4x8 w poszukiwaniu trolli

heinäkuuta - elokuuta 2023
Część drużyny podekscytowana wyprawą na bliską północ, część mocno nieszczęśliwa myśląc o perspektywie długich przejazdów samochodowych. Ale ruszamy do Norwegii, w poszukiwaniu niezapomnianych widoków i oczywiście trolli. Lue lisää
  • 14jalanjäljet
  • 4maat
  • 16päivää
  • 116valokuvat
  • 6videot
  • 5,0kkilometriä
  • Päivä 15

    Z Baldurem za pan brat

    12. elokuuta 2023, Englanti ⋅ ⛅ 18 °C

    Przygotowując się do wyprawy, usłyszeliśmy ostrzeżenie od doświadczonych podróżników: „módlcie się do Odyna o pogodę”.
    Nie wiem, jak Odyn, ale wszechświat był zdecydowanie po naszej stronie tym razem. Kiedy opuszczaliśmy północ południa Norwegii, ostrzegano nas: na południu sztorm (jak się okazało, nie Antony albo Zachariasz, ale Hans), drogi płyną, zbocza się odbywają, kataklizm. Przejechaliśmy zachodnim wybrzeżem, w zacinającym co prawda deszczu (Południe, Południowy zachód i Stavanger), ale bez żadnych innych utrudnień, drogi całe, promy odchodzące punktualnie, port w sztormie, ale funkcjonujący i dojechaliśmy na południe południa. A tam słyszymy: dobrze, ze jesteście, ma północy drogi płyną, zbocza się obsuwają, kataklizm. Tu za dwa dni ma się rozjaśnić, to pójdziecie w w góry.
    I w błogiej nieświadomości przezimowaliśmy te dwa dni w skansenie wikińskim, w pokoju Baldura, opiekuna światła i piękna, obserwując kozy (kto wie, może z zaprzęgu Odyna), kiedy na wschodzie Norwegii, od południa na północ, włączając miejsca które przemierzaliśmy tydzień wcześniej, szalał sztorm Hans i niszczył wszystko na swojej drodze. Zrywając tamy, niszcząc tory kolejowe i drogi, zalewając wioski, miasta i kempingi, włącznie z porywaniem całych przyczep stacjonarnych z nurtem rzeki - jak przeczytaliśmy w gazetach po powrocie.
    Klimat całkiem jak z „American Gods”, nie wiemy tylko, kto jest Mr Wednesday. Widać, północne krańce świata trzeba zwiedzać z szacunkiem i entuzjazmem dla lokalnej mitologii, a wtedy wszechświat sprzyja wędrującym.
    Lue lisää

  • Päivä 14

    Wspinaczka po kamieniach i głazach

    11. elokuuta 2023, Norja ⋅ ☀️ 14 °C

    Ostatni dzień wita nas obłędnym słońcem, na niebie nie na nawet jednej chmurki. Czysta złośliwość przyrody, takiej właśnie pogody trzeba nam było, żeby wybrać się na Kjeragbolten, olbrzymi kamień zawieszony pomiędzy dwoma ścianami klifu. Ale do tego potrzeba również pełnego dnia, bo trek na Kjerag jest długi i wymagający, grań oczywiście wąska, klify strome, a oprócz kamienia liczy się również panorama ze szczytów.
    A przez ostatnie kilka dni odświeżana ci pół godziny strona informacji lokalnej ostrzegała: widoczność zerowa. Mgła, wiatr, i zacinający deszcz, absolutnie nie wybierać się na Kjerag. Także czujemy się trochę jak himalaiści, którym okno pogodowe na atak szczytowy otwiera się za późno…

    Nic to. W Norwegii treków jest zatrzęsienie, jedyny problem jaki zostaje, to który wybrać. Wygrywa w zawodach trasa przez dwa szczyty: Vikastakken i Bergefjellet, dlatego, że dwa, i dlatego, że blisko. I z widokiem na Lysefjord, Hogsfjord i wyspy dookoła Stavanger, jezioro Haukalivatnet i dziesiątki innych mniejszych jeziorek i fiordzików.

