miasteczka, począwszy od nowoczesnych z kostką brukową, do zabytkowych ( te były przynajmniej klimatyczne, ze swoimi wąskimi brukowanymi uliczkami) i jednogłośnie stwierdziliśmy, że do niego już w przyszłości nie wrócimy. Na szczęście po przekroczeniu rzeki udało nam się powrócić nad ocean i tam wynagrodzilismy sobie nasz trud pysznym posiłkiem w postaci krewetek i szaszłyków z ośmiornicy. Dalsza trasa wiodła ponownie wzdłuż plaż, kluczyła w małe zagajniki i dzięki Tomka skrupulatnie przygotowanej nawigacji doprowadziła nas do przedmieść Viana. Już z daleka punktem orientacyjnym szlaku do miasta była wynosząca się ponad wszystko Góra Świętej Łucji z jej widocznym z daleka Kościołem. Jeszcze tylko pokonaliśmy rzekę Limę przy pomocy długiego bo prawie 700 metrowego mostu zaprojektowanego przez znanego pana Eiffla i znaleźliśmy się w Viana, przeuroczym miasteczku, pełnego pięknych kościołów, pałaców, imponującej mariny i wspaniałej atmosfery. Tu kiedyś bardzo chciałabym wrócić....Read more

  • Caminha

    September 24 in Portugal ⋅ ☁️ 15 °C

    Dzisiaj wydawało się że przeszliśmy 100 tysięcy kilometrów, a ostatnie 5 km to prawie na czołgająco, wszystkie baterie, które mieliśmy, a po poprzednim dniu, już były lekko zużyte, teraz były prawie na zero. Przeszliśmy dzisiaj 30 km, no i plus 2 do restauracji i z powrotem. Dzień był piękny, trasa wyśmienita, co prawda z małą ilością miejsc kościelnych, ale widokowo- przyrodnicza cud. Zaczęliśmy od góry Mount Saint Luzia, na której stoi piękny zbudowany w stylu neo bizantyjskim kościół/ sanktuarium Sw. Łucji, znany również pod nazwa Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pamiętam jeszcze z Hiszpanii gdzie była Sw.Lucja i Sw.Agata razem . Pierwsza miała wydłubane oczy a druga odcięte piersi. Zawsze zastanawiało mnie skąd w ludziach jest tyle okrucieństwa, a jednocześnie w innych tyle zaufania i wiary, które pozwalają im przejść przez te wszystkie okrucieństwa, które były im oferowane. Jak się przybliży zdjęcie Świętej Lucji to widać jak na tacy trzyma swoje oczy.
    Codziennie przed wyjściem w trasę, stało się to już teraz naszą rutyną zwyczajnych działań, myślimy o naszych bliskich, o tych którzy powierzyli nam kamienie reprezentujące ich intencje jak trudności życiowe, zdrowotne bądź inne, których pragnęliby się pozbyć i zawierzyli je nam. Może to działa, może nie, ale daje nam poczucie ogromnej odpowiedzialności, że możemy to robić. Poza kamyczkami które otrzymaliśmy, zapakowaliśmy jeszcze wór kamieni za tych co nie mogli nam ich dać, ale również za tych co powinni, a nie dali. Idąc drogą z Francji jest tradycja aby je zostawić w miejscu zwanym Cruz de Ferro, no ale tamtędy nie idziemy, więc planujemy je w Santiago przynieść przed oblicze Saint Jamesa, a następnie zostawimy je w Muxia ( które obok Finistra znane jest jako koniec świata).
    Dzisiaj nasza droga szła wzdłuż oceanu, czasami pięknym szerokim chodnikiem, a czasami wiła się wąska ścieżką przez las. Otaczały nas piękne plaże w większości kamieniste ale czasami pojawiały się oczka gdzie można byłoby się buchnac. Po drodze pojawiały się dość często ruiny fortów obronnych. Służyły one do obrony przed najazdami piratów algierskich.
    Dzisiejsza noc jest ostatnią nocą w Portugalii, jutro czeka na przeprawa przez rzekę i Hiszpania...
    Read more

  • Oia

    September 25 in Spain ⋅ ☀️ 21 °C

    Kolejny piękny dzień, wczoraj wieczorem poszliśmy jeszcze do lokalnej restauracji poleconej przez panią Marię, nasza gospodynię, gdzie zajadaliśmy się doskonałym lokalnym dorszem(bacalhau), ośmiornica z grilla i squidem(kałamarnica), oczywiście zalewanym doskonałym winem portugalskim, tak wlasnie żegnaliśmy Portugalię.
    Mała dygresja, a propos napojów, to Kasia odkryła bardzo ciekawy napój, Port z tonikiem i dodatkami( cytryna, pomarańcze itd) bardzo doskonała rzecz ( portotonic).
    Dzisiaj rano po krótkim spacerze nastapilo przygotowanie do desantu na drugi brzeg rzeki Minho. Kapitan z brodą nie oglądającej brzytwy od przynajmniej paru dni, z pełnym nieustającym uśmiechem, pokazującym obraz upadku stomatologicznej profilaktyki, zapakował wszystkich 9 pasażerów jak sardynki do małej ale dzielnej łódeczki i pognaliśmy na drugi brzeg, gdzie po prostu wbił się w plażę i wymownym gestem dał nam znać - zapraszam do opuszczenia statku. I tak oto znaleźliśmy się w Hiszpanii. Droga dzisiaj przypomniała, że nie zawsze jest płaską, popędziła nas przez góry i doliny urzekając uroczymi widokami. Był piach, kamyczki, kamulce i szosa. Na samym początku trasy przechodziliśmy przez las sosnowy gdzie pojawiły się bardzo sprytnie pomalowane celtyckie znaki układające się w całość tylko pod pewnym kątem.
    Na dziesiątym kilometrze przed metą dotarliśmy do super położonego baru z widokiem i zimnym piwem. Nie chciało się wychodzić dalej i mocno trzeba było walczyć aby się podnieść. Niestety w Hiszpanii już na starcie straciliśmy jedną godzinę czasu, tak że w nowej strefie czasowej dotarliśmy później, a jutro rano trzeba będzie wstać godzinę wcześniej...
    Porównując Portugalię do Hiszpanii pod względem caminowej logistyki, Hiszpania jest znacznie lepiej przygotowana, tak na prawdę nie trzeba mapy, słupki z żółtymi strzałkami są można powiedzieć w każdym ważnym miejscu wyraźnie pokazując drogę.
    Pojawiły się krzyże Galicyjskie, figurki Santiago i Ermiterio, które na mnie zawsze robią duże wrażenie a są to miejsca gdzie w najprostszy i jednocześnie bardzo bezpośredni sposób można zadumać się w życiu i w wierze.
    Read more

  • Nigran

    September 26 in Spain ⋅ ⛅ 16 °C

    Piękny dzień, który po raz pierwszy rozpoczęliśmy tak wcześnie bo już o 8:30 byliśmy na szlaku. Słońce pomału ocieplalo i rozjaśniało szlak. Dzisiaj postanowiliśmy podążać droga dla pielgrzymów rowerzystów, która odbijała w lewo w Riodosos, podążając wzdłuż brzegu oceanu, a orginalna droga dla piechurów szła mocno w górę oddalając się mocno od wody. Widać było, że to równie popularna trasa, gdyż wieku pieszych pielgrzymów również decydowało się nią podążać. Dzięki temu trafiliśmy na matkę plaż, wypełnioną dosłownie po brzegi seaglass. Znajdowala się zaraz obok małej historycznej latarni morskiej, służącej dzisiaj za bar/ restaurację. Pomału spotykamy się co jakiś czas, ze znajomymi Caminowymi, albo w przerwach na posiłki , napoj czy też w tym samym miejscu noclegowym. Poznaliśmy bardzo fajna Czeszkę Klarę która idzie z psem Gira. Nie przeraża ją to, że często śpi na dworzu w śpiworze ( mnie z kolei bardzo) i parę nocy przedtem miała przygodę bo jakiś zwierz porwał jej buty, znalazła jeden mocno pogryziony, i musiała iść w jednym bucie 8 km do najbliższego sklepu. Jakoś w ogóle nie była tym za mocno poruszona.

    Dzisiejszym głównym miastem zresztą przeuroczym była Baiona. Wchodzi się od oceanu do dość dużej zatoki, głównego portu, gdzie zacumowana jest La Pinta. Jeden z trzech statków Kolumba, i Baiona była właśnie pierwszym portem po jego powrocie 1 marca 1493 roku z pierwszej wyprawy  zdobywania Ameryki.

    Droga Caminowa pociągnęła nas wgłąb miasta, gdzie udało się zobaczyć 3 kościelne miejsca, pierwsza to Capela da Misericordia, ku naszej radości z figurą Świętego Jakuba na koniu, oraz wymownymi figurami Jezusa cierpiącego, drugi to Igresia de Santa Maria de Baiona, dość duży kościół z cechami architektury głównie romańskiej z chyba XII wieku. Trzeci obiekt to kaplica poświęcona Santa Liberta gdzie jest ona przedstawiona na krzyżu na którym umarła w wieku 20 lat. Pierwsza kobieta w historii , która została ukrzyzowana. Liberta była jedną z 9 córek ( bliźniaczek, wszystkie zginęły śmiercią męczeńską) urodzonych w drugim wieku w rzymskiej rodzinie, która zarządzała tym rejonem. W związku z tym, że urodziły się tak licznie, uznane zostały przez matkę za dziwne i zostały skazane przez nią zaraz po urodzeniu na śmierć przez utopienie, ale niania, która była chrześcijanką,nie potrafiła tego dokonać i oddała je do różnych chrześcijańskich rodzin. Później i tak to wyszło na jaw i ojciec ich oferował im przeżycie jeśli wyrzekną się swojej wiary. Wszystkie dziewczyny zginęły, a Liberta została ukrzyżowana, była pierwsza kobietą, która została ukrzyżowana.