    Wspinaczka niewysoka, wydawać by się mogło, wyższy ze szczytów, Vikastakken, ma zaledwie 645m wysokości. Jednak trasa prowadzi lasem ostro pod górę w zasadzie prawie od poziomu morza, a norweskie szlaki wytyczają jedynie główny azymut - na szczyt! Znalezienie jakiejkolwiek nadającej się do przejścia drogi pozostawiają zaś wędrującym.

    Wspinamy się więc wśród zarośli borówek, plątaniny korzeni drzew i nasiąkniętego deszczem mchu. Od czasu do czasu mijamy strumyk i z wdzięcznością wykorzystujemy kamienie wystające znad jako względnie suche i stabilne podłoże.
    Ale w zasadzie do kolan jesteśmy zamoczeni w bagnie, a powyżej to już własna perspiracja. Nagrodą jest połonina otwierająca się po wynurzeniu z lasu, iście bieszczadzka, gdyby Bieszczady były pokryte polodowcowymi głazami. I widok, oczywiście widok, na połoniny wszędzie dookoła, zaokrąglone garby wzgórz, tak różne od skalistych grani na północy, i jeziora i fiordy pomału wyłaniające się na horyzoncie. A po horyzont ani żywej duszy, cudowna odmiana po wczorajszych tłumach.

    Na szczyt Vikastakken w zasadzie wybiegamy, a na pewno robią to dwie kozice wyścigowe (ech, żeby nasze kolana miały znowu naście lat!), i tam staje się jasne, ze wybór trasy był jak najbardziej właściwy. Fiordy i jeziora wyłoniły się w zachwycającej panoramie, słoneczko grzeje nadrabiając dni mroku, a my czujemy się jak odkrywcy nieznanych lądów, wystaczający nowe szlaki przez bezdroża. Przynajmniej do momentu, kiedy ten sam szczyt zostaje zdobyty przez lokalnego biegacza w tenisówkach ;-).

    Niestety, w życiu piękne są tylko chwile, i dalsza trasa jest zapłatą za cudowne widoki. Choć krajobraz pozostaje przepiękny, zdecydowanie mniej uwagi możemy mu poświecić, bo trasa prowadzi przez bagno przy brzegu niezwykle urokliwego jeziorka, gdzie nieuważny krok sprawia, że nogi zapadają się po kolanach błoto, a uważny pozwala zapaść się tylko po kostki. Do tego znad horyzontu nadciągają chmury, powietrze gęstnieje, ubranie klei się do ciała, a dookoła nas materializują się kłęby much. Dożarcie siadające na rękach, włażące w oczy i wplątujące się we włosy. Jest ich tyle, ze musiały zlecieć się z całej Norwegii chyba. I nie odstępują nas ani na krok. Istna plaga norweska. Dobrze chociaż, ze nie gryzą.

    W kłębach much i upiornym upale docieramy przez bagno pod szczyt drugi, Bergenfjellet, i młodsza cześć drużyny wybiera przejście dłuższe, przez szczyt, licząc na wydostanie się ponad strefę much, a starsza krótsza trasę kłusem przez bagno, licząc na szybsze przedarcie się przez uciążliwe owady.
    Oba podejścia odnoszą częściowy sukces - po drugiej stronie Bergenfjellet much jest zdecydowanie mniej, za to młodzież przez pomyłkę zdobywa dwa dodatkowe wzgórza.

    I już zostało tylko znane nam aż za dobrze zejście w norweskim stylu ostro w dół, nad urwiskiem, po kamieniach i błocie ;-).
    Prawdopodobnie w tym samym czasie spokojnie udałoby się zdobyć Kjerag….

    Tak czy inaczej, było pięknie, i krajobrazy zupełnie inne niż wcześniej, więc na pewno warto. Choć może z jakimś skutecznym odstraszaczem much. A niezdobytych szczytów i tras zostało tyle, że bez wątpienia wkrótce musimy tu wrócić.
    Lue lisää

  • Päivä 13

    Góra Stołowa po norwesku

    10. elokuuta 2023, Norja ⋅ ☁️ 11 °C

    Góra Stołowa, czyli Pulpit Rock, czyli Preikestolen. Miejsce pielgrzymek turystycznych, zdjęć z pierwszych stron folderów reklamowych i broszur biur turystycznych.

    Był to tez jeden z punktów programu naszej wycieczki, i z niecierpliwością sprawdzaliśmy prognozę pogody, która przewidywała przejaśnienie i słońce dziś pod wieczór. A tu niespodziewanie błękit nieba i promienie słoneczne zaczęły się przebijać już koło południa, stwierdziliśmy więc, że bardziej ufamy własnym oczom niż prognozom regionalnym, i wyruszyliśmy licząc na korzystny rozwój sytuacji.

    Nie my jedyni - po kilku dniach ulewy, kiedy każdy przebierał nogami w oczekiwaniu na poprawę pogody i możliwość wyjścia na szlak, pierwsze promienie słońca podziałały jak trąbka sygnałowa na wszystkich turystów w okolicy.

    Tuż po zjechaniu z drogi powiatowej, a może nawet wojewódzkiej, na serpentyny prowadzące do obozu bazowego, czyli w naszym przypadku parkingu, okazało się, że prawdę mówił właściciel kempingu. Pogoda po drugiej stronie fiordu może być całkiem inna… Zatem zamiast krótkich spodni pobrać kolejny oblekamy się w wiecznie już wilgotne ubrania przeciwdeszczowe, i ruszamy kłusem pod górę, żeby wyprzedzić tłumy, i licząc na to, ze słońce nas dogoni po drodze.

    I dogoniło! Mimo, że kłusowaliśmy dzielnie, tym razem wyszukując dogodnej drogi nie tule wśród kamieni, co wśród tłumów godnych Krupówek. A w kłusie mijaliśmy krajobrazy choć inne od tych w dolinie trolli - bardziej przyjazne, zbocza gór łagodniejsze, podmokłe łąki intensywnie zielone i poprzerastane wrzosami, a wśród nich rozrzucone kapryśnie głazy i kamienie - to także zadziwiająco urokliwe, i jednak pełne surowego piękna zaklętego we wszechobecnych szarych skałach.

    Z podmokłych łąk przeszliśmy już tradycyjnie we wspinaczkę po kamiennych rumowiskach, która doprowadziła nas nad skalny płaskowyż, nadal pnący się spiralnie w górę. Tenże płaskowyż, poprzecinany strumieniami, jeziorkami i mini- wodospadami, urywa się nagle z jednej strony, kończąc pionowym klifem, 600m prosto w dół do Lysefiordu.

    Każdy kto dotarł milknie w zadziwieniu i podziwie, ostrożnie sprawdza, jak blisko może podejść do krawędzi, żeby zrobić to jedno, jedyne niepowtarzalne ujęcie, najlepiej tak, żeby oszukać rzeczywistość i udawać, że te wysokości zdobyło się jak prawdziwy odkrywca - w pojedynkę.

    A tu rzeczywistości oszukać nie sposób, i do zdjęć na krawędzi klifu kolejka, jak po czekoladę i pomarańcze.

    Ale i tak jest pięknie, wysokość urwiska zapiera dech w piersiach, widok na Lysefjord w jedną stronę a na wyspy i Stavanger w drugą co chwilę niknie w chmurach i wynurza się opromieniony słońcem wprawia w zachwyt, a radość z chwilowego zakończenia pory deszczowej dodatkowo dodaje smaku wędrówce.
    Lue lisää