    Okazało się, że dzisiaj również świętowano już od wczoraj uroczystość świętych Damiana i Cosmy, trafiliśmy już na końcówkę festynu. Byli oni tureckimi lekarzami, braćmi bliźniakami, których najpierw torturowali, a potem zamordowali rzymianie podczas Diocletianskich rządów. Niestety większość atrakcji związanych z wynoszeniem ogromnych figur z kościoła odbyło się wcześniej, nam udało się jedynie podelektowac się jedzeniem, załapaliśmy się na ośmiornice z grilla i piwo. Jak się nie zna języka, a bardzo chce się porozumieć i do tego zrozumieć czasami prowadzi do ciekawych sytuacji. W związku z tym, że nie było miejsca przy stolikach siedzieliśmy sobie elegancko pod kościołem w cieniu, podchodzi pani gestykulując zawzięcie pokazuje na torebkę i w oddali na stolik, moja Kasia natychmiast sobie wszystko wytłumaczyła i z zupełnym zrozumieniem powiedziała, że pani zostawiła torebkę wczoraj i dzisiaj ją znalazła tłumacząc to cudem, ale okazało się później, jak do działania wkroczyła rodzina tej pani, to okazało się, że zapraszają nas do ich stolika, bo zaraz wychodzą i było im nas szkoda, że jedlismy ośmiornicę na kolanach, siedząc pod kościołem jak te dziady 😁 i moim zdaniem to był cud.

    Jeszcze wychodząc z miasta trafiliśmy na kaplice- Ermita Świętej Marty, leżącą na wzgórku zaraz obok plaży o tej samej nazwie. Każda nawet minimalna część czegokolwiek co przypomina nam Martusie, wywołuje chęć zbliżenia emocjonalnego i zamyślenia. Kasia z ogromną przyjemnością pomoczyla stopy w wodzie na plaży Świętej Marty 💞
    Read more

  • Vigo

    September 27 in Spain ⋅ 🌧 21 °C

    Dzisiejszy dzień okazał się dość krótki, bo tylko 22,5 km i do tego trasa głównie prowadziła poprzez miasta, chociaż wciąż w pobliżu oceanu, co jakiś czas wzdłuż plaż, a czasami nawet dosłownie przez piasek plaży . Wyczuwało się, że są to już przedmieścia Vigo, i natężenie ludzi, i budynków na metr kwadratowy zdecydowanie powiększało się z każdym przebytym kilometrem. Na początku trasy spotkaliśmy już po raz kolejny młodą parę z Polski ( Kraków i Łowicz) Karolinę i Filipa, oraz po raz pierwszy Magdę z Wrocławia ale już od wielu lat mieszkającą w Szwajcarii .

    Młodzi Filip i Karolina szybko poszli swoim tempem, a Magda przeszła z nami cały dzień. Właśnie pożegnaliśmy się z nią, bo jutro kończy swoje Camino i pojutrze wraca juz do domu.
    Vigo jest bardzo przemysłowym miastem, słynącym z przemysłu samochodowego , jak również jest jednym z największych Hiszpańskich portów morskich i z tego powodu nazwane jest "Bramą na Atlantyk" . W zatoce Vigo leży zatopiony wrak statku San Jacinto, który poszedł na dno wraz z wieloma galeonami francuskimi i hiszpańskimi w bitwie o Randze w 1702 roku, wiele z nich wiozło skarby z nowych podbitych terenów. Oficjalnie nie zostały one znalezione do tej pory. Było to inspiracją dla autora mojego dzieciństwa Juliusza Verne jak pisał o Nautilusie czerpiącym energię z złota z zatoki Vigo.

    Ze specjałów kulinarnych Vigo jest stolicą ośmiornic, które ponoć nie mają sobie równych. Właśnie wróciliśmy z kolacji pożegnalnej z Magdą , ośmiornice były najlepsze jakie do tej pory jedliśmy...
    Read more

  • Redondela

    September 28 in Spain ⋅ ☀️ 24 °C

    Dzisiejszy dzień można nazwać bardzo relaksującym, mało kilometrów, szybki koniec i całkiem przyjemna droga, która tylko w niektórych momentach była drapieżna. Tak na prawdę to porzuciliśmy oficjalne Camino przez pierwszych 5-6 km. Otworzono nową trasę rowerową i piesza, wzdłuż starej linii tramwajowej. Nasz przyjaciel AJ z Miami, który przemierzał ta trasą w maju, bardzo ją polecał. Miała przepiękne widoki i była płaska( oprócz jednego agresywnego podejścia w górę) i to się liczyło. Doszliśmy do miejscowości Chapela gdzie trasa się skończyła i trzeba było wspiąć się dość mocno, pionowo do góry, aby dołączyć do oficjalnej trasy. Ona już pociągnęła nas do samego Redondela, meandrując po płaskowyżu obdarowując pięknymi widokami zatoki, miast i osad. Potem mocno w dół i wąskimi uliczkami miasteczka do naszego locum na dzisiejszą noc. . W tym miejscu łączą się dwie główne drogi Portugalskie Costal i Central i wiedzie już jeden główny szlak do Santiago poza małymi wariantami, tylko chwilowo odbijającymi od głównej drogi, może poza droga Spirytualna , która odbija wkrótce na dwa dni. Stąd też pojawiło się znaczenie więcej pielgrzymów ( ostatnie 100 km uprawnia do otrzymania Composteli) podążających do Santiago.

    Z ciekawostek kulinarnych to, Redondela jest znana jako A Vila dos Choco, miasto Mątwy, chyba tak to się tłumaczy. Mają nawet z tej okazji w maju festiwal gdzie zjadają duże ilości różnych przysmaków robionych z tych głowonogów.
    Mątwy są ciekawymi stworzeniami, mają trzy serca, potrafią widzieć z tyłu, zmieniają się jak kameleon przybierając różne kolory, mają atrament jak ośmiornice i żyją około dwóch lat i są przede wszystkim bardzo smaczne. Tyle wyszpiegowalem z internetu popijając gin z tonikiem😁
    Read more

  • Pontevedra

    September 29 in Spain ⋅ ☀️ 25 °C

    Przepiękny dzień, słońce pełne, delikatny wiaterek, śpiewające ptaszki no i droga, zapraszająca do rozmowy można powiedzieć coraz nachalniej i nieustępliwie. Zamieniła się z lekko drapieżnego zwierzęcia w jakieś bardzo agresywne monstrum, z którym tak na prawdę ciężko się rozmawiało. Tylko 23.5 km, ale na koniec gdyby nie gin i tonic to mogłoby się bardzo słabo skończyć. I tak a propos tego napoju, to przypomniało mi się, że w Hiszpanii, ilość ginu wlanego do szklanki mierzy się szybkością mrugania powiek lub szeroko otwartymi oczami. Dla stoików to byłoby bardzo niebezpieczne, bo w jednej szklance spokojnie mogłaby się znaleźć jedna butelka ginu jakby się zmieściła 😁

    Wracając do trasy to poza przepięknymi widokami dotarliśmy do małej osady Arcade, gdzie odbiliśmy od głównej drogi caminowej, aby zobaczyć plaże, niestety był odpływ i nie było szans na zamoczenie stop bądź szybką kąpiel, na które to Kasia bardzo liczyła. Skończyło się na nawodnieniu lampką wina i tinto de Verano.
    Wracając do głównej trasy, to wiodła nas przez romański most, który poza tym, że ma piękną długa historię to był świadkiem bitwy hiszpansko- francuskiej, ostatniej bitwy Napoleona w Galicji, gdzie profesjonalna armia francuska została pokonana przez galicyjskich rebeliantów i spowodowała wycofanie wojsk francuskich z całej Hiszpanii. Chciałbym sobie tutaj posiedzieć z wykrywaczem metali i poszperać, myślę że znalazłyby się bardzo fajne rzeczy.

    Potem ruszyliśmy w stronę Pontevedra, naszego miejsca docelowego na dzisiaj, najpierw mocno w górę, potem już stopniowo w dół, na koniec już wzdłuż wąskiej rzeczki do samego miasta.

    Miasto ma ciekawy i urokliwy Kościół zbudowany w kształcie muszli i nazywa się Iglesias de la Pelegrina, która to patronuje całej drodze portugalskiej. Zaraz obok jest convent Franciszkański, ponoć założony na ruinach twierdzy templariuszy przez samego Franciszka z Asyżu, jak szedł pielgrzymując droga portugalską w trzynastym wieku. Mnóstwo wrażen dzisiaj i generalnie mocne zmęczenie i idziemy spać. Jutro czekają na nas siostry Cysterianki.
    Read more

  • Santa Maria da Armenteira

    September 30 in Spain ⋅ ☁️ 22 °C

    Dzisiejszy dzień chciałbym zacząć od zdania wypowiedzianego chyba przez Konfucjusza, a mianowicie jeśli upadasz na twarz to znaczy, ze nadal posuwasz się do przodu. Tak się czułem większość dnia, chyba głównie przez drogę, która wbijała się wręcz można powiedzieć w niebo, ale również chyba pojawił się dzień kryzysowy, duże słońce i bóle wszystkiego co sobie można wyobrazić.  Przeszliśmy 23.5 km i "total accend" jak to mówi Garmin powyżej 600 metrów. Na szczęście, nie ukrywam, widoki były cudowne, ale niestety zdjęcia tego nie są w stanie oddać, także głównie pozostaje zachować je głęboko w pamięci .