  • Päivä 12

    Zimowanie w skansenie Wikingów

    9. elokuuta 2023, Norja ⋅ 🌧 11 °C

    „Zimowanie. Moc odpoczynku i wyciszenia”. Jak się okazuje, jest nawet książka pod takim tytułem, napisana przez niejaką Katherine May. Książki nie znamy, ale niespecjalnie mamy wybór, biorąc pod uwagę okoliczności przyrody, zalegamy więc zimować. Ale nie byle gdzie, tylko w okolicy Lysefjord, jednego z najpiękniejszych ponoć fiordów norweskich (choć tu o zwycięzcę trudno, konkurencja jest bardzo zacięta). W dodatku w skansenie wikińskim, w dolinie otoczonej stromymi skałami, wśród starych chat, porośniętych trawą nie tylko na dachu, ale też na wszystkich ścianach, gdzie drogę wskazują rzeźby postaci z mitologii nordyckiej, a pomiędzy chatami wikińskimi, chatkami dla gości i namiotami pasą się iście wikińskie kozy. Do tego nasz domek, choć całkiem nowoczesny, dla dopełnienia klimatu nazywa się Baldur (zaraz obok są Odyn i Freya).
    A w zasięgu krótkiego spaceru (oczywiście w deszczu) mamy jezioro Haukalivatnet, w sam raz na zimowanie drakkaru.
    Nic tylko zimować :-). Choć mamy nadzieję, że jednak pogoda pozwoli się nam wyrwać z zaklętej wikińskiej dolinki, być może już jutro.
    Lue lisää

  • Päivä 11

    Stavanger, miasto sztuki ulicznej

    8. elokuuta 2023, Norja ⋅ 🌧 11 °C

    Deszcz pada, leje, zacina, mży, siąpi i dżdży. Bezustannie, bezlitośnie i bez przerwy. A do tego porywisty wiatr przynosi szkwały i zalewa ulice portowe Stavanger falami. Czyli, mówiąc krótko, sierpień w Norwegii. Rano wyruszyliśmy z Føresvik, małego porciku na wyspie Vestre Bokn, gdzie spędziliśmy noc w chatce na farmie, w potokach deszczu, i podziwiając grzywacze na rozkołysanymi morzu w porcie. Przeprawiliśmy się promem przez dokładnie takie, albo gwałtowniejsze grzywacze, oczywiście w potokach deszczu, i w wietrze tak silnym, że prom musiał zawinąć do alternatywnego portu, bo właściwy był zbyt niebezpiecznie nawietrzny. I wyruszyliśmy na podbój Stavanger ubrani we wszystkie dostępne przeciwdeszczowe warstwy, przynajmniej niektórzy z nas (czyli nauka z Lubeki nie do końca poszła w las).

    Stavanger jest przedstawiane jako stolica sztuki ulicznej i stolica gastronomiczna Norwegii. Choć nie mamy zbyt dużego porównania, spokojnie możemy się z oboma tytułami zgodzić. Pomimo ulewy i zacinającego deszczu kamieniczki w dzielnicy portowej zachwycają kolorami, a uliczki na Starym Mieście (174 drewniane domy w staronorweskiego stylu) urzekają zaułkami i malutkimi ogródkami wkomponowanymi między (oczywiście!) zbocza klifu i ściany domów. Do tego kolorowe grafitti zaskakuje na każdym prawie kawałku muru, i nawet skrzynki pocztowe są nim ozdobione. Grafitti jest częściowo pamiątką po 15 latach Festiwalu Sztuki Ulicznej Nuart, i podobno ulice ozdabia 273 oryginalne grafitti, łącznie jak głosi legenda, z Banksym. Być może sztuka to antidotum na warunki pogodowe??

    Musimy tu jeszcze wrócić, żeby odnaleźć wszystkie 273 i Banksego :-). I przetestować systematycznie lokalną gastronomię. Dzisiejsza próbka zdecydowanie zdobyła wysokie noty, a to dopiero wierzchołek góry lodowej.

    Opuszczamy Stavanger najdłuższym na świecie podmorskim tunelem Ryfast, 14.3 km, 292 m pod poziomem morza i wynurzamy się w Strand, oczywiście w potokach ulewnego deszczu. I to w dodatku z upgradem. Po dwóch dniach nieustającej nawałnicy wezbrały wszystkie strumienie, rzeki i inne zbiorniki wodne, i teraz woda nie tylko zacina z nieba, zalewa falami morskimi i spływa po drodze, ale wszystkie zbocza zamieniły się w jeden wielki, ciągły wodospad. Tak zapewne wyglądał początek potopu.
    Lue lisää