    Przechodziliśmy przez miasteczko Pojo, gdzie znajduje się przepiękny klasztor którego początki sięgają VII wieku, początkowo prowadzony przez Benedyktynów jako opactwo, później opuszczony a nastepnie przejęty przez zakon militarny Mercedarians, którzy opiekują się nim do dzisiaj. Do trzech ślubów generalnie obowiązujących w zakonach (czystości, ubóstwa i posłuszeństwa) ma on jeszcze jeden, a mianowicie umrzeć za kogoś kto jest w niebezpieczeństwie lub traci wiarę.

    Następnie zapuściliśmy się na chwilę do nie dużego, urokliwego rybackiego miasteczka, znanego z dużej ilości zabytkowych i kolorowych herreros znajdujących się w pobliżu wody. Tam pokrzepilismy i wzmocniliśmy się przed kolejnym zdobywaniem góry. 

    W nagrodę mamy piękny nocleg u sióstr Cysterianek. Należał ten klasztor do Cystersów jako opactwo od XII wieku ale w XIX wieku zostali oni pozbawieni tej wlasnosci i został opuszczony i popadł w ruinę, dopiero w 1989 r przejęły to miejsce siostrzyczki, które przeniosły się tu z Navara. Obecnie mieszka ich tutaj 9. Wieczorem idziemy do ich kaplicy posłuchać ich śpiewu i otrzymać specjalne błogosławieństwo dla pielgrzymów.

    Siostry Cy sterianki są w zasadzie gałęzią benedyktyńską, są one zakonem kontemplacyjnym i ich regułami jest praca i życie w prostocie, milczeniu i oddaleniu od świata. Kluczowym elementem jest liturgia godzin, która odmawiają wspólnie wielokrotnie wciągu dnia i nocy. Musimy się zachowywać spokojnie i po cichu, bo to był warunek pozostania u nich, także zaraz idziemy spać. Jutro czeka nas długu ale bardzo urokliwy dzień.
    Read more

  • Vilanova de Arousa

    October 1 in Spain ⋅ ☁️ 22 °C

    Dzisiejszy dzień zaczął się o ciemności. Pobudka o 7 rano, aby zdążyć na mszę świętą z Siostrami Cysteriankami o 7:30. Nie ma nic piękniejszego, niż przeżycie mszy w taki właśnie sposób, Siostry w białych habitach i czarnych kornetach, pięknie śpiewające, kaplica utrzymana w półmroku ze światłem padającym tylko na ołtarz. Nie trzeba rozumieć hiszpańskiego, aby zatopić się w tej chwili całym sercem. Potem jeszcze zerknęliśmy do dużego kościoła pod wezwaniem Marii z Armiteria, śniadanko i w drogę. Duża część dzisiejszej drogi szczególnie tej początkowej wiodła wzdłuż szlaku "Ruta da Pedra e da Auga" Była to chyba najlepsza część całego Camino Portuguese, bardzo malownicza, niemal magiczna droga idąca dość kamienista dróżką w dół , wzdłuż strumienia otoczonego soczystą zielenią, mchem i paprociami. Bardzo łatwo można było się zapomnieć i poczuć jak w bajce. Później krajobraz ten zamienił się na większą rzekę i ciągnące się w nieskończoność winnice. Tylko parę miasteczek zaburzylo to zadumanie przemysłową architekturą i potem w końcu wykończeni z radością dopadliśmy wody, ujście rzeki Ria de Arousa i doczlapalismy się do naszego noclegu. Dzisiaj przeszliśmy 26.5 km. Piękny dzień, ciepły, słoneczny. Jutro czeka nas łódka do Pedron.Read more

  • Casa Grande da Capellania

    October 2 in Spain ⋅ ⛅ 26 °C

    Cóż, przedostatni dzień i sami nie wiemy kiedy czas minął. Dzisiaj bardzo specjalny dzień, bo część trasy przemierzyliśmy łodzią ( co prawda w sposób bardzo komercyjny), tą samą drogą, którą ciało Świętego Jakuba dotarło przed wiekami w okolice Pedron i pochowane przez jego uczniów blisko miejsca gdzie stoi dzisiaj katedra w Santiago de Compostela. Po drodze widać krzyże galicyjske , jest ich 12, stąd trasa ta nazywa się Drogą Krzyży, stoją wzdłuż rzeki znacząc drogę Jakubową . W Pedron jest kościół pod wezwaniem Jakuba Apostoła zbudowany wokół kamienia do którego uczniowie Jakuba przymocowali łódź z ciałem Nauczyciela.