  • Päivä 10

    Południe, południowy zachód

    7. elokuuta 2023, Norja ⋅ 🌧 15 °C

    Pogoda norweska, i prawdopodobnie sztorm Antoni (ten co w UK) albo sztorm Zachariasz (ten co w Polsce) przed nami.
    A my pakujemy się, i niestety odwracamy od Alesund i Andalsnes i kierujemy na południe, a dokładniej południowy zachód, zdobyć Pulpit Rock, Kjeragbolten i dluuugą listę wodospadów. Więc dziś kilometry przecudnej drogi nad fiordem, pod urwiskiem, przez las, przez przełęcz, most, tunel, prom, fiord, tunel, fiord, tunel, most, prom, fiord, przełęcz, most, fiord, most, fiord, jezioro, wyspa, most, wyspa, fiord …. 12 godzin, i wszystko w deszczu i wszystko jednak nadal przepiękne. Nie ma się co dziwić, że za fiordy norweskie Slartibartfast dostał międzygalaktyczną nagrodę projektantów :-).Lue lisää

  • Päivä 8

    Niezdobyte szlaki trolli

    5. elokuuta 2023, Norja ⋅ ☁️ 8 °C

    Masyw Trolltindane (Szczyty Trolli), klif Trollveggen (Ściana Trolli), najwyższa pionowa ściana klifu w Europie, 1100m pionowego spadku. Store Trolltind - najwyższy szczyt masywu - 1788 mnpm. I Trollstiggen (Drabina Trolli) która prowadzi przez dolinę wodospadów do początku szlaku Stabbeskaret, z którego można podziwiać szczyty i ścianę trolli na wyciągnięcie ręki.

    Cel wspinaczy i turystów z całego świata, tych pierwszych kusi wyzwanie Trollveggen, tych drugich widoki z Trollstigen, na okoliczne szczyty i na Stigfossen, jeden z najpiękniejszych norweskich wodospadów.

    Jedziemy i my, z nadzieją, że zapowiadane bardzo konkretne zachmurzenie, niestety siedzące nisko na szczytach gór, albo się przetrze, albo się podniesie, albo jest na tyle nisko że wyspindramy się powyżej, i uda się w końcu ścianę trolli zobaczyć. Ponieważ nie umiemy się wspinać, a na pewno nie 1000 m w przewieszeniu po litej skale do góry, wybieramy opcję pośrednią, czyli trek Stabbeskaret, w celu podziwianiu Trollveggen na wyciągnięcie ręki.

    Przejazd Trollstigen sam w sobie warty jest wycieczki. Wodospad za wodospadem, zakręt za zakrętem przybliżamy się do Stigfossen, spadającego kaskadami z 240m (choć wydaje się tak naprawdę, że z dużo większej wysokości), i potężniejącego z każdym przemierzonym metrem. I jeszcze mostek, i jeszcze kolejne ujęcie pod zupełnie innym kątem. A zaraz obok Tverrdalsfossen, który choć objętościowo dużo skromniejszy, spada z kilkudziesięciu metrów całkowicie pionowo w dół, po granitowo-czarnej ścianie. Wjazd zwieńcza budynek centrum turystycznego, wybudowany na sztucznym jeziorze, z kaskadami prowadzącymi do Stigfossen, i platformą widokową pozwalającą podziwiać potęgę wodospadu tym razem od źródła. Architektura pięknie scalona z krajobrazem :-)

    Chmury niestety ani myślą słuchać naszych życzeń, mijamy więc centrum turystyczne, platformy widokowe, odnajdujemy początek szlaku na Stabbeskaret, i zanurzamy się w mokrą biel. Na szlaku choć mokro, widoczność jest znakomita, zwłaszcza na zroszone deszczem kamienie i roślinki, ale dalej niż na 100m widać głównie i wyłącznie mgłę (czy też chmurę, jeśli ktoś woli). Tak jak po drugiej stronie doliny, szlak wiedzie przez gołoborze albo jak kto woli rumowisko skalne, zabawa jest więc znakomita i radość ze znalezienia dogodnego przejścia do kolejnego caernu wytyczającego drogę przesłania zmęczenie i znudzenie monotonią krajobrazu. W dodatku idziemy w górę strumyka, który w dalszym biegu (hmm, spadzie?) tworzy Tverrdalsfossen, a nam dostarcza dodatkowego urozmaicenia terenu. M’n’Ms nie mogą narzekać, życzyły sobie wspinaczki po kamieniach a nie wchodzenie po schodach, to i dostały aż do przesytu.