    Może warto w tym miejscu przypomnieć historię wędrówki Świętego Jakuba, która łączy legendę, historię i rozwój jednego z największych szlaków pielgrzymkowych na świecie.

    Jakub głosił Ewangelię na półwyspie iberyjskim i z jakiegoś powodu powrócił do Jerozolimy gdzie natychmiast został złapany i stracony  z rozkazu króla Heroda Agrypy I, no i tu zaczyna się legenda... 

    Po jego śmierci uczniowie zapakowali ciało Jakuba na kamienny statek bez wioseł i żagli, którym przemierzyli całe Morze Sródziemne aż do Portugalii i w końcu dotarli do północno-zachodniego brzegu Hiszpanii. Legenda głosi, że Anioł i gwiazda wytyczali kierunek docelowy. Statek wpłynął najpierw do rzeki Aurosa( Sar), potem do potoku Ulla I znaleźli się na lądzie w okolicy Iria Flavia (dzisiejsze Padron). Pochowali Jakuba w lesie Libredon. Potem bardzo długo nic nie wiadomo o Jakubie, aż do IX wieku, kiedy to pustelnik Pelagiusz zauważył, że nad polem niedaleko pustelni pojawiło się tajemnicze światło (Campus Stella). Biskup Teodomir zidentyfikował to miejsce jako grób Apostoła no i tak to się zaczęło. Wieść o znalezieniu szczątków Apostoła szybko się rozeszła i zaczęła przyciągać pielgrzymów. Król Asturii Alfons II Cnotliwy ogłosił Jakuba patronem królestwa i wybudował kaplicę wokół jego grobu, a później wokół niej powstało miasto Santiago de Compostela od Sanctus Jacobus Campus Stellae " Święty Jakub z pola gwiazd"

    Od X wieku pielgrzymkowa droga SW.Jakuba(Camino de Santiago) stała się jednym z trzech najważniejszych szlakow pielgrzymkowych Europy, oprócz Rzymu i Jerozolimy, a dzisiaj jest chyba jedyną tak popularną trasą na świecie, gdzie  można poszukiwać i utożsamiać się z wartościami historycznymi, filozoficznymi, religijnymi. Pewnie wszędzie, ale tutaj zmagając się ze swoimi słabościami i trudem można zadawać sobie trudne pytania, nie koniecznie oczekując natychmiastowej odpowiedzi, tu tez można zatopić się w najgłębsze rzadko odwiedzane miejsca duszy, gdzie być może leży odpowiedź na pytania, takie jak kim jesteśmy i dokąd idziemy.

    Piękny czas, kiedy droga nabiera większego sensu niż cel.
    Read more

  • Santiago de Compostela

    October 3 in Spain ⋅ ☁️ 22 °C

    No i ostatni dzień. Tak naprawdę to żal, że koniec, i nie wiadomo jak to opisać, a może dopiero początek? Niesamowita radość jaka towarzyszy wejściu na plac katedralny razem z innymi grupami pielgrzymów, gdzie odgłosy śmiechu, radości i często płaczu tworzą unikalny nastrój, który trudno przemienić na słowa, które w właściwy sposób mogły by to oddać. Poczucie dopełnienia, odnalezienie nowych wartości i uczuć, refleksji, które kłębią się, mając pełno nowych i mocnych treści, ale jeszcze nie do końca poukładanych w głowie. Tak, trzeba będzie na pewno poczekać, aż to wszystko się ułoży.

    Wyszliśmy jak zwykle prawie, że ostatni z naszej noclegowni i dołączyliśmy się już do tłumu pielgrzymów idących w kierunku Santiago. Niektórzy idący z Lizbony, z Porto, a niektórzy dopiero od paru dni, młodzież licealna na wycieczkach szkolnych, wszyscy podążający w jednym kierunku, i tak naprawdę to bardzo dobrze, że aż tylu idzie, bo każdy dzień, każdą minutą skierowana we właściwym kierunku jest wazniejsza od odległości, która doprowadza do zmiany serca czy umysłu. 