    Po pierwszym kilometrze zostawiamy strumyk za sobą, i caern za caernem posuwamy się przez morze kamieni do przodu, raz bardziej stromo, raz mniej, ale ciągle w górę. I kolejna grań, a za nią dolinka, i widok na kolejne podejście po kamieniach, i w górę i dolinka. A dookoła mgła, chmura, mleko i siąpiący deszcz.

    Zaletą mglistej pogody jest to, że na szlaku jesteśmy w zasadzie sami, co jeszcze potęguje wrażenie nieziemskości. Ale wadą, niestety, kompletny brak wyczekanych widoków. Niestety chmury nie chcą się ani rozejść, ani podnieść, ani przetrzeć. Do tego siąpiący uporczywy deszcz przybiera na sile, i powoli, acz skutecznie, przemacza kolejne warstwy do ostatniej suchej nitki.

    Mając w perspektywie podziwianie mgły nad 1000 m urwiskiem postanawiamy zakończyć wyprawę wcześniej, przy jeziorkach lodowcowych, i odłożyć polowanie na trolle na raz kolejny, w bardziej sprzyjającej aurze. Niby do trzech razy sztuka, ale i tym razem zdjęcia Ściany Trolli nie będzie. Najwyraźniej Trollveggen to nasz norweski Snowdon :-).
    Lue lisää

  • Päivä 7

    Wycieczka pracownicza z Petrobudowy

    4. elokuuta 2023, Norja ⋅ ☁️ 13 °C

    Po długich naradach i roztrząsaniu wyższości spływu kajakowego w mieście (architektura!), do wysp (dzika flora i może fauna też), i do fiordu Tafjord zarejestrowanego jako część światowego dziedzictwa UNESCO, wybieramy rekomendację UNESCO i ruszamy do Valldal, skąd rozpoczyna się spływ. Droga do Valldal prowadzi dookoła fiordu (pierwszego z wielu dzisiaj) a widoki co chwila wywołują ochy i achy, przynajmniej części drużyny.
    Samo Valldal też powinno być naszym zdaniem wpisane na listę UNESCO, położone nad fiordem, pod urwiskiem, dookoła góry, skały i wodospady i ogólnie fantastyczne okoliczności przyrody.
    Natomiast okoliczności pogodowe są mniej fantastyczne. Jak się okazuje na kajaki wiatr jest za silny (na lądzie zupełnie go nie czuć, ale właśnie jadą ratować jakaś ekipę która nie może wrócić), na tratwy za mało wody, na canyoning nie ma miejsc, na safari się stąd nie płynie. Pozostaje wycieczka na farmę ryb, albo… rowery elektryczne. Z tym, że polecają rowery elektryczne.
    Zapewniają za to, że żadnego off road nie ma, wszystko kulturalnie po asfalcie, i ogólnie wycieczka w głąb fiordu (nie UNESCO ale też malowniczego), i że wodospady, i że może nawet gdybyśmy chcieli to można spróbować do ukrytego jeziorka wśród urwisk. A poza tym prom dla rowerów jest za darmo.
    Poddajemy się, i decydujemy na kajaki szosowe.
    Jeszcze tylko trzeba przywdziać kaski i kamizelki odblaskowe, i już wyglądamy profesjonalnie jak wycieczka pracownicza z petrobudowy albo innego energoprojektu.
    Kajaki szosowe spisują się znakomicie, pomni doświadczeń zeszłorocznych nie bawimy się w „eco”, „tour” czy „sport” tylko od razu wrzucamy opcję „turbo”. I słusznie, bo po wyjechaniu z zatoczki uderza w nas taki wiatr, ze bez wspomagania nie byłoby
    szans jechać, w dodatku ostro pod górę.

    Jest za to i prom bezpłatny, i droga asfaltowa nad fiordem, i wodospady, i wioska Wikingów (a przynajmniej takie sprawiająca wrażenie). Jest też i droga nad jezioro - tylko 22% nachylenia, ale co to dla nas z opcją „turbo” :-). Tylko do jeziorka nie udaje się dojechać, bo czas wracać i oddawać sprzęt. Poprzestajemy więc na kilku wodospadach, i z żalem wracamy do bazy. Jak się okazuje, właściwie stosowane, kajaki szosowe mają swoje zalety :-) A do Tafjordu UNESCO dojeżdżamy autem :-)
    Lue lisää

  • Päivä 6

    Przyjemne z pożytecznym: zwiad w Ålesund

    3. elokuuta 2023, Norja ⋅ ☁️ 15 °C

    Dziś dzień odpoczynku i regeneracji po wczorajszych wyczynach. Ale rzecz jasna nawet dzień wypoczynku nie wyklucza zwiedzania :-). Dlatego wybieramy się do Ålesund, po części, żeby zobaczyć na własne oczy zachwalany w przewodnikach malowniczy port, po części żeby obadać możliwości zwiedzania fiordów z poziomu morza. A konkretnie, z kajaka. Ålesund nie zawodzi. Położone przepięknie nad ujściem Geirangerfjord do morza norweskiego (a może wejściem morza do fiordu??). Całe centrum wybudowane w stylu art nouveau, po pożarze na początku XX wieku. Pożar na pewno był katastrofalny dla miasteczka i ludności, ale odbudowano w pięknym stylu, i teraz spacer po porcie robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza ze styl zupełnie odbiega od innych miejsc w Norwegii.

    Ale za to widzimy niespodziewanie pierwsze prawdziwe trolle, czyli jednak aż tak bardzo styl art nouveau od tradycji nie odbiega ;-).

    Jest też restauracja na szczycie góry Aksla, jedyne 403 stopnie ;-) kolana bolą na samą myśl. Tym razem podziękujemy i poprzestajemy na rybie i frytkach w porcie.

    Oprócz zachwytów nad architekturą mamy również misję, i tu również Ålesund przedstawia wachlarz możliwości. Można wybrać kajaki po mieście, kajaki po zatoce, kajaki na wyspę, albo kajaki w głębi fiordu, startując z innej bazy - Valldal. A także tratwy, canyoning, wycieczki motorówką na morskie safari, i oczywiście rowery elektryczne. Z tych wszystkich opcji rowery zdecydowanie odpadają. Pamiętamy z zeszłego roku czym to pachnie, i rowerom mówimy zdecydowane nie. Teraz tylko pozostaje nam wybrać optymalną opcję wodną - i jutro ruszamy podbijać Norwegię z wody.
    Lue lisää