    Dzisiejsza droga była właściwie cały czas pod górę, ale na szczęście urbanistyczna część była stosunkowo mała, droga prowadziła lasami i parkami. Na jakieś 7-8 kilometrów przed Santiago, Kasia wypatrzyła mała kapliczkę i oczywiście koniecznie chciała zobaczyć co tam jest, ja z kolei byłem bardzo sceptycznie nastawiony myśląc, że pewnie jest zamknięta, a tu okazało się, że dostaliśmy prezent..... Nie dość, że była otwarta, to była poświęcona mojej ulubionej Świętej, Marii Magdalenie. Do tego nie była to kaplica, a kościół najstarszy w tym  miasteczku (O Miladoiro) i co roku na 22 lipca obchodzone jest Święto Marii Magdaleny trwające przez 9 dni. W centrum jest replika Świętej w grobie Jezusa, a oryginał ponoć należy do prywatnej rodziny i na okres świąteczny jest pożyczany do kościoła. 

    Nie wiem czemu ale dzisiaj bardzo dużo myślałem o czytaniu o synu marnotrawnym, ale nie koniecznie o nim sobie myślałem, bo ta część jest dość oczywistym świadectwem zrozumienia nawet dla najbardziej zabłąkanych, czyli jest szansa nawet dla mnie...

    Ale.... drugi brat ma wszystko i jest kompletnie wkurzony na ojca, no i na brata, że wszystko przechlał i być może wraca po więcej a on tu musi zapindalac na ojcowiźnie, a ojciec temu drugiemu robi imprezę, nóż się w kieszeni otwiera na to wszystko, samo życie i to chyba bardzo codzienne dla wielu z nas. No, ale Ojciec jak to Ojciec załatwia wszystko po swojemu, bez przymusu ale z miłością. Mówi, chłopie masz wszystko ,  to co ja mam jest od dawna Twoje. Zobacz w swoje serce i duszę, ale mocno zobacz a tam wszystko znajdziesz. To taka moja refleksja, musiałem ją napisać abym później nie zapomniał.

    Dzisiaj również udało nam się dostać certyfikat ukończenia pielgrzymki, dostaliśmy dodatkowo certyfikat od Franciszkanów, co są zaraz obok Katedry ( o czym wiedzieliśmy od napotkanego Hiszpana z Vigo, który był na 60 caminos i uprzejmie nas w trasie poinformowal, o paru ciekawych rzeczach, między innymi o obu certyfikatach i o piciu wina z Riberia Duro, czego się ściśle trzymamy). Wczoraj również w Pedron otrzymaliśmy Godnie z jego zaleceniem tzw. Pedronia certicifado, także jesteśmy obłożeni dyplomami. Byliśmy również  na mszy dla Pielgrzymów, Byliśmy już w kościele półtorej godziny wcześniej , żeby mieć pewność, że się dostaniemy i gdzie wśród ogromnej liczby Pielgrzymów gdzie udało nam się po raz kolejny zobaczyć latające butafimiero. Zawsze cudowne przeżycie.
    Read more

  • Muxia

    October 4 in Spain ⋅ ⛅ 18 °C

    No i trzeba się pogodzić, że nie ma gdzie iść 😁 No ale może nie jest aż tak źle. Dzień co prawda zaczął się wcześnie ale był ciekawy, udaliśmy się autobusem do Muxia, naszego ulubieńszego niż Finistra końca świata. Tutaj postanowiliśmy dowieźć towarzyszące nam kamienie , aby pozostawić je na skałach oddzielających miejscowy Kościółek pod wezwaniem Nuestra Seniora de la Barca, od oceanu. Opowieść głosi, że Matka Boża pojawiła się tutaj świętemu Jakubowi, aby dodać mu sił w ewangelizacji półwyspu Iberyjskiego, i te głazy przed kościołem są pozostałością jej kamiennej łodzi, którą przypłynęła. Miejsce wydaje nam się doskonałe na pozostawienie wędrujących z nami kamieni. Dzień zakończyliśmy mszą święta u patronki żeglarzy zakończoną błogosławieństwem dla pielgrzymów, podziwianiem pięknego zachodu słońca z przytulnego locum na głazach w towarzystwie hiszpańskiego wina oraz pyszną kolacyjka w lokalnej knajpce składająca się tradycyjnie z przeróżnych udziwnionych owoców morza. Jutro udajemy się spowrotem do Santiago, misja spełniona...Read more

  • Santiago de Compostela again

    October 5 in Spain ⋅ ⛅ 19 °C

    Po pięknym dniu w Muxia, po rutynowych obrządkach z małym dodatkiem delektowania się Magno( Spanish brandy), ruszyliśmy rano jeszcze raz zobaczyć kościół na skale, potem autobus i ponownie Santiago. Mamy dwa spokojne dni, aby się po prostu powłóczyc po starym mieście i placu katedralnym, nacieszyć oczy widokiem pielgrzymów bez nieustannie docierających na plac katedralny i tak jak my 2 dni temu, kończących swą wędrówkę...

    Idąc od stacji kolejowo/autobusowej w kierunku hotelu natknęliśmy sie na manifestację pro palestyńską, która podążała w kierunku Katedry osiągając swój punkt kulminacyjny na placu katedralnym, czyli potwierdza się stare powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, nawet muzułmańskie. Nie rozwijam tej myśli dalej pozostawiając ją do dowolnej interpretacji. 

    Po południu spotkaliśmy się  na placu katedralnym z naszymi znajomymi ( z Rhonda szliśmy razem Camino Frances z 2023 roku), tym razem, wędrowała razem z mężem Jamsem, który okazał się bardzo równym gościem, ukończyli dzisiaj Camino Frances. Bardzo emocjonalne spotkanie. Po dwóch butelkach wina, oni poszli do katedry na mszę, a my na małe co nieco. Zjedliśmy lokalne przysmaki morskie takie jak goosneck barnackles( bardzo rzadkie i kosztowne danie) i takie tam inne dziwolongi i czekamy co dalej, ale dopiero wychodzi z nas zmęczenie i nasi znajomi też gotowi są na odpoczynek, więc pewnie nic się już nie wydarzy i zaczniemy dzień od nowa jutro rano, i ta myśl jest bardzo piękna i usypiająca....
    Pomimo słońca, w ciągu dnia wiatr powodował, że temperatura była na pograniczu tolerancji, szczególnie dla Tomka 😉
    Read more

  • Santiago de Compostela day 2

    October 6 in Spain ⋅ ☀️ 22 °C

    Bardzo leniwie rozpoczęliśmy dzień. Śniadanie tuż przed 11, a potem jeszcze polegiwanie w pokoju. Po pomału chyba wychodzi zmęczenie, brak ruchu, rutyny i  celu dają się we znaki. W końcu wydobyliśmy się z hotelu kierując kroki w kierunku placu katedralnego a po drodze oczywiście cieszyliśmy się gwarem i atmosfera małych uliczek starego miasta. Po paru godzinach włóczęgi po mieście spotkaliśmy się z naszymi przyjaciółmi Rhonda i James na winku i piwku. Nadszedł czas pożegnania, oni ruszyli w swoją drogą a my na wycieczkę na dach katedry, z tamtej wysokości widok miasta zupełnie z innej perspektywy. Przepiękna perspektywa miasta i zbliżenia na wieże katedry. Teraz siedzimy już na dole w katedrze i czekamy na mszę, i pomogły myślimy o jutrzejszym powrocie do domu.

    No nie do wiary, było znów butafimiero, zupełnie się nie spodziewaliśmy bo msza była raczej mniejsza. Mamy niesamowite szczęście, bo za każdym razem jak jesteśmy na mszy w katedrze to udaje nam się je zobaczyć w akcji, także dostaliśmy przepiękne zakończenie.

    Z tej okazji warto może przypomnieć parę faktów o tym przeogromnym kadzidle, wyszperałem to oczywiscie z internetu, tak więc:

    Nazwa z galicyjskiego znaczy rozpylacz dymu

    Obecne było zrobione w 1851 roku i waży około 80 kg a załadowane węglem i ziołami około 100 kg i ma wysokość 150 cm

    Jest operowane przez 8 Tiraboleiros

    Jest na najwyższej wysokości około 20 metrów i osiąga prędkość 68 kmh

    Cały rytuał trwa około 90 sec i ma 17 cykli.

    No i to było na tyle, było pieknie.

    Ale.... to nie koniec jeszcze😁 poszliśmy po kościele na najlepszą ośmiornice i zamborinis w mieście, podlewane doskonałym czerwonym winem, rozmowa i wspomnieniami ostatnich tygodni no, a potem powolny spacer do hotelu na dobrze zasłużoną noc no i to miało być tak naprawdę wszystko na dzisiaj, ale ...nie,

    przechodząc przez plac katedralny napotkaliśmy na występ muzyczny, który był kolejnym cudem niespodzianką. Hiszpańsko meksykańskie piosenki śpiewane z podkładem instrumentow strunowych różnych rodzajów i kobzy galicyjskiej. No i tym razem to wszystko już na pewno. Teraz układamy emocje i przeżycia w dobry sen.
    Read more

  • Good bye Santiago and Camino

    October 7 in Spain ⋅ ⛅ 22 °C

    Pożegnaliśmy się tak na prawdę z Santiago i Camino już wczoraj wieczorem, dzisiaj już tylko ruchy posuwisto- zwrotne podążające już w kierunku domu. Cieszy myśl, że za chwilę zobaczymy bliskich i ich serdecznie wyciskamy. Pozostaje nadzieja na przyszłą wędrówkę i nowe wyzwania. Im bardziej ufa się drodze, tym więcej ona oferuje zaskakując i ucząc nawet wtedy kiedy wydaję się, ze już wszystko jest dawno odkryte i opisane w szczegółach ❤️Read more

    Trip end
    October 7, 2025