  • Päivä 5

    Zobaczyć Romsdalseggen i umrzeć

    2. elokuuta 2023, Norja ⋅ ☁️ 15 °C

    Jak mówił poeta. Albo mówiłby, gdyby wybrał się do Norwegii a nie do Neapolu :-)
    W każdym razie gdzie się nie obejrzymy, to słychać: to najpiękniejsza trasa w Norwegii! Nie, jedna z najpiękniejszych w Europie! Nie, tak naprawdę, to jedna z najpiękniejszych na świecie! Nie ma wyjścia, musimy zobaczyć na własne oczy i ocenić.
    Przygotowujemy się do wyprawy uczciwie, czytając wszystkie dostępne informacje i relacje. Zakres opinii jest szeroki - od „szlak wyczynowy, tylko dla zaprawionych wędrowców, polecamy wybrać się z przewodnikiem” na oficjalnych stronach norweskich, przez „owszem, wymagający, ale bez przesady, i wszystkie strome podejścia są zabezpieczone łańcuchami” na blogach turystów z UK do „po co Wam mapa, tam jest szlak jasno wytyczony, droga szeroka, zgubić się nie ma jak, zresztą przy tej pogodzie wszystko widać, a w dodatku dużo ludzi idzie” - w opinii pani z informacji turystycznej tuż przed wyjściem na szlak.
    Pogoda jest rzeczywiście obłędna, jak na zamówienie, przyjmujemy więc, że opinia lokalna jest wiążąca i ruszamy.
    Autobus startuje z centrum komunikacyjnego Andalsnes, skąd można wyruszyć w podróż autobusem, pociągiem, gondolą, albo wielkim promem turystycznym - jak centrum, to centrum. My wybieramy lokalny autobus do Vengedalen valley, skąd rozpoczyna się szlak, przez sielskie pola nad malowniczym strumyczkiem, z widokami na zbocza gór umajone łąką i łatami śniegu, Romsdalshorn - szczyt całkowicie zasnuty chmurami, Romsdalseggen Ridge, częściowo w chmurach, Trollveggen, w zasadzie całkiem w chmurach, Littlefjmelet - w pełnym słońcu tak jak i cała dolina. Ruszamy!
    Zgodnie z opisami pierwsze dwa km mijają szybko i bezstresowo - łąki, strumyczek, widoki, i owce wikińskie (albo staronorweskie jak kto woli). Idziemy u podnóża masywu Romsdalseggen, i tak po prawdzie zastanawiamy się, czy na pewno wybraliśmy właściwy szlak, bo przecież miało być wyczynowo. Nareszcie, po 2.5 km (precyzyjnie zaznaczonych na słupkach przy szlaku - ile za nami ile jeszcze przed) droga odbija prostopadle w lewo, w kierunku na grań i zaczynamy przygodę.
    Najpierw rumowisko kamieni i głazów, po którym w zasadzie nie ma znaczenia jak się idzie, wszędzie jest trudno i zdradliwie i żadnej ścieżki nie widać. Tyle, ze cel jest jasny - szczyt, widoki zapierające dech w piersiach i początek grani. Po kilkuset metrach ostro w górę przez rumowisko, jest szczyt, jest znak na punkt widokowy, i …jest gęsta mgła, albo inaczej chmura…ani Trollveggen, ani Romsdalshorn ani Store Vengetind nie widać…. Trolle zapewne czają się gdzieś w tej mgle.
    A my jesteśmy na grani. Po lewej rzeczona mgła, po prawej widok na dolinę Vengedalen którą przyszliśmy jest piękny, to prawda, ale szału nie ma, w zasadzie podobny do widoku z dowolnej wysokiej góry - jakieś skałki, jakieś jeziorka, jakieś strumyczki. Zdecydowanie nie warto umierać.
    Natomiast umrzeć można po wielokroć, wędrując po Romsdalseggen Ridge, bo jeśli Norwegowie mówią, ze szlak prowadzi po grani, to szlak prowadzi dosłownie po grani, czasem nawet szerokiej na pół metra, nad przepaścią, a właściwie dwiema, do wyboru, po prawej i lewej stronie. Jakieś 700 m w dół na oko. Łańcuchy, owszem, są tu i ówdzie, pewnie pomagają, ale i tak jest wyczynowo. Widoki widokami, ale przeżycie jest nieziemskie. Wyrzut adrenaliny taki, że zmęczenia nie czuć w ogóle, nogi niosą same, a piersi rozpiera pierwotny duch przygody i poczucie, że możemy teraz właściwie wszystko.
    I jest nagroda za wytrwałość, kto się śmieli ten korzysta, chmury się rozstępują, a przed nami widok na dolinę Romsdal, z wijącą się rzeką Raumą, fiord, i ocean.
    I teraz zdecydowanie możemy przyznać poecie rację! Widok zatyka dech (przygody) w piersiach.
    Natomiast ceną za przecudne widoki jest zejście do Andalsnes. 1000m, stromo w dół. Po norwesku stromo. Po schodach Szerpów, korzeniach, głazach. Łańcuchy, owszem, gdzie nie gdzie są, ale dla nóg i kolan wymęczonych 6 godzinnym intensywnym trekiem to jest spore wyzwanie. I tak ponoć należy się cieszyć, bo jeszcze niedawno, zamiast schodów Szerpów był zjazd po błocie, z opcją użycia lin… Niestety, nie pociesza nas to za bardzo, chyba jednak zbyt zmęczeni jesteśmy.
    Ale na deser dostajemy tęczę, i widok na czarne chmury spowijające Romsdalsteggen, i ulewny deszcz nad fiordem. Okno pogodowe wykorzystane!
    Lue lisää